– Zawsze byłem ambitny i chciałbym, żeby ten sukces przyszedł dzisiaj, jutro, ale widzę, co zrobiliśmy i co robimy. Może nieraz trzeba poczekać? Nie mówię, że sto lat, ale poczekać. Praca się obroni – mówi Dariusz Adamczuk, dyrektor sportowy Pogoni przed nowym sezonem. W rozmowie ostatecznie zamykamy rozgrywki 19/20, rozmawiamy o transferach na tę kampanię czy pytamy, jak dużym kłopotem jest zniknięcie Azotów z klubu. Zapraszamy.
Poprzedni rok był dla Pogoni rozczarowaniem?
Przed sezonem piąte-szóste miejsce byłoby niezłym wynikiem. Natomiast z perspektywy tego, że zaczęliśmy bardzo dobrze i byliśmy dłuższy czas liderem, to na pewno szósta lokata jest niedosytem. Mieliśmy słabszą wiosnę. Wystarczyło wygrać – no, to się łatwo mówi – dwa-trzy mecze więcej i walczylibyśmy o puchary.
Prezes Mroczek się z tym z nie zgadza, ale czy nie zabrakło wam zimą ryzyka, jeśli chodzi o transfery, a konkretnie o piłkarza na dziewiątkę?
Ściągnęliśmy Pawła Cibickiego, który do pandemii miał bodajże trzy bramki i dwie asysty. To nie wyglądało źle, bo Adam Buksa miał siedem bramek przez całą rundę jesienną. Zawsze można ryzykować, ale na końcu są pieniądze. Poza tym pamiętajmy, że zimą mieliśmy jeszcze skład ze Spiridonoviciem i Kożuljem. Pierwsze sześć meczów na wiosnę graliśmy tylko bez Buksy.
Jednak Runjaić Cibickiego widzi na skrzydle.
No tak, zdawaliśmy sobie sprawę, że to nie jest typowa dziewiątka. Natomiast nie mieliśmy na oku w tamtym okresie typowej szpicy. Próbowaliśmy Cibickiego, który w pierwszych kolejkach robił liczby.
Nie było tak, że zbytnio zaufaliście Maniasowi?
Nie. Zawodnicy powinni dostawać szanse. Trzeba patrzeć na budżet. Można powiedzieć, że pieniądze z transferu Buksy zostały wydane wcześniej niż je zarobiliśmy, bo inwestowaliśmy w zawodników w letnim okienku transferowym: Zecha, Spiridonovicia, Kostasa, Dante, Łasickiego, czy także właśnie Maniasa. Tutaj prezes podjął ryzyko. Gdybyśmy nie sprzedali Buksy, później byłby problem. Ale ten transfer był wpisany w plan, bo pierwotnie Adam miał odejść już przed startem sezonu. I w jego miejsce przychodził Manias.
To po prostu wyglądało tak, że w pewnym momencie ta mozolnie budowana drużyna się rozsypała.
Tak, rozsypała się, również przez koronawirusa i nie sądzę, żeby to była wina klubu. Być może gdyby nie ten wirus, Kożulj i Spiridonović dograliby sezon do końca i moglibyśmy coś więcej osiągnąć, ale nie ma co gdybać.
Zawiódł się pan na Spiridonoviciu?
Tak. Powiedziałem mu to. Natomiast staram się być optymistą. Nie było go, ale byli Żurawski czy Smoliński, szkoda, że z urazem wypadł Wędrychowski. Nie ma ludzi niezastąpionych. Chłopcy z akademii pokazali, że mogą wejść i śmiało grać w Ekstraklasie. Zawsze są pozytywy negatywów.
Patrząc na charakter Spiridonovicia, pewnie nie przejął się pana słowami.
Trzeba jego pytać.
Z Kożuljem po prostu uznaliście, że to, co on prezentuje w sezonie 19/20 to nie jest poziom na takie pieniądze, jakich by chciał?
To była wspólna decyzja. Uznaliśmy z trenerem, że nie przedłużymy z nim kontraktu. Tym bardziej że wiedzieliśmy, iż na pozycji młodzieżowca w rozgrywkach 20/21 będzie grał piłkarz ze środka pola. Czy to będzie Żurawski, Smoliński, czy Kozłowski, ta pozycja najprawdopodobniej będzie zajęta. Myślimy o skrzydle, ale Wędrychowski złapał kontuzje, jest opcja na napad, bo mamy Benedyczaka i Turskiego, jednak dzisiaj najpewniej środek będzie miejscem dla młodzieżowca.
No właśnie: kontuzje. Dużo pecha mieliście w ostatnim czasie.
No tak. Wszystko zaczęło się od nieszczęśliwego wypadku młodzieżowców, nie chciałbym myśleć, co byłoby w innych klubach Ekstraklasy, gdyby czterech czołowych młodzieżowców wypadłoby na dwa miesiące. My daliśmy sobie radę, ale to pokrzyżowało nam plany. Nie pojechali na obóz, po obozie nie trenowali… Dużo się działo. Wypadł jeszcze Igor Łasicki, który według trenera i mnie, był w najlepszej formie od czasu przyjścia do Pogoni i miał duże szanse na grę w pierwszej jedenastce.
Ale tak czy tak, zabrakło zwycięstw ze słabymi drużynami, kiedy jednocześnie wygraliście trzy razy z Legią.
Zabrakło. Mieliśmy problem z atakiem pozycyjnym, łatwiej się nam grało, gdy rywal prezentował otwarty styl. Nie wiem, czy w górnej ósemce nie byliśmy przypadkiem w pierwszej trójce, jeśli chodzi o tę małą tabelę. Ale to małe pocieszenie. Jak chcesz robić wynik, to musisz też wygrywać z dołem.
Może zabrakło kreatywności? Trudno uznać Hostikkę za kreatywnego zawodnika.
Liczymy z jego strony na więcej. Ale kilku kreatywnych piłkarzy było. Jak się chce wyciągnąć jednostkę, to się wyciągnie. Kreatywny był Spiridonović, tylko co z tego?
Dla Hostikki ta runda jest ostatnią szansą?
Rozmawiałem z nim. On wie, jaki cel ma przed sobą, jaki my mamy, wie, że musi iść do przodu, żeby u nas grać i pojechać na Euro, a dostał teraz powołanie do szerokiej kadry na zgrupowanie. Zobaczymy, czy mu się to uda.
Też Tomas Podstawski dobrze zaczął przygodę w Polsce, ale potem stanął.
On również wie, że może grać lepiej w piłkę, to inteligentny chłopak. Oby ten sezon był podobny do jego pierwszego.
Konkurencja się zwiększyła. Jak udało się przekonać Gorgona do transferu?
Chcieliśmy go od dawna, wcześniej nie było żadnej szansy, żeby się do niego zbliżyć, teraz taka okazja się pojawiła. Dograliśmy temat i wszystkie strony są zadowolone, bo wierzę, że on da nam dużo jakości i też będzie ją pokazywał – na i poza boiskiem – “dzieciakom” z akademii.
Szansa pojawiła się dlatego, że on spodziewał się ograniczenia swojej roli w Rijece?
Czuł się tam bardzo dobrze, kupił dom. Mając kontrakt na trzy lata nie spodziewał się, że odejdzie tak szybko. Natomiast jednym z jego marzeń było granie w Polsce, jego rodzice są Polakami, on świetnie mówi po polsku i wszystko się fajnie złożyło. Skorzystaliśmy z tego. Wszystkie strony chciały tego ruchu, więc negocjacje poszły dobrze.
Potencjalnie gwiazda ligi, prawda?
Chciałbym. Umiejętności do tego ma. Pokazał to już w naszym jedynym sparingu, kiedy strzelił gola. Chłopak, który ma dużo bramek i asyst niezależnie od tego, gdzie gra – czy to na boku, czy w środku pomocy.
Skąd pomysł na Michała Kucharczyka?
Staramy się przede wszystkim szukać Polaków. Mamy Podstawskiego, Gorgona, Cibickiego, Steca – niby chłopcy zza granicy, ale tacy, którzy mówią w naszym języku. Mają rodziców Polaków, kontakt z krajem. A Kucharczyk jest świetnym, utytułowanym zawodnikiem. Gdy dowiedzieliśmy się, że nie chce zostać w Rosji ze względu na to, iż w Polsce jest jego rodzina, wpisał się nam w projekt mieszania doświadczenia z młodzieżą.
Luis Mata?
Przede wszystkim chcemy patrzeć na naszych zawodników z akademii, natomiast na ten czas nie mamy gotowego lewego obrońcy. Postawiliśmy na Luisa. Był kapitanem w Porto, spędził tam siedem lat, wychowała go renomowana akademia, chciał zrobić kolejny krok w swojej karierze, więc to wszystko się fajnie spięło do kupy.
Zamknęliście już okienko?
Wiadomo, co się wydarzyło przed sezonem. Odszedł główny sponsor. Zawsze na koniec trzeba patrzeć na budżet. Okienko jest otwarte do piątego października. Uważam, że mamy dobry skład, trzeba być czujnym, ale finanse nas obecnie ograniczają.
Odejście Azotów to kilka milionów mniej, czyli duży cios.
Tak, ale jesteśmy na tyle stabilnym klubem, że taki cios nas nie powali. Wręcz powiem, że czuję, że będziemy jeszcze silniejsi.
Z czego wynika ten optymizm? To duże pieniądze.
Z tego, że wiem, jak toczą się rozmowy z firmami. Środowisko szczecińskie – choć nie tylko ono – jest bardzo pozytywnie nastawione na nowe projekty biznesowe, które prowadzi prezes razem z ludźmi z marketingu. Damy radę.
Bezpośrednim powodem odejścia Azotów był fakt, że nie dostaliście się do pucharów?
Tak to tłumaczyli, że nie gramy w Europie, ale nie chcę o tym mówić. Współpraca została zakończona i tyle. Klub jest w cięższej sytuacji, ale jesteśmy zbyt mocni, żeby ta sytuacja nas załamała.
Brzydko się chyba zachowali, bo odeszli z dnia na dzień.
Umowa była na dwa lata, byliśmy dopiero w połowie tego okresu. Ale mogę podziękować naszemu prezesowi, bo to wycofanie nakładało się na rozmowy z Gorgonem i Kucharczykiem. A prezes mimo utraty głównego sponsora dał zielone światło, żeby działać dalej i te ruchy dopiąć. Pogoń chce się dalej rozwijać. To nie był więc pokaz siły, ale pokaz tego, że zależy nam na tym rozwoju i doskoczeniu do czoła Ekstraklasy. A czy z tą drużyną ugramy coś więcej niż rok temu – zobaczymy. Pokora. Ona mną zawsze kierowała, ona jest ważna w sporcie, szczególnie w piłce nożnej. Możesz być lepszy, a przegrać mecz. To nie jest siatkówka czy koszykówka, ten sport jest najbardziej nieprzewidywalny.
Bez kokieterii: ja wierzę w ten projekt, ale nie czujecie czasem irytacji, że choćby Piast czy Lechia potrafią zapełnić gablotę, a wy dalej nie?
Zawsze byłem ambitny i chciałbym, żeby ten sukces przyszedł dzisiaj, jutro, ale widzę, co zrobiliśmy i co robimy. Może nieraz trzeba poczekać? Nie mówię, że sto lat, ale poczekać. Praca się obroni.
Pytam, czy nie ma pokusy zaryzykować, dorzucić pieniędzy.
Tak jak mówiłem: prezes ryzykował, bo latem 19/20 robiliśmy transfery „na kredyt” i potrzebowaliśmy pieniędzy z transferu Buksy. Gdybyśmy mieli więcej środków, to prezes z chęcią by je dał. Ale on prowadzi swoje firmy przez 30 lat i zawsze dbał o to, by wypłaty były na czas. Reprezentuje klub, chce zawodnikom i pracownikom patrzeć prosto w oczy. Trzeba to szanować, bo według mnie to dobra cecha. Dużo klubów przez nadmierne ryzyko już się w historii wyłożyło.
Być może kibice oczekiwaliby sezonu, przed którym mówicie jasno: teraz idziemy po puchary.
Deklaracją ich nie zrobisz.
No nie, ale aż się dziwię – patrząc na poziom ligi – że Pogoni jeszcze w Europie nie było.
Byliśmy sześć razy w górnej ósemce i być może dwa i pół raza mieliśmy szanse walczyć o puchary, a tak to dostawaliśmy się, mając już dużą stratę do Europy. Natomiast krzywdzące jest twierdzenie, że Pogoń w grupie mistrzowskiej plażuje. Te dwa ostatnie sezony graliśmy do końca i pokazaliśmy, że możemy walczyć z drużynami, które do eliminacji się łapią.
Z czegoś wzięła się ta łatka plaży.
Z tego, że nie graliśmy w pucharach. Ale to nie oznacza, że plażowaliśmy. Czytałem u was, że puściliśmy kiedyś tam Delewa czy Gyurcso na reprezentację, mając mecz w grupie mistrzowskiej z Koroną. Ale nie dopisaliście, że wygraliśmy to spotkanie 3:0. Puściliśmy ich, żeby dłużej odpoczęli, a jednocześnie drużyna na tym nie ucierpiała. Zawsze są dwie strony medalu.
Dobrze, ale patrząc na wyniki z tej grupy mistrzowskiej, to wygraliście tylko dwa ostatnie mecze, kiedy stawki już właściwie nie było.
Graliśmy o wyższe miejsce i pieniądze. Ale plażowaliśmy, czy nie, skoro wygraliśmy?
Wciąż rozbija się to o brak zwycięstw wcześniej.
Okej, ale zobaczmy te mecze. Przegraliśmy spotkanie z Lechią pechowo. Zremisowaliśmy z Lechem 0:0. Przegraliśmy z Cracovią na wyjeździe, potem zremisowaliśmy 2:2 z Jagiellonią, prowadząc 2:0, długo grając w dziesiątkę, tracąc bramkę w doliczonym czasie gry z rzutu karnego. Każdy mecz był na styku i graliśmy o puchary.
Spieramy się o słowo „plażowanie”, a na końcu chodzi tylko i wyłącznie o wyniki.
Po prostu nie zgadzam się na to słowo. Znam tych chłopaków, wiem, że grają o sukcesy, premie, swoje marzenia i nie odpuszczają. Natomiast gdy kilka sezonów temu grupa mistrzowska wyglądała gorzej, to wynikało z tego, że kwalifikowaliśmy się do niej w ostatniej chwili i wówczas siłą rzeczy buduję się zespół na następny sezon.
Był choć procent szans, że Kosta Runjaić nie poprowadzi Pogoni w tym sezonie?
O niczym takim nie słyszałem. Kosta ma jeszcze dwuletni kontrakt, nie ma żadnych przesłanek, by ta umowa nie została wypełniona.
Jedno z lepszych CV w Ekstraklasie, można zakładać, ze ktoś się będzie nim interesować.
Tak jak z zawodnikiem, gdy ma dobry sezon. Kosta zaczyna mecz na ławce trenerskiej w Krakowie. To jego setny mecz, brakuje mu 22 czy 23, by być najdłużej pracującym trenerem na poziomie Ekstraklasy w historii klubu. To też o czymś świadczy. Mówimy o trenerze, a sami wiemy, jak ta pozycja w Polsce ma gorący stołek.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. FotoPyk & Newspix