– Nie róbmy farsy z konferencjami. Wszyscy siedzą ze sobą razem, a my robimy online’ową farsę. To jest komedia. Zaczyna mnie to śmieszyć. Róbmy normalne konferencje, mnie już nudzi gadanie do kamery. Nawet nie ma się z kim pokłócić – stwierdził wczoraj Michał Probierz. Czy jest to najważniejszy problem polskiej piłki? Nie, wolelibyśmy pewnie zapomnieć o jakichkolwiek konferencjach prasowych, gdybyśmy w zamian mogli dostać fazę grupową pucharów co roku. Czy Michał Probierz ma rację i zapędziliśmy się w absurd? Wydaje się, że tak.
Od razu uprzedźmy, że jeśli ktoś liczy, iż będziemy w tym tekście podważać istnienie koronawirusa, pisać o „plandemii”, „koronaświrusie”, czy innych takich cudach, to powinien poprawić czapkę foliową i włączyć kolejny film z żółtymi napisami na YouTube, bo tutaj tematyka jest inna. Koronawirus istnieje, zabija ludzi, każdy byłby szczęśliwszy, gdyby nic podobnego nie spotkało ludzkości w 2020 roku.
Ale! Faktycznie irytująca może być niekonsekwencja w jakiej podchodzi się w polskim futbolu – ale nie tylko w nim, można to rozszerzyć na wiele aspektów życia – do tego problemu.
Całkiem niedawno było głośno przecież o sytuacji z Jakubem Błaszczykowski, który musiał poddać się badaniom na wirusa, bo kibic cyknął sobie z nim selfie. Cóż, nikogo nie ruszało, gdy w sieci pojawiło się zdjęcie Kuby z Piotrkiem Wołosikiem (dziennikarzem “Przeglądu Sportowego”), ale zdjęcie z fanem: nie no, tak być nie może! Albo więc dziennikarze sportowi są nadludźmi i nie mogą się zakazić, albo mieliśmy do czynienia z robieniem panny lekkich obyczajów z logiki. Stawiamy na to drugie.
Po drugie ostatnio widzieliśmy taką fotkę:
Menadżer Maciej Gałat spotkał się z Jakubem Rzeźniczakiem. Jakoś nie słyszymy, by piłkarz Wisły Płock został przez to odizolowany, wręcz przeciwnie, wyszedł w pierwszym w składzie na Lecha Poznań. Czym cała sytuacja różniła się od przypadku Błaszczykowskiego? Niczym, chyba że znów: tym razem to menadżerowie są odporni i nie ma się co bać. Ale po raz kolejny dużą sumę postawimy na marnej jakości taniec z logiką.
Piłkarze, trenerzy, działacze – oni nie żyją w izolacji.
Ten termin od początku był odrealniony. Każdy z nich kupuje bułki w sklepie albo płaci na stacji za benzynę. Co więcej, podobnie ma się sprawa z ich rodzinami, one też nie chodzą w skafandrach po ulicy. Oczywiście trzeba rozróżnić sytuację, w której piłkarz głupio ryzykuje i idzie do klubu nocnego – to jest naganne i zupełnie niepotrzebne. Natomiast wypada przestać żyć w fikcji.
Między innymi dlatego warto zauważyć słowa Probierza. Nic by się nie stało, jeśli dziennikarze byliby rozsadzeni na sali, siedzieli w maseczkach, zachowywali ostrożność i tak dalej. Jasne, znacie nas i wiecie, że fanami konferencji prasowych nie jesteśmy, bo to w 95% skrajna nuda. Jednak nie pozwólmy, by ta nuda stała się dla kogoś wygodna, ponieważ znając pytania wcześniej, można się do nich albo przygotować, albo te nieprzyjemne odrzucić. Dzisiaj z pewnością można było usłyszeć od Brzęczka więcej niż to, czy stęsknił się za kadrą. Swoją drogą ciekawe, jakiej odpowiedzi spodziewał się autor – „nie, nie stęskniłem się, w dupie to mam, elo”?
Teraz, jak czytamy, ponad 4,5 miliona dzieci wraca do szkół. Świat się pewnie nie zawali, jeśli dziesięciu pismaków przyjdzie na konferencję. Nas to może tak nie interesować, ale dla lokalnych dziennikarzy jest to ważny element pracy, który zabiera się im z niezrozumiałych już powodów. Chyba że idziemy na całość, zamykamy piłkarzy w obozie i nie wychodzą z niego przez cały sezon.
Nie? To współpracujmy z logiką.
Fot. FotoPyk