Na oku mieli go dziś wszyscy kibice. Przez pewien czas „Wawrzyniak” było jednym z najbardziej popularnych słów na Twitterze. Co chwila ktoś pisał, że się przestraszył demonów z przeszłości i w końcówce meczu skontuzjował samego siebie – ot, żeby nie kusić losu. Dziś na pewno miał momenty gorsze i słabsze, ale ani się nie poślizgnął, ani nic nie zawalił, ani nie zaszkodził.
Czujemy się dość dziwnie, pisząc po historycznym meczu Polaków tekst o Wawrzyniaku. W tej chwili należałoby skupić się na Gliku, Szczęsnym czy Lewandowskim, którzy zagrali koncert. Kuba – którego wzięliśmy od 1. minuty pod lupę – zagrał… tak, żeby nic nie zawalić. Trochę na alibi, trochę asekuracyjnie – tak przynajmniej to odbieraliśmy. Nie podchodził blisko rywala, zostawiał mu sporo miejsca, stał dwa-trzy metry dalej i czekał na jego ruch. Przy każdym takim pojedynku sprawdzał, czy ma asekurację, ale nie zmieniało to jego postawy, bo zawsze zachowywał się tak samo: nie ryzykował, że zostanie ograny lub odbierze piłkę, tylko pozwalał spokojnie dorzucić w szesnastkę. Kilka razy ze strony Wawrzyniaka dogrywał więc Bellarabi, zdarzyło się też Goetzemu i Schuerrle.
Czesław Michniewicz napisał na Twitterze: „Nie wygrał z Niemcami Deyna,Lubański, Tomaszewski, Boniek a wygrał Wawrzyniak, za to kochamy piłkę”. Z kolei Marcin Feddek, reporter Polsatu, pytał po meczu Adama Nawałki, czy nie bał się posłać w bój na Niemców właśnie Wawrzyniaka. – Nie rozumiem tego stwierdzenia „nie bał się pan”. Czego miałem się bać? Mam zaufanie do zawodników – odpowiadał selekcjoner. Po takim meczu to zaufanie do Wawrzyniaka wzrosło, ale tylko delikatnie. Mocno przywiązany do swojej pozycji, chyba tylko z zadaniami defensywnymi, w większości się z nich wywiązywał, chociaż my czepialibyśmy się tych dośrodkowań. Postawa „Rumianego” w niektórych sytuacjach przesadnie bierna, bez wystawiania nogi (!) do blokowania wrzutek, aż raziła po oczach.
– Najsłabiej, zwłaszcza w pierwszej połowie, wyglądał Kuba Wawrzyniak, który ewidentnie ma spore problemy szybkościowe. Lubi podejść do przodu, ale w takich sytuacjach potrzeba też współpracy w pionie, której dzisiaj kilka razy brakowało. W pierwszej połowie drżałem o niego bez przerwy. Później było lepiej… – ocenia na naszych łamach Andrzej Iwan.
W drugiej połowie Niemcy przenieśli ciężar gry na drugą stronę i Wawrzyniaka przestali trochę męczyć. My mamy jednak jeszcze obraz z 81. minuty, kiedy w poprzeczkę trafił Podolski. Tuż przed oddaniem uderzenia „Rumiany” był ramię w ramię bodaj z Muellerem, a zaraz – w momencie uderzenia – dobre dwa metry za jego plecami… Chwilę później Kuba poprosił o zmianę: prawdopodobnie zabrakło mu sił. Może to trochę dziwić, bo chociaż dziś walczył i biegał, to tylko do linii środkowej. Z przodu widzieliśmy go ze trzy razy, z czego raz z bardzo złym skutkiem. Często spowalniał też grę, ale miało to i swoje plusy: nie podejmował zbędnego ryzyka, nie tracił głupio piłek.
Przyspieszył bodaj tylko raz i… skończyło się to golem na 1:0. Dynamiczna akcja Polaków rozpoczęła się przecież od odważniejszego podania Wawrzyniaka, do którego doskoczyło dwóch rywali. Wydawało się, że skończy się to stratą, a on sprytnie zagrał do przodu. To chyba największy pozytyw przy jego nazwisku za dzisiejszy występ.