Mistrzostwa Europy we Francji? Bez udziału Holendrów. Mundial w Rosji? Również bez ekipy “Pomarańczowych”. Holendrzy kryzys mają już za sobą, reprezentacja Polski nie ma co liczyć dzisiaj na łatwą przeprawę, ale w pewnym momencie nasi dzisiejsi rywale upadli naprawdę nisko. Z tarapatów wyciągnął ich szkoleniowiec, który tej samej sztuki ma dokonać z FC Barceloną. Czyli rzecz jasna Ronald Koeman.
Zapaść
Aż trudno uwierzyć, ale wszystko co złe w reprezentacji Holandii zaczęło się tak naprawdę od… brązowego medalu mistrzostw świata. Na mundialu w Brazylii drużyna dowodzona przez Louisa van Gaala pokazała się z kapitalnej strony. Zaczęła turniej od zmiażdżenia 5:1 broniących tytułu Hiszpanów w ramach zemsty za porażkę w finale poprzedniej imprezy. Potem aż tak efektownie już nie było, ale “Pomarańczowi” z mniejszymi i większymi kłopotami przedzierali się przez kolejne etapy rozgrywek. Zatrzymali się dopiero w półfinale. Tam w rzutach karnych lepsza okazała się reprezentacja Argentyny. Na pocieszenie podopieczni van Gaala zwyciężyli jeszcze 3:0 w meczu o trzecie miejsce. Nie była to w sumie trudna sztuka – wystarczyło dobić gospodarzy, zmiażdżonych uprzednio przez Niemców.
Brazylia 0:3 Holandia (mistrzostwa świata 2014)
Problem w tym, że podstawową zasługą van Gaala podczas tamtego mundialu było zmobilizowanie srebrnych medalistów z 2010 roku do ostatniej próby zdobycia dla Holandii mistrzostwa świata. Fenomenalny turniej rozegrał Arjen Robben, rocznik 1984. Świetnie spisali się również Robin van Persie (1983), Wesley Sneijder (1984). Swoją robotę robili Nigel de Jong (1984), Dirk Kuyt (1980) czy Klaas-Jan Huntelaar (1983). Krótko mówiąc – trzecie miejsce w Brazylii to był w dużej mierze sukces trzydziestolatków.
A co z kolejnym pokoleniem holenderskiego futbolu? Cóż – niewątpliwie okazało się ono, mówiąc ogólnie, mniej utalentowane od poprzednich. Van Gaal zabrał w 2014 roku na mistrzostwa takich graczy jak Terence Kongolo, Bruno Martins Indi, Joel Veltman, Jordy Clasie, Daley Blind, Leroy Fer, Jasper Cillessen czy Daryl Janmaat. Wszyscy wyrośli na bardzo solidnych zawodników, to jasne, ale żaden z nich nie stał się jednak futbolowym gigantem. Piłkarzem wskazywanym jako jeden z najlepszych na swojej pozycji na świecie. Nawet Georginio Wijnaldum, Stefan de Vrij czy Memphis Depay, którzy porobili duże kariery, musieli długo poczekać, aż uda im się wskoczyć do ścisłego europejskiego topu. Zwłaszcza po tym ostatnim obiecywano sobie w Holandii sporo, tymczasem jego przygoda z Manchesterem United okazała się kompletną klapą i dopiero w Olympique’u Lyon holenderskiemu napastnikowi udało się odżyć.
Takie nie do końca spełnione talenty można długo wyliczać. Jeffrey Bruma, Marco van Ginkel, Patrick van Aanholt i Nathan Ake nie przebili się w Chelsea. Riechedly Bazoer utonął w przeciętności. Tonny Vilhena wylądował w Krasnodarze. Jorrit Hendrix wciąż występuje w PSV Eindhoven. Elton-Ofoi Acolatse, bohater zwycięskiego finału mistrzostw Europy U17 z 2012 roku, obecnie gra w Izraelu. Karierę Kevina Strootmana zakłóciły ciężkie kontuzje. Ola John również był dręczony zdrowotnymi kłopotami. Ricardo van Rhijn obecnie nie ma nawet klubu. Luciano Narsingh powrócił do Eredivisie.
Riechedly Bazoer
Można jeszcze długo wyliczać nazwiska piłkarzy, którzy mają dzisiaj 25-30 lat i nie ugrali w futbolu tyle, ile się po nich oczekiwano. W holenderskim futbolu nastąpił swojego rodzaju przestój, również w zakresie szkolenia młodzieży. I seniorska reprezentacja kraju mocno to odczuła. Na łamach Weszło opowiadał o tym Joey Jap Tjong, trener młodzieży: – Holenderska szkoła futbolu się kompletnie zestarzała. Cały czas żyje się futbolem totalnym, Rinusem Michelsem, trenerzy koncentrują się wyłącznie na ofensywie. Przecież piłka nożna cały czas ewoluuje! Musisz się rozwijać razem z nią, patrzeć co robią inni i adaptować ich rozwiązania. Tymczasem w KNVB są na to zbyt dumni i przekonani o własnej nieomylności – mówił.
Marzenie Koemana
W eliminacjach do Euro 2016 reprezentacja Holandii, oparta jeszcze o Robbena, Sneijdera i spółkę, poległa z całkowitym kretesem. Zajęła zaledwie czwarte miejsce w grupie, za plecami Czechów, Islandczyków i Turków. Kompromitacja była tym większa, że przecież poszerzono liczbę zespołów kwalifikujących się do turnieju. Drużynę najpierw prowadził bardzo doświadczony Guus Hiddink, później Danny Blind. Obaj spisali się źle. W 2017 roku za stery chwycił kolejny ze szkoleniowców-weteranów, Dick Advocaat, ale także i on poległ na całej linii. Eliminacje do kolejnego mundialu “Pomarańczowi” zakończyli na trzecim miejscu w grupie. W tyle pozostawili ich Francuzi i Szwedzi. Do miejsca barażowego brakowało niewiele, to prawda, no ale jednak brakowało. Choćby zwycięstwa w Bułgarii, gdzie Holendrów pogrążył znany z polskich boisk Spas Delew.
Dwie wielkie imprezy bez udziału Holendrów. Gigantyczny cios dla ojczyzny futbolu totalnego.
Wtedy do akcji wkroczył Ronald Koeman. Człowiek, który miał doświadczenie w wyciąganiu reprezentacji z zapaści. Sięgnijmy bowiem pamięcią do lat osiemdziesiątych. Ekipa “Pomarańczowych” po sukcesach poprzedniej dekady dwa razy z rzędu nie dostała się na mundial. Niemoc udało się przełamać dopiero wówczas, gdy do głosu doszło pokolenie Marco van Bastena, Ruuda Gullita i właśnie Ronalda Koemana. To oni jako pierwsi zdobyli dla Holandii złoto na mistrzostwach Europy w 1988 roku.
Ronald Koeman
Koeman w 1988 roku wywalczył również potrójną koronę jako lider fenomenalnego PSV Eindhoven. A jednak nigdy nie wymieniano go jako głównego bohatera sukcesów Holandii z tamtych lat. Zawsze pozostawał w cieniu tercetu z AC Milanu – van Bastena, Gullita i Rijkaarda. Czuł się tym w zasadzie trochę pokrzywdzony. Rijkaard trenerem holenderskiej drużyny narodowej został już w 1998 roku, tuż po zakończeniu piłkarskiej kariery. Van Basten swoją szansę otrzymał sześć lat później. Koeman musiał uzbroić się w cierpliwość i długo prowadzić karierę na poziomie klubowym, zanim federacja zwróciła na niego uwagę. Wielokrotnie liczył na nominację, a jednak go pomijano. Pierwszy raz poprowadził samodzielnie klub w 2000 roku, na ławkę trenerską reprezentacji trafił osiemnaście lat później. I to w najtrudniejszym dla niej momencie od dekad. Jak trwoga, to do Koemana – chciałoby się sparafrazować znane powiedzenie.
W końcu doczekał się swojej szansy. Nie zmarnował jej.
Miał to szczęście, że reprezentacja wpadła w jego ręce akurat w momencie, gdy nie trzeba było rozgrywać meczów o punkty. Nie wylądował w kadrze w trakcie zawalonych eliminacji, które należało w pośpiechu ratować, a taki los spotkał paru jego poprzedników. Nie – on miał czas do wykorzystania. I duży kredyt zaufania do przeprowadzenia w reprezentacji znaczących zmian. Po szeregu dotkliwych porażek i holenderscy działacze, i tamtejsza opinia publiczna wręcz żądała rewolucji. A to akurat zadanie, do którego Koeman świetnie się nadaje. Typ trenerskiego twardziela, który nie daje sobie w kaszę dmuchać i nie boi się podejmować trudnych decyzji.
Początkowo eksperymentował ustawieniem 3-5-2, które z tak dobrym skutkiem wykorzystywał przed laty van Gaal. Wkrótce jednak porzucił ten pomysł i postawił na klasyczną formację 4-3-3. Najbardziej holenderską taktykę, jaką tylko można sobie wyobrazić. Wypaliło. W premierowej edycji Ligi Narodów ekipa “Pomarańczowych” zawędrowała aż do finału. W fazie grupowej zmiażdżyła Niemców aż 3:0.
Holandia 0:1 Portugalia (finał Ligi Narodów 2018/19)
To oczywiście tylko Liga Narodów, rozgrywki o wątpliwym prestiżu. Ale jednak widać było, że Koeman wprowadził drużynę na właściwą drogę. Może nie radykalnie, ale jednak odmłodził skład. Pożegnał się właściwie ze wszystkimi zawodnikami, którzy pamiętali jeszcze wicemistrzostwo świata z 2010 roku. Jeżeli chodzi o weteranów, pozostawił sobie do dyspozycji jedynie bramkarzy, Daleya’ego Blinda i Ryana Babela. Odważnie postawił na Frenkiego de Jonga i Matthijsa de Ligta. Skoncentrował się na podstawach – wzmocnił środek pola, ustabilizował defensywę wokół Virgila van Dijka.
6 września 2019 roku Holendrzy znów pokonali Niemców. Tym razem na wyjeździe, już w eliminacjach do Euro 2020. Choć dwa razy w tym spotkaniu przegrywali, udało im się zatriumfować 4:2. Trudno o wyraźniejszy znak, że Oranje wracają do europejskiej elity. Ostatecznie to podopieczni Joachima Loewa wygrali rywalizację o pierwsze miejsce w grupie, ale Holandia na mistrzostwa awansowała bez najmniejszego strachu. Miła odmiana po ostatnich potknięciach.
Na ratunek Barcelonie
Nigdy się nie dowiemy, co osiągnąłby Koeman z reprezentacją Holandii podczas mistrzostw Europy. Holendrowi najwyraźniej spodobała się bowiem rola ratownika i rzucił się teraz na pomoc FC Barcelonie, pozostawiając reprezentację tymczasowo w rękach swojego asystenta, Dwighta Lodewegesa, który w nowej roli zadebiutuje dziś przeciwko Polsce. Nie bez znaczenia była tu kwestia koronawirusa i przełożenie mistrzostw Europy. Koeman to człowiek o słabym zdrowiu, mający za sobą bardzo poważne problemy z sercem. Prawdopodobnie uznał, że jeżeli teraz nie spróbuje swoich sił na Camp Nou, to druga taka okazja może się już w jego karierze nie powtórzyć. A nawet jeśli się powtórzy, to on nie będzie już w stanie dać z siebie stu procent, a w Barcelonie trudno sobie przecież poradzić działając na pół gwizdka.
Trudno jednak mówić o dezercji. Koeman przejął drużynę będącą w całkowitej rozsypce. Tęskniącą za bohaterami z dawnych lat i wierzącą w moc zawodników, których czas bezpowrotnie minął. Holender położył kres tej toksycznej tęsknocie. Niekoniecznie promując wielkie indywidualności. Spójrzmy choćby na wspomniane wyjazdowe spotkanie z Niemcami. Kwartet ofensywny “Pomarańczowych” w tamtym meczu stworzyli Memphis Depay, Ryan Babel, Quincy Promes i Georginio Wijnaldum. Nie będzie kontrowersyjnym stwierdzenie, że żaden z nich nie włączy się nigdy do walki o Złotą Piłkę. A jednak jako całość funkcjonowali znakomicie.
– Ronald pozostawia mi znakomitą drużynę, ale i olbrzymią presję. Nasza nowa generacja jest więcej niż obiecująca – przyznał Lodeweges. – Nie mam wątpliwości, że nasza kadra ma w tej chwili wielką jakość. Ale wiem jeszcze jedno. Ten zespół potrzebuje lidera, charyzmatycznego szkoleniowca, by odpowiednio funkcjonować.
Koeman był takim liderem. Czy jego następca – Lodeweges albo ktokolwiek inny – również nim będzie? Wkrótce się przekonamy.
fot. NewsPix.pl