Reklama

Vicuna: “Kibice w Indiach są znacznie bardziej impulsywni niż w Europie”

redakcja

Autor:redakcja

20 sierpnia 2020, 17:23 • 5 min czytania 3 komentarze

Jak wygląda życie trenera w Indiach? O tym w “Dwójce bez Sternika” opowiedział Kibu Vicuna, wieloletni asystent Jana Urbana, a obecnie szkoleniowiec Kerala Blasters. Spisaliśmy fragmenty tej długiej rozmowy. Całość możecie naturalnie przesłuchać w Weszło FM.

Vicuna: “Kibice w Indiach są znacznie bardziej impulsywni niż w Europie”
Jesteś zadowolony z pobytu w Indiach?

Oczywiście. Dla mnie to świetne doświadczenie. Nie tylko zawodowe, ale też osobiste. Teraz mamy nowy projekt, podpisałem dwuletni kontrakt z Keralą Blasters. Sytuacja jest trudna z powodu pandemii, ale już pracujemy z zawodnikami poprzez wideokonferencje. Dzisiaj mamy spotkanie sztabu szkoleniowego. Najprawdopodobniej w połowie września wracam do Indii.

Nie widziałeś się z piłkarzami nowego zespołu?

Jeszcze nie. To dla mnie nowe doświadczenie, zresztą dla każdego trenera praca w takich warunkach jest czymś nowym. W każdy poniedziałek i w każdy czwartek mamy trening. Dużo rozmawiam z zawodnikami. No ale to oczywiście nie jest to samo, bardzo brakuje boiska. Tym bardziej że mamy kilku piłkarzy w miejscu, którzy miewają problemy z dostępem do Internetu. Można się bez przeszkód połączyć na WhatsApp, ale z wideokonferencją na Zoomie są już kłopoty.

W Indiach są dwie ligi. Wcześniej prowadziłeś klub w standardowej lidze krajowej. Teraz przeniosłeś się do indyjskiego odpowiednika MLS. To rozgrywki – jak rozumiem – dla lepszych i bogatszych?

Tak. Jeżeli chodzi o reprezentację Indii, 95% zawodników wywodzi się z tej ligi, do której się teraz przeniosłem. W naszej drużynie jest trzech-czterech piłkarzy powoływanych do kadry. Jeżeli chodzi o poziom – trudno jest mi porównywać różne rozgrywki, bo jest bardzo duża różnica między obcokrajowcami a lokalnymi zawodnikami. W swoim poprzednim klubie – Mohun Bagan – miałem paru zawodników, którzy sprawdziliby się w Ekstraklasie. Na przykład Baba Diawara, zawodnik z przeszłością w Sevilli, Getafe czy Maritimo. Tacy gracze robią różnicę. W Superlidze – czyli, jak to ujęliście, w indyjskim MLS – też są takie jednostki.

W poprzednim sezonie twoja drużyna zapewniła sobie mistrzostwo na cztery kolejki przed końcem rozgrywek. Potem wybuchła pandemia. Gdybyście nie byli już pewni tytułu, jak zostałoby to rozstrzygnięte?

Nie wiem. Całe szczęście, że wygraliśmy ostatni mecz przed zawieszeniem rozgrywek. W Indiach wszystko jest możliwe!

Reklama
Dostajesz wiele prezentów od kibiców, miłych gestów. Matki proszę cię o pobłogosławienie dzieci. Nie krępuje cię to?

Szanuję ich kulturę, to wspaniały kraj. W Europie myślimy innymi kategoriami. Kiedy przyjeżdżam do Indii, muszę się przestawić na inny sposób myślenia. Nie mówię, lepszy czy gorszy. Po prostu inny. Kibice tam są znacznie bardziej impulsywni. I po zwycięstwie, i po porażce.

Miałeś już okazję, by zobaczyć w ogóle ośrodek swojego klubu w Kerali?

Jeszcze nie. I być może w najbliższym czasie go nie zobaczę, bo kolejny sezon ligowy rozegrany zostanie w Goa. Władze chcą tam stworzyć bańkę, w której zgromadzą się wszystkie zespoły. Dziesięć drużyn będzie rozgrywać mecze na trzech stadionach. To plan na pięć najbliższych miesięcy.

Gdzie w Indiach jest najlepsza infrastruktura piłkarska?

Najlepszy stadion znajduje się w Kalkucie. Salt Lake Stadium, przebudowany przez trzema laty z okazji mistrzostw świata U17. W finale Anglia wygrała z Hiszpanią. Mają tam też bardzo dobre boiska treningowe. Ale w Goa też jest bardzo dobry obiekt. W Delhi niezły stadion ma również klub Mumbai City FC. Kerala Blasters też. Infrastruktura w całym kraju generalnie jest dobra.

A najgorszy stadion gdzie spotkałeś?

Na najgorszym boisku przyszło nam grać z Punjab FC. Chcieliśmy grać piłką, ale piłka zachowywała się jak królik. Podskakiwała. Zremisowaliśmy 1:1, zdobyliśmy gola wyrównującego dopiero na trzy minuty przed końcem spotkania.

Reklama
Miałeś okazję polecieć na mecz do Kaszmiru? To bardzo niebezpieczny region Indii.

Tak. To było ciekawe. Pojechaliśmy drugiego stycznia, wróciliśmy szóstego – spędziliśmy tam aż pięć dni. Wyglądało do tak: wylądowaliśmy samolotem, z lotniska przenieśliśmy się od razu do hotelu, a tam byliśmy zamknięci. Mogliśmy jeździć tylko na trening, nic innego nie wchodziło w grę. Bez Internetu. Nie ma go w całym mieście. Tam dostęp do Internetu ma tylko policja. Akurat padał śnieg – część naszych piłkarzy robiła zdjęcia, bo w Kalkucie taka pogoda się nie zdarza. Dla mnie i Tomka Tchórza to było coś normalnego. Cztery, pięć stopni. A jak chciałem z moją Kasią wyjść z hotelu, żeby pozwiedzać, to oczywiście wyrażono zgodę, ale przygotowano dla nas specjalny samochód z obsadą ośmiu policjantów. Czułem się jak król Hiszpanii. Dużo rozmawiałem z tamtejszymi ludźmi, fantastyczni.

Różnice pogody bywają kłopotliwe?

Po meczu w Kaszmirze graliśmy na południu Indii, gdzie było prawie 30 stopni. Ale nie ma problemu, żeby się przestawić.

Jak wygląda w Indiach świętowanie po meczach?

Tamtejsi ludzie są bardzo radośni. Wszystko celebrują. Jeżeli chodzi o piłkarzy, często wychodzą razem na kolacje. Drużyna zachowuje się trochę jak rodzina. Mieliśmy w zespole przedstawicieli różnych religii – hindusów, muzułmanów, chrześcijan, buddystów i przedstawicieli jeszcze innych wyznań. A jednak jako zespół stanowiliśmy rodzinę. Nie mieliśmy w szatni grupek.

Kerala Blasters ma półtora miliona obserwujących na Instagramie. Twój poprzedni klub – przecież również bardzo popularny, najstarszy w Indiach – 200 tysięcy. Zmiana klubu przez ciebie była dużym wydarzeniem sportowym w Indiach? Było to komentowane?

W Indiach piłka nożna jest sportem numer dwa po krykiecie. Mówimy o kraju, który ma ponad miliard mieszkańców. Tam jest wystarczająco ludzi do interesowania się każdym sportem. Kerala ma bardzo dużo kibiców. To jest tak naprawdę młoda drużyna, ma tylko sześć lat. Stadion może pomieścić około 50 tysięcy widzów. Niestety na razie nie będziemy mieli okazji, by grać na stadionach wypełnionych kibicami. Również w Goa nie będzie to możliwe. Przykre to. Nawet jak się ogląda półfinały Ligi Mistrzów rozgrywane przy pustych trybunach.

Igor Angulo trafił do FC Goa. Dlaczego nie do was?!

Mamy w zespole Bartholomew Ogbeche – to napastnik w podobnym wieku i o podobnym profilu. Lider naszej drużyny. Nie mieliśmy miejsca na Igora. Ale rozmawiałem z nim o transferze do Indii, jego żona też dobrze zna się z moją.

Jaki cel na najbliższy sezon?

Kerala Blasters w ostatnich latach zrobiła siódme i dziesiąte miejsce. W tym sezonie celujemy w TOP4, czyli w awans do play-offów. Pracujemy, żeby zbudować dobrą drużynę. Stworzyć zgraną grupę, wypracować styl. Duże wyzwanie przed nami.

rozmawiali SAMUEL SZCZYGIELSKI i ADAM KOTLESZKA

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...