Reklama

Wynik przyćmił grę. Górnik pomógł Arce we wrzuceniu sobie pięciu goli

redakcja

Autor:redakcja

23 sierpnia 2020, 14:38 • 5 min czytania 8 komentarzy

Piątka z przodu na start sezonu? Całkiem przyjemny wynik. Arka Gdynia w Pucharze Polski wpasowała się w styl pierwszoligowców. Widzew na pewniaka ograł Unię Skierniewice – 4:0. ŁKS wyeliminował przedstawiciela Ekstraklasy, Śląsk Wrocław. Radomiak z kolei upokorzył ligowego rywala, Miedź, kolejną wygraną na przestrzeni miesiąca. Gdynianie natomiast wygrali 5:0 z Górnikiem Polkowice. Tyle że na tę wygraną patrzymy trochę przez palce, bo jednak dopóki na boisku szanse były równe, to Arka przełamać rywala nie potrafiła.

Wynik przyćmił grę. Górnik pomógł Arce we wrzuceniu sobie pięciu goli

Faktem jest, że spośród pierwszoligowców, których widzielibyśmy na czołowych miejscach w tym sezonie, albo których widzieliśmy na nich przed rokiem, wyłamała się tylko Korona Kielce. Ale wiadomo – tam trwa przebudowa. W Gdyni teoretycznie też jednak to przebudowa zupełnie inna. Może i gruntowna, ale polegająca głównie na wzmacnianiu się w rozsądny sposób. Zresztą – w Polkowicach na dobrą sprawę zobaczyliśmy tylko czterech debiutantów w wyjściowym składzie, więc Arka była zdecydowanym faworytem tego meczu. Czy nadzieje spełniła? Cóż, nie do końca i już tłumaczymy dlaczego.

Górnik w komplecie się postawił…

Górnik Polkowice przed sezonem stracił trenera, najlepszego strzelca i kluczowego zawodnika. W takich okolicznościach ciężko było spodziewać się, żeby to drugoligowiec był konkretniejszy. A jednak – był. Co prawda Arka przeważała, ale nie jest przypadkiem to, że do 57 minuty gry najgroźniejszą sytuacją pozostawała ta, w której po podaniu Mariusza Szuszkiewicza oko w oko z bramkarzem stanął Dominik Radziemski. I trzeba przyznać, że gdynianie mieli w tej sytuacji mnóstwo szczęścia, bo gdyby nie skuteczna interwencja Kacpra Krzepisza, Górnik sensacyjnie objąłby prowadzenie. A chwilę później Krzepisz znów musiał interweniować – tym razem jednak po znacznie słabszej próbie w wykonaniu Bruno Żołądzia.

Tak się jednak złożyło, że te dwa uderzenia wystarczyły, żeby Górnik do przerwy miał przewagę w rubryce “celne strzały”, mimo przewagi zespołu z Gdyni. Jak to możliwe? Ano tak, że uosobieniem Arki w tym meczu był chyba Mateusz Żebrowski. Skrzydłowy sprowadzony z KKS-u Kalisz był aktywny, kręcił rywalami, robił dużo szumu i… I w zasadzie do tego to się ograniczało. Ofensywa Arki wyglądała mniej więcej tak:

  • albo do okazji strzeleckiej przed polem karnym dochodził któryś z piłkarzy Arki, a jego próba kończyła się na rywalu
  • albo akcję kończyło nieudane dośrodkowanie

Trzy zablokowane strzały, dwa niecelne i jeden, lekki, zupełnie niegroźny wolej Juliusza Letniowskiego w środek bramki. Taki był bilans Arki w pierwszych 45 minutach gry.

Reklama

… ale potem sam zafundował sobie porażkę

Na szczęście dla ekipy z Gdyni z ratunkiem przyszedł Marek Opałacz. Nie kojarzycie takiego zawodnika Arki? Bo to piłkarz Górnika, który błysnął wybitną głupotą. W końcowych minutach pierwszej połowy meczu Opałacza sfaulował Mateusz Młyński. Brzydko, bo zdzielił go w twarz. Ale nie ma takiego faulu, który usprawiedliwiałby reakcję 36-letniego defensora.

Na załączonym obrazku widzimy, jak Opałacz z impetem kopie Młyńskiego w brzuch. Idiotyzm o tyle dużej klasy, że obrońca liczył chyba, że zagra niewiniątko. Przed tym wejściem zasłonił oczy i zadbał o to, żeby sytuacja wyglądała jak zupełnie przypadkowy ruch. Ot, próbował stać. Sędzia jednak nie był tak głupi, żeby w to uwierzyć. Być może Opałacz byłby bardziej wiarygodną osobą, gdyby nie kilka faktów.

  • To był jego 11. “kier” w karierze
  • W poprzednim sezonie zarobił 14 żółtych kartek
  • A w całej karierze ma ich już 94

Certyfikat jakości powinien mu wystawić jakiś rzeźnik z 25-letnim doświadczeniem w zawodzie.

45 minut strzelania do kaczek

Co zmienił fakt, że Górnika czekało 45 minut gry w osłabieniu? No nie zgadniecie. Arka już po kilkunastu sekundach miała na koncie drugi celny strzał. A potem po prostu zrobiła sobie z ekipy z Polkowic worek treningowy. Choć, co trzeba zaznaczyć, łatwo nie było. Worek z bramki rozwiązał się dopiero wtedy, gdy sprawy w swoje ręce wziął Marcus da Silva. 36-latek zszedł z piłką ze skrzydła w pole karne i przymierzył w dolny róg. Jakby tego było mało, gdynianie momentalnie poprawili prawym prostym. Adam Danch wypuścił Kamila Mazka, a ten pokazał, że nie bez powodu swego czasu w jego szybkości pokładano spore nadzieje. Sprintem wyprzedził duet obrońców, potem ograł bramkarza na szesnastym metrze i było już 2:0.

Reklama

Dalej? Juliusz Letniowski, dziś chyba najlepszy zawodnik Arki na boisku, przymierzył sprzed pola karnego po rzucie rożnym, 3:0. Parę minut później wypożyczony z Lecha pomocnik ustalił wynik spotkania, wykorzystując “jedenastkę” podyktowaną za faul na Mateuszu Młyńskim. Drużyna z Trójmiasta rzecz jasna miała jeszcze parę sytuacji, praktycznie co kilka minut wpadała w pole karne w poszukiwaniu piątego gola i w końcu siadło. Arkę najbardziej wyróżniała dziś powtarzalność przy rzutach rożnych – widać było, że to element wytrenowany – i rzutem na taśmę Adam Danch dorzucił dzięki temu gola do wcześniej zaliczonej asysty.

***

Arka Gdynia wygrała 5:0, ale czy była to deklasacja? Nie do końca. Wyniku i przewagi drużyny z Trójmiasta podważać nie zamierzamy. Ale jednak – blisko godzina oczekiwania na konkrety i konieczność gry w przewadze, żeby je odsłonić, powinny stonować nastroje kibiców, którzy liczą pewnie, że banda Mamrota od pierwszej do ostatniej kolejki będzie zamiatać ligę. Znamienne jest też to, że w momencie, gdy Górnik był już na kolanach, Karol Fryzowicz zdołał jeszcze przetestować Krzepisza groźnym strzałem z ostrego kąta z pola karnego.

Niemniej łatwiej zaczynać sezon od piątki z przodu niż od piątki z tyłu.

Górnik Polkowice – Arka Gdynia 0:5

Marcus 57′, Mazek 59′, Letniowski 66′, 73′, Danch 89′

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...