Poprzedni sezon w wykonaniu Lechii oceniany był różnie. Jedni wyrażali zadowolenie, bo finał Pucharu Polski i czwarte miejsce to przyzwoite wyniki dla drużyny, która przeszła wiele zmian i w której płaci się wedle uznania (a częściej tego uznania nie ma). Inni, choćby trener Jerzy Jastrzębowski w Weszło.FM, wskazywali, że można było depnąć mocniej w lidze, powalczyć jednak o podium, poza tym zwycięstwo w PP zostało oddane dość pechowo. Ale być może obie strony tego umownego konfliktu jeszcze zdążą zatęsknić za takimi wynikami. Rozgrywki 20/21 trudno bowiem malować w specjalnie kolorowych barwach.
Kiedy inni się zbroją – już nie mówimy nawet o Legii, to inna półka – Lechia w tym okienku transferowym przypomina scenę z westernu. Ale nie scenę akcji, kiedy dwóch rewolwerowców mierzy się wzrokiem i buduje napięcie, tylko jak kamera pokazuje pustą drogę, przez którą przelatuje jakiś paproch. Mało się działo w klubie, a przynajmniej mało ciekawego dla kibiców. Przy całej sympatii do Kopacza – trudno się jarać tym transferem, gdy inni biorą Świerczoka albo Gorgonia, przy całej wierze w Sopoćkę – też korki od szampana nie strzelają.
Głównym tematem w trakcie tej przerwy był tak naprawdę koronawirus, bo Lechia – niestety – podeszła do sprawy dość dziwacznie. Zrobiła testy, nie poczekała na wyniki i poszła na trening. Okazało się, że jeden z piłkarzy jest chory. Panika, dziwne oświadczenie („Do czasu otrzymania wyników nie odbywały się spotkania grupowe, a treningi prowadzone były w grupach kilkuosobowych”), kasowanie zdjęć z obozu. Na szczęście nikt dalej się nie zakaził, ale można było tego zamieszania uniknąć.
No i właśnie: kibice to w większości nie medycy, woleliby czytać o czymś innym. Niezbyt mieli okazję.
OCENA ROZDANIA (SKALA 1-5): 3
Jeśli rok temu przyznaliśmy Lechii czwórkę w tej samej skali, tym razem ocena musi być niższa. Choćby ze względu na brak trzech nazwisk w kadrze zespołu i nie, nie chodzi o Patryka Lipskiego. Przede wszystkim o Filipa Mladenovicia. Można mówić, że facet nie jest zbyt rozgarnięty charakterologicznie, bo regularnie zawraca gitarę sędziom, przez co łapie multum kartek, ale piłkarsko? Jak na nasze warunki: kot. Chętnie podłącza się do akcji ofensywnych, potrafi bardzo dobrze dośrodkować (14 asyst w dwa sezony), w tyłach też nie ma z nim biedy. Wartość dodana, co już po trochu było widać w Legii, kiedy bombardował swoimi zagraniami GKS Bełchatów.
Cenimy Rafała Pietrzaka, ale to jednak półka niżej niż Serb, zresztą reprezentant kraju.
Po drugie: Błażej Augustyn. Na początku poprzedniego sezonu wyglądał bardzo dobrze, co odważniejsi wspominali o nim w kontekście reprezentacji. Bez przesady, natomiast dla Lechii był ważny, jego duet z Nalepą robił robotę. Ale pojawił się uraz, potem – nazwijmy to ładnie, a co – wątpliwości finansowe wobec klubu i strony się rozeszły, obrońca trafił do Jagiellonii. Prosta statystyka: Lechia z regularnie grającym Augustynem straciła w sezonie 18/19 38 bramek, teraz miała ich 50.
Oczywiście to nie tylko przez brak Augustyna, natomiast był to ważny punkt zespołu. Ponadto można zwrócić uwagę na… nieobecność Łukasika. Tak, chłopak miał swoje dobre długie momenty w Lechii, ale odszedł zimą do Turcji. Już nie wróci i środek pola bez niego jest po prostu uboższy. Gorszy w odbiorze. Mniej charakterny. Jeśli mamy do wyboru Gajosa i Łukasika, bierzemy tego drugiego. Stokowiec takiej opcji nie ma.
NOWY AS W TALII: brak
Nie będziemy nikogo wskazywać. Po pierwsze wypadałoby mieć jakiś wybór, a my tego wyboru nie mamy. Sopoćko tylko wraca z wypożyczenia, więc jedynym prawdziwym transferem od A do Z pozostaje Bartosz Kopacz. Tak, to solidny piłkarz, pewnie będzie lepszy niż Maloca, który regularnie zawodził, ale As? Bez przesady. Walet, dziesiątka – prędzej. Gdyby Kopacz trafił do Lecha, Piasta, Pogoni czy Śląska, nie byłby rozważany w tej kategorii, a to przecież drużyny, z którymi Lechia potencjalnie miałaby się bić o miejsca za plecami Legii.
Nadzieją dla Lechii pozostaje wiara, że do klubu wrócą jeszcze Ze Gomes i przede wszystkim Kenny Saief, który pokazał, że postawiony na nogi potrafi być cennym punktem tej układanki. Ale na razie ich nie ma, temat się trochę przeciąga, więc póki co nie ma o czym gadać.
Można też wierzyć, że jeśli Lechia wystartuje słabo, to Mandziara wyczaruje jakieś pieniądze z sakiewki albo przynajmniej obieca, że wyczaruje, a potem zobaczymy. Przez terminarz trudno jednak ten słaby start zakładać.
- Warta (wyjazd)
- Raków (dom)
- Górnik (wyjazd)
- Stal (dom)
- Podbeskidzie (dom)
- Wisła Kraków (wyjazd)
- Pogoń (dom)
Pierwszy mecz z przedstawicielem górnej ósemki 19/20 Lechia ma dopiero w siódmej kolejce, a i to u siebie. Paradoksalnie może się więc stać tak, że gdańszczanie wystartują co najmniej poprawnie, Mandziara machnie ręką, a problemy przyjdą później.
BLOTKA: ofensywny pomocnik
Nie było go w sezonie 19/20. Duet Gajos-Lipski uzbierał jedną asystę i to w ostatniej kolejce, kiedy Patryk na moment przypomniał sobie, że coś tam potrafi i zagrał piętką we Wrocławiu. To był więc wynik absolutnie dramatyczny, wskazujący Lechię jaką tę drużynę, która miała jeden z bardziej bezpłciowych środków pola w całej lidze. Jeśli coś dobrego działo się dla tego zespołu, to raczej ze skrzydeł albo dzięki umiejętnościom Flavio i Zwolińskiego. W efekcie łatwo było przeczytać ekipę Stokowca, bo brakowało jej piłkarza, który inteligentnym prostopadłym podaniem mógłby rozpocząć ciekawą akcję.
Skoro więc nie ma transferów przed następną kampanią, trudno w tej kwestii zakładać zmianę. Owszem, wrócił Sopoćko, który nieźle radził sobie w pierwszej lidze, ale skoro chłopak nie zawsze miał pierwszy skład w Podbeskidziu (a mówiąc dokładniej: trzy razy częściej był zmiennikiem), trudno oczekiwać od niego cudów. Błysków, kilku fajnych meczów – tak, ale, załóżmy, ośmiu-dziesięciu asyst? Zakładanie tego byłoby po prostu nieodpowiedzialne.
Nie bez powodu Stokowiec tak bardzo w swoim czasie chciał Filipa Starzyńskiego, bo wie, gdzie Lechia ma problem. Sopoćko przy optymalnej kadrze byłby ciekawą alternatywą. Na razie takiego komfortu w Gdańsku jednak nie mają.
Znów: trzeba czekać na powrót Saiefa…
ROZDAJĄCY: Piotr Stokowiec
Odchodzący piłkarze często mają do niego pretensje i żal, że jest taki, a nie inny, natomiast nad tym tematem już się pochylaliśmy i nie ma sensu dwa razy się powtarzać.
Nie mamy bowiem większych wątpliwości: z gorszym trenerem Lechia w zeszłym sezonie miałaby pewnie problem, by załapać się do górnej ósemki. Ewentualnie byłaby taką Jagiellonią, która jasne, trafiła do grupy mistrzowskiej, ale w gruncie rzeczy nie wiadomo po co. Tymczasem Lechia rzutem na taśmę jednak skończyła rozgrywki tuż za podium, ponadto – nieco szczęśliwie, bo nieco szczęśliwie – dotarła do finału Pucharu Polski, gdzie jednak suma farta chciała wyjść na zero. I wyszła.
Pamiętajmy, w jakich warunkach pracuje trener. Mierzy się z problemami organizacyjnymi. Mierzy się z problemami kadrowymi. Wiosną 19/20 na mecz ze Śląskiem zebrał kuriozalną ławkę rezerwowych, bo średnia wieku tych chłopców uprawniała ich do oglądania “Przygód kilka wróbla Ćwirka”. Potem klub dokonał wzmocnień, ale prawie że last minute, trzeba było tych gości raz, że zgrać, dwa, doprowadzić do odpowiedniej formy fizycznej.
Stokowcowi się to udało, „pomogła” pandemia, ponieważ szkoleniowiec dostał więcej czasu, natomiast to też jakaś umiejętność – znajdować okazję i je wykorzystywać. Teraz zanosi się na sezon przejściowy, w którym trudno będzie walczyć o podium, a trzeci finał Pucharu Polski z rzędu wydaje się cholernie ciężki do udźwignięcia.
Natomiast jeśli mieć taki rok, to ze Stokowcem właśnie.
DŻOKER: Żarko Udovicić
Poprzedni sezon miał katastrofalny. Koszmarny. Beznadziejny. Tragiczny. Jakiekolwiek słowo o tej konotacji znajdziecie, będzie pasować, bo Serb albo się kompromitował, albo miał pecha. Zaczął od czerwonej kartki w pierwszej kolejce, potem wrócił, by dać się ponieść nerwom i jednocześnie dać zawiesić za derby z Arką. Wyciekły też zdjęcia z jakiegoś karaoke, Udovicić mówił, że nie pił, tylko śpiewał, ale Stokowiec nie mógł być i, tak czy siak, ze zdolności wokalnych swojego zawodnika zadowolony.
No i doszły jeszcze kłopoty ze zdrowiem.
Ach, fatalny był to czas, tym większe było więc nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy Udovicicia w pierwszym składzie na mecz sezonu, a więc na starcie w finale Pucharu Polski z Cracovią. Co więcej: Stokowiec trafił bez pudła, bo Żarko zaliczył asystę i grał naprawdę dobrze, przypominał siebie ze świetnych rozgrywek 18/19.
Dlatego teraz można mieć wiarę, że po ogarnięciu głowy, Udovicić wreszcie zacznie się spłacać. Że będzie hasać na lewej stronie i wraz z Rafałem Pietrzakiem przynajmniej spróbuje odtworzyć duet Mladenović – Haraslin. Po przyjściu do Lechii Udovicić buńczucznie zapowiadał, że swój wynik konkretów z Zagłębia Sosnowiec jeszcze poprawi. Cóż, gonił go w kartkach, teraz wypada rzeczywiście dorzucać gole i asysty.
ŚWIEŻAK: Tomasz Makowski
W pierwszym składzie Lechii nie od wczoraj, ale to chyba moment, by środkowy pomocnik się określił: jakim chce być piłkarzem? Takim, który będzie typowo od przerywania i walki w środku pola, czy takim, który da drużynie coś z przodu? Na razie nie jest ani jednym, ani drugim. Widzimy Makowskiego w wyjściowym ustawieniu i od razu czujemy nudę. Powalczy o piłkę, ale znów bez jakiejś horrendalnie wysokiej skuteczności, jak odbierze, to poda do najbliższego, choć często też wrzuci na konia.
Nie mówimy, że Makowski snuje się po boisku, to był problem innych środkowych pomocników Lechii w tamtym sezonie, ale po prostu: niewiele z jego obecności wynikało. Wejście do drużyny miał udane, wydawało się, że Lechia zyskuje porządnego pomocnika, natomiast potem zatrzymał się w rozwoju i stał się bezbarwny.
Z drugiej strony może w ogóle nie będziemy go oglądać, mówi się o jego zagranicznym transferze, ale tak szczerze: trudno powiedzieć, po co ktoś z lepszej ligi chciałby go teraz u siebie.
POTENCJALNY SKŁAD
OKIEM SZATNI: Łukasz Smolarow
Obóz letni – ciężkie nogi czy szlifowanie formy sprzed urlopu?
Nie było okazji do tego, by nogi stały się ciężkie. Kilka dni w klubie spędziliśmy ze sobą od świtu do zmierzchu i to musi wystarczyć na pierwsze mecze. Tygodniowe przygotowania do sezonu ciężko nawet nazwać okresem przygotowawczym. Tego nie znajdzie się w książkach.
Jak dużym problemem była dla was przerwa spowodowana pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa jednego z piłkarzy?
Szybko przestaliśmy myśleć o okresie izolacji w kategorii straty. Raczej widzimy to jako zyskanie czasu na dodatkowy odpoczynek. Dla nas i dla Cracovii poprzedni sezon trwał dłużej.
Dlaczego Lechia bez problemów się utrzyma?
Mamy drużynę głodną sukcesów. Chcemy się rozwijać, dlatego każdy będzie parł do przodu.
Czego jej wciąż brakuje, by myśleć o mistrzostwie?
3. i 4. miejsce w poprzednich dwóch sezonach wskazuje, że Lechia faktycznie należy do czołowych polskich drużyn. Jeśli chodzi o sprawy boiskowe, to należałoby połączyć defensywę sprzed dwóch sezonów z ofensywą z poprzedniego. Ostatnio łatwiej przychodziło nam kreowanie dogodnych sytuacji pod bramką przeciwnika, a jednak nie byliśmy tak konsekwentni w obronie, jak byśmy tego oczekiwali.
Brak większej liczby transferów to wyczekiwana stabilizacja, czy też problem, bo są pozycje, które wymagają wzmocnień?
Drużyna przeszła przeobrażenie w zimie, więc duże zmiany nie były oczekiwane ani wskazane. Dopiero co poznaliśmy możliwości zawodników, którzy dołączyli. Kadra drużyny będzie ograniczona, w takiej sytuacji zyskują zawodnicy uniwersalni, ci, których znamy i przygotowywaliśmy od jakiegoś czasu.
OKIEM EKSPERTA: Maciej Słomiński (Interia)
Co najbardziej podobało ci się podczas tej przerwy w klubie?
To, że tylko jeden zawodnik miał koronawirusa i zespół szybko wrócił do treningów. Obserwując piłkarzy, gdzie byli na urlopach, a byli w ciekawych miejscach, można było się spodziewać większej liczby. Natomiast sądzę, że – patrząc na całą Ekstraklasę – największe zamieszanie z koronawirusem jeszcze przed nami.
Co ci się najmniej podobało?
Fakt, że w sztabie szkoleniowym nie ma już Maćka Kalkowskiego. Nie jestem trenerem, nie mam papierów, ale wydaje się, że robił dobrą robotę. Nie dzielę ludzi na tych z Gdańska i tych nie z Gdańska, żeby Marco Paixao nie mówił o mnie jako rasiście, ale sądzę, że taki asystent z lokalnego środowiska to jest zawsze fajna opcja. Robiłem z nim materiał pod Puchar Polski, tytuł był: „Mogę być Lucjanem Brychczym Lechii.” Tak się nie stało. Można zakładać, że to jest dalszy ciąg zaciskania pasa w klubie, bo z tego, co wiem, nikt nie został powołany na jego miejsce. Maćkowi życzę wszystkiego dobrego, może mu to wyjdzie na zdrowie? Jego kolega, Krzysiek Brede, z którym był przy Bobie Kaczmarku w Lechii, zrobił awans do Ekstraklasy. Niech Maciek też pracuje na własne nazwisko.
Martwi cię brak transferu do klubu? Przyszedł tylko Bartek Kopacz.
Nie. Więcej nie znaczy lepiej. Okno transferowe trwa do października, jest kupa czasu i z tego, co wiem, będą jakieś transfery i mam nadzieję, że będą one sensowne. Że będą służyły interesowi klubu, a nie interesowi poszczególnych osób.
Po jakim piłkarzu najwięcej sobie obiecujesz?
Chciałbym zobaczyć w akcji wychowanków. O Kacprze Urbańskim słyszę, że takiego talentu w Gdańsku dawno nie było. On ma 16 lat, więc spokojnie, Sławek Wojciechowski grał co prawda w tym wieku już w pierwszym składzie, ale on był innej budowy. Chcę widzieć lokalnych chłopaków. Czyli właśnie Kacpra, Kałuzińskiego, Kobrynia. Wówczas gdańskie środowisko miałoby więcej powodów do utożsamiania się z tą drużyną.
Udovicić może w końcu odpalić.
Zapomniałem o nim, ale tak! Sympatyczny gość, dobry piłkarz, trzymam kciuki za niego, jak i za całą bałkańską mafię, czyli Udo, Malocę i Alomerovicia. Lubię ich i liczę na nich.
Sądzisz, że to będzie przejściowy sezon i nie ma się co spodziewać wielkich wyników?
To będzie taki sezon dla całej Ekstraklasy, skoro tylko jedna drużyna spada. Nawet bym sobie życzył, żeby to był rok na wyprostowanie spraw finansowych. By już nie mówiło się o Lechii w tym kontekście. Gdyby to było moje gospodarstwo domowe, tak bym tym zarządził. Umówmy się: ciężko będzie Lechii spaść, tam musiałoby być bardzo mocne tąpnięcie. Skupiałbym się więc na sferze organizacyjnej i przebudowie drużyny, która rozpoczęła się zimą. Bardziej będę patrzył na organizację, o boisko jestem spokojny. Trener gwarantuje może nie widowiskową grę, ale solidną.
Czyli ósme miejsce i ogarnięcie organizacji bierzesz w ciemno?
Gdy obecny właściciel przejmował klub, to były protesty przeciwko Kucharowi, bo „my jesteśmy Lechia i nie możemy grać o ósme miejsce, tylko o wyższe tematy”. Tak się stało, prezes Mandziara zrobił Puchar Polski i trzecie miejsce, tylko pytanie jakim kosztem? Odpowiadając na pytanie: tak, ja to biorę w ciemno. Też by mnie usatysfakcjonowało, gdyby więcej ludzi wróciło na trybuny, może to się stanie, gdy będą grać młodzi, bo ściągną na stadion swoją rodzinę i znajomych, a reszta będzie miała się z kim utożsamiać?
OKIEM ANKIETOWANYCH:
GDYBY ROZDANIE BYŁO GIFEM:
W TYM SEZONIE WIESZCZYMY IM…
Spokojny, przyzwoity, czasem nudny sezon. Bez transferów Lechia nie ma armat, by walczyć o podium, ale też ma wciąż tylu porządnych piłkarzy, że spadek – szczególnie według obecnych zasad – im nie grozi. Sezon przejściowy. Tyle żeby to przejście rzeczywiście nastąpiło, na przykład do poprawy kwestii organizacyjnych.
Fot. FotoPyk&400mm.pl