Reklama

„Probierz wstrząsał, Brede łagodził”. Mgnienia z czasów ich wspólnej pracy

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

30 sierpnia 2020, 11:50 • 11 min czytania 5 komentarzy

Jak wyglądał początek ich współpracy w Lechii Gdańsk, gdzie Probierz przychodził z wielkimi oczekiwaniami, a Brede przeszedł długą drogę od pracy z młodzieżą do pierwszej drużyny? Czy w Jagiellonii role się pozmieniały i ich duet pracował inaczej? Jak Brede implementował szatni piosenkę „Stary Abraham”? Dlaczego Probierz to typ dominujący? Który z nich zaostrzał szatnię, a który łagodził? Ile w Probierzu jest Brede, a ile w Brede jest Probierza? Na te i na inne pytania odpowiadają byli podopieczni duetu Michał Probierz-Krzysztof Brede z czasów Lechii Gdańsk i Jagiellonii Białystok. 

„Probierz wstrząsał, Brede łagodził”. Mgnienia z czasów ich wspólnej pracy

***

DELEU (były piłkarz Lechii Gdańsk)

Krzysztofa Brede pamiętam jeszcze, jak zaczynał pracę asystenta u boku Bobo Kaczmarka, a duet Brede-Probierz powstał rok później, jak ten drugi przyszedł do Gdańska, zastępując przy okazji na ławce trenerskiej Kaczmarka.

To był duet, który się dobrze uzupełniał? Czuć było między nimi chemię?

Myślę, że tak. To był pierwszy rok ich współpracy, a przecież później Probierz wziął ze sobą Krzysia Brede do Białegostoku. Jeśliby się nie dogadywaliby, to byłoby niemożliwe. Brede zaimponował profesjonalizmem. Już u Bobo Kaczmarka organizował, ogarniał, był bardzo zaangażowany. Probierz jest wiele lat w piłce, dużo widział, zobaczył, jak pracuje Brede i wziął go do siebie. Dobry duet.

Reklama
Michał Probierz nie lubi wracać do gdańskich czasów. 

Jego przygodę w Gdańsku trudno ocenić jednoznacznie, trzeba byłoby to chyba podzielić na jakieś części, rozdziały. Zaczęliśmy bardzo dobrze. Nie przegraliśmy w pierwszych ośmiu meczach ligowych, byliśmy nawet liderami po 5. kolejce, ex quo z Górnikiem Zabrze.  Potem było gorzej, graliśmy w kratkę, doszło do rewolucji, zmienił się właściciel i niewiele zależało od Michała Probierza. A to trafił do nas zawodnik, którego on nie chciał, ale musiał przyjść, bo taka była decyzja z góry. Taką sytuację pamiętam. Pierwsza runda – dobra, walka o lidera. Druga runda – zmiany, zmiany, zmiany, zacięło się.

Ale tak czy inaczej, wspominam te czasy dobrze. Chyba mój najlepszy sezon w Lechii Gdańsk.

Jaki był wtedy Brede, a jaki Probierz?

Brede poznałem dziesięć lat temu, kiedy trenował dzieciaki w szkółce Lechii. Czasami mnie zapraszał, kilka razy przychodziłem do niego na treningi, pomóc, zainspirować, poprowadzić zajęcia z adeptami akademii. Co więcej, zdarzyło nam się grać razem, bo był asystentem drugiej drużyny, rezerw, asystentem grającym. Niska liga, wychodził sobie na środek obrony i dawał radę, a mi też się zdarzyło pograć w tych rezerwach. Mieliśmy fajny kontakt. Fajną drogę przeszedł. Praca z dzieciakami, asystowanie w rezerwach, asystowanie w pierwszej drużynie Lechii, potem asystowanie w Jagiellonii, samodzielna praca w Chojniczance i teraz świetna robota z Podbeskidziem. Wszystko po kolei, bez wybiegania za bardzo do przodu. Pokora. Zaangażowanie. Praca. To nie przypadek, że w samodzielnej pracy osiąga tak dobre wyniki. Już wcześniej wiedziałem, że to fachowiec.

A z Probierzem pierwszy raz spotkałem się w Gdańsku. Bardzo dobry trener. Jeden z lepszych w Polsce. Dużo się od niego nauczyłem. Mile go wspominam. Właściwie to obu mile wspominam.

Brede miał jakąś konkretną rolę w sztabie Probierza?

Rozkładał każdy trening. Zajmował się analizą rywali. Przygotowywał pod nich taktykę, choć oczywiście widać było, że to wszystko jest konsultowane z trenerem Probierzem, który miał najważniejszy głos. Brede miał swoje opinie, jak grać, jak organizować, jak się przygotowywać i był na tyle kompetentny, że miał sporo do powiedzenia. Nie było absolutnie tak, że stał z boku. Zresztą, było już tak u Bobo Kaczmarka.

Widzisz podobieństwa między Brede i Probierzem?

Brede ma dużo z Probierza. Naprawdę dużo. To jest styl Probierza, szkoła Probierza. Z każdym rokiem jest to coraz bardziej widoczne. Nie w stu procentach, nie w pełni, bo nikogo nie da się podrobić, ale dużo od niego się nauczył i siłą rzeczy wyznaje jego zasady, styl, maniery.

Reklama

SEBASTIAN MADERA (były piłkarz Lechii Gdańsk i Jagiellonii Białystok) 

Czy trener Brede jest Probierzem w wersji bis? Myślę, że nie. Na pewno nie. Brede idzie swoją drogą, choć widać, że Probierz odcisnął na nim swoje piętno. I nic dziwnego, bo długo współpracowali razem. Tylko, że wystarczy spojrzeć na Podbeskidzie, żeby stwierdzić, że to zupełnie inny sposób grania.

Trochę ich obu zdążyłeś poznać. Współpracowaliśmy razem i w Lechii, i w Jagiellonii. 

Właśnie, Krzyśka Brede lepiej poznałem, kiedy zaczynał pracę w pierwszej drużynie Lechii u Bobo Kaczmarka. Wcześniej prowadził grupy młodzieżowe, a Kaczmarek miał taki pomysł, żeby tych młodych i zdolnych trenerów z gdańskiej akademii wziąć do sztabu – tak na poziom Ekstraklasy trafili chociażby Maciek Kalkowski czy właśnie Krzysiek Brede. A i od tego momentu nasze drogi zaczęły się stykać, bo razem poszliśmy też do Jagiellonii.

Więc widziałeś jego proces wzrastania jako szkoleniowca. 

Bardzo ambitny człowiek. Szybko skończył grać w piłkę. Miał wtedy jakoś około trzydzieści lat, Lechia grała w pierwszej lidze, a on równocześnie studiował, bo od początku wiedział, że chce być trenerem. Widziało się u niego pasję. Cały czas chciał przekazywać wiedzę. Dużo czasu spędzał z młodymi zawodnikami, prowadził ich, uczył – przed treningiem, w trakcie treningu, po treningu. Ale nie tylko młodszych, bo starszych też – o piłce mógł rozmawiać godzinami. Oczy mu się zapalały. Oddany sprawie. Pasjonat. Tak, chyba właśnie z tej niewyczerpanej pasji zapamiętam go najlepiej.

Jaką rolę pełnił przy Michale Probierzu?

Był obserwatorem. Pomocnikiem zaangażowanym w części treningu. Robił dużo roboty, dobrej roboty dla Michała Probierza. Widać było, że jest oddany tej drużynie, temu sztabowi, tej współpracy. I zawsze zaangażowany w dwustu procentach. Przy okazji wnikliwie analizował pracę Probierza. Podpatrywał, uczył się, dopytywał. Czasami podrzucał swoje pomysły, ale jeszcze wtedy czekał na większą szansę w roli pierwszego trenera.

Jaki to był duet?

Trener Probierz dużo rzeczy robi sam. Taki typ, taki charakter. Dominujący. U niego asystenci są na drugim planie. Probierz decyduje o wszystkim. Robi główną robotę. Bierze na siebie całą odpowiedzialność za wszystko. A Brede? Obserwacja, wyciąganie wniosków. To nie było kopiowanie pracy trenera Probierza, tylko przekładanie jej części na swoją filozofię.

Słyszałem o piosence „Stary Abraham” w szatni Jagiellonii. 

Tak, tak, było. Nie dopowiedziałem właśnie, że trener Brede był talizmanem zespołu. Może jako zawodnik nie grał na najwyższym poziomie, ale w zespołach, w których występował, często robił dobrą robotę, ot, chociażby z Lechią zaliczał awanse z III do II ligi i z II ligi do I ligi, ale też walczył o utrzymanie w tych drużynach. Dobry duch szatni. Zawsze uśmiechnięty, zawsze wesoły, budujący szatnię w kwestii atmosfery. I to zaimplementowanie tego „Starego Abrahama” w szatni Jagi, to najlepszy przykład jego wpływu na szatnię.

To jest dziecięca piosenka, która na stałe zagościła w szatni. 

Coś takiego, nie zagłębiałem się w jej historię, ale trener Brede nam ją pokazał i do tej pory Jagiellonia śpiewa „Starego Abrahama” po zwycięskich meczach. Zostało to na stałe.

Z czasem było już widać, że Brede nie chce być drugim i chce iść na swoje, znaczyć więcej, prowadzić swój zespół?

Nie, absolutnie, robił swoje. Nie wychylał się, nie było widać, że zmienia się, prze na swoje. Kiedy pracował z Probierzem, robił swoje, znał swoje miejsce, swoją działkę. Jego rola ani się nie zwiększała, ani nie zmniejszała na przestrzeni lat.

Zdaje się, że obaj są impulsywni.

Probierz na pewno, Brede nie znam jako pierwszego trenera, więc trudno mi ocenić, bo jako asystent też ta rola jest inna, ale jestem przekonany, że to nie jest typ szkoleniowca, który zajmuje się tylko podtrzymaniem dobrej atmosfery i klepaniem wszystkich dookoła po plecach, tylko jak trzeba, to walnie pięścią w stół i potrafi się wkurzyć.

Probierz – bardzo dobry trener czy trochę przeceniany?

Trzeba oddać Michałowi Probierzowi, Czesławowi Michniewiczowi, Waldemarowi Fornalikowi, że są cały czas na topie, cały czas się rozwijają, cały czas są cenieni. Nie można podważać ich pozycji. Klasa. Szacunek pełen. Duża jakość.

MATEUSZ PIĄTKOWSKI (były piłkarz Jagiellonii Białystok)

Probierz był centrum. Główna postać w Jagiellonii. Brede tylko asystował. To znaczy: niczego mu to „tylko” nie odejmuje, ale chodzi o sam fakt, że najważniejszy był Probierz. I tyle. Oczywiście, Brede w tej układance był istotny. Żądny wiedzy. Dużo mówił, dużo zadawał pytań, dużo rozmawiał – właśnie, zawsze uwielbiał rozmawiać z piłkarzami. Pewnie zostało mu to do teraz.

Michał Probierz też lubi indywidualnie rozmawiać z piłkarzami?

Potrafi rozmawiać i dać do zrozumienia zawodnikowi, że obdarza go zaufaniem, co często owocuje tym, że ten piłkarz naturalnie ma się odwdzięcza, bo czuję się doceniony. I takiego pozytywnego kopa Probierz dać potrafi.

Przy tym ma styl, w którym jego asystenci są w tle?

Lubi być w samym środku. Podejmuje decyzje, ma najważniejsze zdanie, natomiast pewnie przyjmuje sugestie swoich asystentów, nie mówię, że nie, żeby nie było. Ale wiadomo, to dominujący charakter – o wielu rzeczach chce decydować sam.

Brede miał w Jagiellonii jakąś wyszczególnioną rolę?

Zawsze przygotowywał indywidualnie dla każdego zawodnika wycinek z InStata. W oparciu o przeciwnika. Pokazywał mi często krótkie filmy o środkowych obrońcach rywali – jak rozgrywają piłkę, jak zachowują się w asekuracji, w organizacji, w ustawieniu się w różnych sytuacjach meczowych. Dosłownie kilkuminutowe migawki, szybkie wskazówki tego, jak grać na konkretnego przeciwnika. Pomagał też przy stałych fragmentach gry, rozgrzewkach, gierkach, no i w tych kwestiach taktycznych, bywało, że prowadził odprawy.

Akurat zaliczyłeś wtedy w Jagiellonii niezły sezon – 24 mecze, 14 goli. 

Dostałem zaufanie. Dobrze wyglądałem, dobrze grałem, dużo strzelałem. Szkoda, że skończyło się gorzej, bo mimo tego, że walczyłem o koronę króla strzelców, to zostałem odsunięty od zespołu, przesunięty do rezerw, latem 2015 skończył mi się kontrakt i wyjechałem na Cypr. Przykre zakończenie. Do pewnego momentu współpraca przebiegała bardzo dobrze.

Brede i Probierz są podobni charakterologicznie. Pierwszy jest mniejszą wersją drugiego?

Nie, nie postawiłbym przy nich znaku równości, nie doszukiwałbym się specjalnego podobieństwa. Trener Brede ma swój styl prowadzenia zespołu, być może zaczerpnął sporo od Probierza, ale stworzył na tyle własne „ja”, że kwestionowanie go byłoby mocno krzywdzące. Wiadomo, Probierz ma bardzo mocny charakter, wszystko musi przebiegać po jego myśli i jeśli ktoś się nie podporządkuje, to zaczynają się szorstkie relacje, a Brede ma trochę inne podejście – łagodniejsze, mniej konfrontacyjne.

MAREK WASILUK (były piłkarz Jagiellonii Białystok)

Nie da się ukryć, że trener Probierz to numer jeden. Lider. Przywódca. Za czasów Jagiellonii tak to wyglądało – on na czele, jego sztab w roli pomocniczej. Natomiast niczego to nie odejmuje jego asystentom. Krzysztof Brede i Grzegorz Kurdziel wykonali świetną robotę. Trio bardzo inteligentnych trenerów, które wiedziało, w którym momencie trzeba podostrzyć, w którym odpuścić, w którym krzyknąć, a w którym załagodzić. I może trener Brede nie był na przodzie, na czele, ale dawał bardzo dużo swoją wiedzą i swoim przygotowaniem merytorycznym do tego zawodu. We mnie zaszczepił to, że chciałem iść na kursy i zostać szkoleniowcem. Imponowało mi jego zaangażowanie i przygotowanie. Powtórzę: dobry duet, dobry tercet.

Brede lubił ponoć bardzo dużo rozmawiać z zawodnikami. Jest gadułą?

Jest, często rozmawialiśmy. Dystans między zawodnikami a trenerem Brede był mniejszy niż między zawodnikami a trenerem Probierzem. Dużo pomagał młodym zawodnikom. Karol Świderski, Przemek Frankowski i Przemysław Mystkowski bardzo poszli w tamtych czasach do przodu. Poświęcał im dużo uwagi, organizował im treningi indywidualne, a z nami, starszą gwardią, rozmawiał sporo o piłce. Lubiliśmy to. Na zgrupowaniach, na wyjazdach siadaliśmy i gadaliśmy o futbolu. Ważne rozmowy, konstruktywne rozmowy, lepiej się poznaliśmy. Ja, Rafał Grzyb, Michał Pazdan zdobywaliśmy wiedzę trenerską, a trener Brede o podejściu piłkarzy, bo mimo że sam grał w piłkę, to czasy w tym sporcie bardzo szybko się zmieniają i taka informacja zwrotna od nas dawała mu ciekawą perspektywę.

Probierz za to jest zdystansowany, ale też umiejący nawiązywać bliskie relacje?

Czuje się do niego duży respekt. Ale on nadawał nam wszystkim tożsamość – wiedział, kiedy podostrzyć, a kiedy wrzucić na luz. Czuł też, kiedy trzeba zostawić szatnię samą sobie, bo to też a tamtych czasach było absolutnie kluczowe. Mieliśmy fajną i świadomą ekipę, zbilansowaną – Grzyb, Pazdi, ja, Tymiński potrafiliśmy sami ogarnąć zespół, kiedy coś nie szło, więc sztab szkoleniowy też musiał wiedzieć i czuć, jak odpowiednio rozłożyć akcenty. Trener Probierz to widział. Nie wywierał presji, żeby pchać się na siłę, tylko potrafił zostawić nam wiele kwestii do załatwienia samym sobie. Budowało to wyniki. Niby nie mieliśmy wielkiego potencjału piłkarskiego, ale potrafiliśmy zdobyć to trzecie miejsce w pierwszym sezonie, a długo byliśmy przecież w walce o mistrzostwo.

Brede wprowadził do Jagiellonii piosenkę „Stary Abraham”.

Trener Brede zawsze mówił, że jednym z ważniejszych elementów każdej drużyny jest coś wspólnego i ta przyśpiewka przyszła naturalnie. Najpierw puszczaliśmy hymn Interu, fajna nutka, „Amala! Pazza Inter Amala!”, a potem ten „Stary Abraham” – dwie piosenki, które na początku królowały. Oczywiście, z czasem playlista się rozwijała, ewaluowała, ale ten ten kawałek pozostał do dzisiaj, mimo że wymieniła się cała szatnia, oprócz Tarasa Romanczuka.

Widać było po Brede, że chce iść na własne czy potrafił ukryć swoje ego?

Nie chodzi tu o ego, tylko po prostu bardzo dobrze wypełniał rolę asystenta. Doskonale było widać jego przygotowanie merytoryczne, jego mądrość piłkarską i trenerską. Patrzyłem na jego umiejętności i byłem przekonany, że w przyszłości będzie pierwszym szkoleniowcem, choć niektórzy mieli wątpliwości. Rozmawialiśmy o tym kiedyś w szatni i tak jak ja miałem swoje zdanie, tak część zawodników stawiała wątpliwość, bo trener Brede był asystentem przy trenerze Probierzu, więc nie rzucała się w oczy jego charyzma i cechy przywódce. Natomiast ja wiedziałem, że on to ma, że będzie wzbudzał szacunek swoim profesjonalizmem, kompetencjami, rzetelnością.

Brede i Probierz są do siebie podobni czy to dwa różne charaktery?

Trudno powiedzieć, jak trener Brede wygląda jako pierwszy trener, ale mimo wszystko uważam, że to dwa różne typy. Trener Probierz jest bardzo mocny w dobieraniu sobie współpracowników i otaczaniu się ludźmi, którzy dopełniają jego warsztat trenerski i charakterologiczny. Bo tak jak Probierz potrafił wstrząsnąć zespołem i postawić go do pionu, tak trener Brede był dla młodszych zawodników łagodniejszy – potrafił podejść, przytulić, doradzić, wytłumaczyć, poświęcić trochę czasu, bez stresu, bez presji, bez napinki. To różne typy, ale byłbym zdziwiony, gdyby trener Brede nie przejął najlepszych cel warsztatu Probierza. Długo ze sobą współpracowali, więc to naturalne. Rozwój trenera Brede jest modelowy.

ZEBRAŁ JAN MAZUREK

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...