Reklama

Dayot Upamecano. Kim jest bestia, na którą ma chrapkę połowa piłkarskiej Europy?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

18 sierpnia 2020, 11:27 • 10 min czytania 1 komentarz

„Przydałby się ten gość w Realu Madryt”. „Dawać go do Manchesteru United”. „Dlaczego Chelsea się nim nie zainteresuje?”. Od tego rodzaju wypowiedzi aż się zaroiło na przeróżnych platformach społecznościowych, z Twitterem na czele, po ćwierćfinałowym starciu Atletico Madryt z RB Lipsk. Zazwyczaj podobna ekscytacja towarzyszy popisom ofensywnych gwiazd, lecz tym razem piłkarski świat zgodnie zachwycił się występem środkowego obrońcy. W centrum uwagi znalazł się Dayot Upamecano. Stoper, który walnie się przyczynił do awansu Lipska do półfinału Ligi Mistrzów. I trudno się dziwić tym entuzjastycznym głosom. Nawet we współczesnym futbolu, sporcie pełnym gladiatorów, niewielu znajdzie się defensorów tak perfekcyjnie łączących czysto fizyczną moc z techniczną swobodą.

Dayot Upamecano. Kim jest bestia, na którą ma chrapkę połowa piłkarskiej Europy?

– Był bestią od pierwszej do ostatniej minuty. Zagrał przy tym niezwykle inteligentnie – chwalił swojego podopiecznego Julian Nagelsmann na pomeczowej konferencji prasowej. Niemiecki szkoleniowiec z pewnością marzy o tym, by w dzisiejszym starciu z Paris Saint-Germain jego obrońca znów wniósł się na wyżyny. Tylko w takim wypadku pokonanie paryżan wydaje się możliwe.

Szalony progres

Oczywiście to nie jest tak, że niespełna 22-letni Francuz dopiero swoją znakomitą postawą w konfrontacji z Los Colchoneros przedstawił się szerokiej publiczności. O jego potencjalnym transferze do jednej z potęg Premier League bądź La Ligi spekuluje się od dawna. Ale to właśnie takimi starciami jak to z Atletico buduje się markę. Nie jest żadnym odkryciem, że często jeden czy dwa genialne występy w Lidze Mistrzów skuteczniej oddziałują na wyobraźnię niż cały sezon regularnej, świetnej gry w Bundeslidze. I to nie tylko na wyobraźnię kibiców, również prezesów czy dyrektorów sportowych, którzy i tak już od dawna mają Upamecano na celowniku.

Przypomnijmy dla porządku. Lipsk w fazie pucharowej Champions League najpierw zmiażdżył Tottenham 4:0 w dwumeczu, a potem wyeliminował Atletico. W rywalizacji z hiszpańską drużyną Upamecano odegrał absolutnie kluczową rolę. Już sama heatmapa mówi tutaj wiele. Francuz na papierze wystąpił naturalnie jako środkowy obrońca, ale w praktyce można powiedzieć, że wziął na siebie również obowiązki defensywnego pomocnika. Wiele ataków rywali zdusił w zarodku jeszcze w środku pola, no i sam inicjował akcje Lipska sprawnie wyprowadzając futbolówkę ze środkowej strefy boiska.

Reklama
Upamecano w starciu z Atletico (SofaScore)

Statystyki wykręcone przez Francuza w ćwierćfinale są po prostu oszałamiające. 100 kontaktów z piłką. 82 podania (90% celnych), 15 długich podań (10 celnych), 20 podań do przodu. 24 pojedynki (23 wygrane), 10 odzyskanych piłek, 5 skutecznych odbiorów. A nawet 5 dryblingów (wszystkie udane). Upamecano na tle Atletico wyglądał po prostu jak hybryda Marcela Desailly’ego z Matsem Hummelsem. Bezwzględna siła i precyzja w akcjach defensywnych połączona z niespotykaną elegancją i kreatywnością w rozprowadzaniu piłki.

Dla obrońcy przedłużony sezon 2019/20 niewątpliwie jest najlepszym w karierze. Jak dotąd, bo wypada raz jeszcze przypomnieć, że mówimy o zawodniku, który dopiero zbliża się do 22 urodzin. Do Lipska francuski zawodnik trafił w 2017 roku. Ralph Hasenhuttl, ówczesny szkoleniowiec RB, szybko zainstalował młodziutkiego stopera w wyjściowej jedenastce „Byków”. Początki nastolatka dalekie były jednak od ideału. W pierwszym pełnym występie ligowym Francuza w podstawowym składzie Lipsk przerżnął 0:3 z Werderem Brema. Niedługo potem doszła do tego pamiętna porażka 4:5 z Bayernem Monachium. Ostatecznie beniaminkowi udało się zgarnąć wicemistrzostwo Niemiec, co należy uznać za ogromne osiągnięcie, lecz Upamecano z miejsca nie zachwycił. Potrzebował czasu. Być może dlatego całkiem poważnie traktowano później pogłoski, jakoby Hasenhuttl miał zabrać ze sobą Francuza do Southampton.

Oczywiście „Święci” byli już za ciency w uszach, by wyciągnąć z Lipska takiego gracza. Hasenhuttl nie mógł jednak odmówić sobie chociaż próby zatrudnienia Upamecano. Zdawał sobie sprawę, z jak olbrzymim talentem miał do czynienia. W Lipsku nie obawiał się zresztą opierania linii defensywnej na dwóch młodzieńcach, bo partnerem Upamecano często bywał Ibrahima Konate. – Upa jest dla mnie jak brat, od razu się zaprzyjaźniliśmy – opowiadał Konate. – Trener ma do nas wielkie zaufanie. Potrzeba dużej odwagi, żeby przeciwko rywalom takim jak Bayern wystawić w defensywie osiemnasto- i dziewiętnastolatka.

– Potrafię wyprzedzić wszystkich obrońców w Bundeslidze. Wyjątkiem jest Upamecano – zachwycał się Timo Werner.

Reklama
Dayot Upamecano

Początkowo problemem Upamecano była walka o piłkę w powietrzu. Francuz nie najlepiej się ustawiał i często umożliwiał rywalem dojście do pozycji strzeleckich przy stałych fragmentach gry. Wydaje się jednak, że i ten element przestaje już stanowić jego piętę achillesową. Rozwój obrońcy „Byków” jest zauważalny gołym okiem. Miniony sezon ligowy był pod pewnymi względami przełomowy dla 22-latka:

  • odzyskane piłki: sezony 2017/18 i 2018/19 – 6,61 na mecz / sezon 2019/20 – 9,21 na mecz
  • wygrane pojedynki powietrzne: 63% / 72%
  • podania: 56 na mecz (83% skuteczności) / 74 na mecz (89% skuteczności)

Pod czujnym okiem Juliana Nagelsmanna obrońca po prostu rozkwita. Ćwierćfinałowy popis przeciwko Atletico stanowił niejako wisienkę na torcie, jeżeli chodzi o jego rozwój. – To nie jest jeszcze szczyt jego możliwości – zapewnia jednak Ralf Rangnick, człowiek znający od podszewki piłkarski projekt Red Bulla. – Dziwi mnie, dla jak wielu obserwatorów jego występ przeciwko Atletico był objawieniem. Mówimy o jednym z najbardziej utalentowanych środkowych obrońców na świecie. To po prostu widać. Śmieszą mnie głosy deprecjonujące jego możliwości. Upamecano ma wszystko, wierzcie mi na słowo. Ilu piłkarzy w jego wieku może się pochwalić takim doświadczeniem w jednej z topowych lig Europy?

Ku pamięci pradziadka

Rangnick wypatrzył francuskiego zawodnika gdy ten miał 15 lat i szkolił się w akademii Valenciennes FC. Opowiadał o tym na łamach The Athletic. – Z miejsca spostrzegłem jego niebywałe warunki fizyczne. Niesamowitą szybkość na krótkich i dłuższych dystansach. Ale wyróżniał się również techniką i ustawieniem. Takiego zawodnika szukałem.

Dayotchanculle Oswald Upamecano, bo tak brzmi pełne miano zawodnika Lipska, urodził się 27 października 1998 roku w miejscowości Evreux, położonej w Normandii. Łatwo się domyślić, że korzenie jego rodziny sięgają daleko poza Stary Kontynent. I rzeczywiście – rodzice piłkarza pochodzą z Gwinei Bissau, dawnej kolonii portugalskiej, a potem francuskiej. Swojego syna nazwali dla upamiętnienia jego pradziadka. Przywódcy wioski, z której wyruszyli do Francji w poszukiwaniu lepszego życia. – „Dayotchanculle” to tytuł honorowy przyznawano wodzowi na wyspie Jeta Caoi, skąd pochodzi moja rodzina – opowiadał Upamecano.

W Evreux młody Dayot zaczął szaleć za futbolem. To pozwoliło mu nawiązać znajomości z wieloma chłopakami, którzy później stali się – podobnie jak on sam – zawodowymi piłkarzami. Jego najbliższym druhem został nie kto inny tylko Ousmane Dembele, obecnie cieszący się nie najlepszą opinią zawodnik FC Barcelony. Ale przez niewielką szkółkę Evreux Football Club 27, prowadzoną przez byłych piłkarzy (Mathieu Bodmera oraz Bernarda Mendy’ego) przewinęło się też wiele innych dużych talentów. Rafik Guitane, za którego Rennes zapłaciło swego czasu 8 milionów euro. Samuel Grandsir, piłkarz AS Monaco. – Wszyscy wychowywaliśmy się w dzielnicy Madeleine. Uczestniczyliśmy w turniejach. Na treningach dawaliśmy z siebie wszystko, ale w dzielnicach tego typu na poważnie gra się nie tylko podczas sesji treningowej czy w trakcie oficjalnych rozgrywek. Każda gierka toczy się na sto procent. W ten sposób wykuwała się w nas agresja i wytrzymałość – opowiadał Upamecano.

– Poza boiskiem nie byłem zbyt gadatliwy. Nie potrafiłem dogadywać się z kolegami. Wszystko zmieniało się po starcie meczu. Natychmiast zaczynałem dyrygować partnerami. Czułem w sobie napływ pewności siebie – dodał.

„Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Dayota, pomyślałem, że to dziecko w ciele dorosłego. To zawodnik opętany żądzą odbierania piłki przeciwnikom. To pragnienie go napędza”

Olivier Bijotat

Jego pierwszym idolem, co nie może szczególnie dziwić biorąc pod uwagę zamiłowanie Francuza do twardej, agresywnej gry, stał się Sergio Ramos. – Myślę, że on czułby się swobodnie podczas naszych turniejów w Madeleine. Moim zdaniem jest najlepszym obrońcą na świecie.

Czy od razu było oczywiste, że Upamecano to materiał na dużego kalibru zawodnika? I tak, i nie. – Miał sporo zaległości jako młody chłopak. Nie był naturalnym talentem. Kiedy do nas trafił, był bardzo surowy technicznie – przyznał Romaric Bultel, trener w szkółce Evreux. – Jednak pracował bardzo ciężko i słuchał uwag trenerów. Wiele czasu poświęcał na indywidualne zajęcia. Zostawał po treningach, ćwiczył kontrolę nad piłką, szlifował przyspieszenie. Dlatego w bardzo szybkim tempie zniwelował początkowe deficyty.

W wieku piętnastu lat Dayot przeniósł się do Valenciennes. Niesamowicie się stresował przed testami w nowym klubie, więc jego początkowe występy nie wypadły zbyt dobrze, ale nie zraził tym do siebie przedstawicieli Les Atheniens. – Czułem się dzieciakiem, tak jak moi rówieśnicy. Trenerzy uświadomili mi jednak, że moje ciało jest znacznie bardziej rozwinięte. Nauczyłem się z tego korzystać. Zacząłem grać agresywnie. Lubiłem dominować nad rywalami – opowiadał obrońca.

Wokół Upamecano szybko zaroiło się od skautów. Zainteresowanie wyrazili nawet przedstawiciele Manchesteru United, a przede wszystkim obserwatorzy z Olympique Marsylia. Najskuteczniejszy okazał się jednak Rangnick, łowiący talenty dla Red Bulla Salzburg. Przekonał nastolatka i jego rodziców, że liga austriacka będzie właściwym kierunkiem na tak wczesnym etapie kariery. Miał ku temu poważne argumenty – w 2015 roku akademia Salzburga może jeszcze nie była tak słynna i doceniana jak dzisiaj, ale już wtedy oferowała młodym graczom optymalne warunki do rozwoju. Dayot zdawał sobie sprawę, że postawienie na Marsylię albo jeszcze większą potęgę pokroju Manchesteru raczej nie przybliży go do regularnych występów w pierwszej drużynie. Tymczasem on czuł się już fizycznie przygotowany do rywalizowania z seniorami i nie chciał tracić czasu na kiszenie się w rezerwach.

Dayot Upamecano

– W Salzburgu podobała mi się różnorodność. Kiedy pokazywano mi akademię Red Bulla, widziałem wielu zawodników z Azji i Afryki. Przekonał mnie ten projekt sportowy. Choć moja decyzja mogła się wydawać dziwna, skoro interesowały się mną duże francuskie kluby. Martwiła mnie jedynie bariera językowa, ale ona też nie okazała się problematyczna. W akademii nie brakowało zawodników i nauczycieli, którzy płynnie porozumiewali się po francusku – mówił Upamecano.

W sezonie 2015/16 występował jeszcze w FC Liefering, satelickim klubie Salzburga. Ale już w kolejnych rozgrywkach przebił się do składu Red Bulla. Z takim przytupem, że centrala uznała, iż nie ma na co czekać. I trafił do Lipska. – Im więcej grałem w pierwszej drużynie, tym lepszy się stawałem. W Salzburgu nauczyłem się wszystkiego, rozwinąłem się na wszystkich płaszczyznach. Również jako człowiek. Kiedy tam trafiłem, byłem bardzo wstydliwy. Udało mi się to przewalczyć. Wyjazd z Francji okazał się dla mnie bardzo korzystny. Dobrze się stało, że nie trafiłem zbyt wcześnie do któregoś z największych klubów Europy.

Bez debiutu w kadrze

– Na treningach w ekipie RB francuski obrońca stał się prawdziwą zmorą dla rywalizujących z nim napastników. – Dobrze się czuję w starciach fizycznych i lubię grać tyłem do bramki, ale Upamecano jest po prostu niemożliwy do przepchnięcia. Nie potrafię go przesunąć nawet o dwa centymetry – zżymał się Yussuf Poulsen. – Upamecano urodził się do gry w wysoko ustawionej linii obrony – zauważa z kolei analityk Chaka Simbeye. – Nie tylko dlatego, że świetnie się czuje z piłką przy nodze. Przede wszystkim potrafi wysoko odbierać piłkę.

Biorąc to wszystko pod uwagę – jest wręcz szokujące, że tak doceniany i utalentowany zawodnik wciąż nie doczekał się debiutu w seniorskiej reprezentacji Francji. Upamecano reprezentował właściwie wszystkie juniorskie i młodzieżowe drużyny „Trójkolorowych”, w 2015 roku zrobił nawet furorę podczas zwycięskich mistrzostw Europy U17. Jednak Didier Deschamps wciąż nie wysłał mu powołania do kadry A. Po części można to jednak tłumaczyć kłopotem bogactwa. Selekcjoner ma do dyspozycji tak wielu stoperów, że pewnie głowa go boli, gdy musi wykreślać większość z nich z listy piłkarzy powołanych na zgrupowanie. Wyliczmy: Raphael Varane, Lucas Hernandez, Clement Lenglet, Samuel Umtiti, Presnel Kimpembe, Kurt Zouma, Aymeric Laporte, Jules Kounde, William Saliba, Boubacar Kamara, Ibrahima Konate, Issa Diop, Dan-Axel Zagadou, Abdou Diallo, Evan N’Dicka… Niewiarygodna głębia. Ale trzeba wprost zaznaczyć – Upamecano to już na ten moment lepszy zawodnik niż znakomita większość z wymienionych.

Niektórzy stawiają go na równi z Varanem. – Siłą Dayota jest jego przeszłość. Jego charakter wykuwał się na ulicy, nie tylko w akademii, jak w przypadku Raphaela – uważa Olivier Bijota.

– Pracuję, by zostać powołanym na mistrzostwa Europy – mówił Dayot w marcu 2019 roku. – Skupiam się na tym, ale nie myślę cały czas o reprezentacji. Rywalizacja jest olbrzymia. Kiedy zobaczysz, że w kadrze wciąż nie zadebiutował Laporte… Wydaje mi się, że wiele mi jeszcze do niego brakuje. Taktycznie, technicznie. Długa droga przede mną.

Dayot Upamecano

Być może Deschamps spojrzałby na Upamecano przychylniejszym okiem, gdyby ten potwierdził jedną z rozlicznych plotek transferowych na swój temat i przeniósł się wreszcie do którejś z potęg z Premier League bądź La Ligi (choć to nic pewnego, biorąc pod uwagę los wspomnianego już Laporte’a). Teoretycznie jest taka szansa. Dziennikarze The Athletic już wcześniej donosili, że o krok od zatrudnienia francuskiego stopera był Arsenal, ale „Kanonierzy” nie zdołali wysupłać odpowiedniej sumy pieniędzy, by opłacić kwotę odstępnego, która wynosiła wówczas 60 milionów euro. Potem Dayot przedłużył kontrakt z Lipskiem do 2023 roku, ale jego agentowi udało się wynegocjować obniżenie sumy odstępnego o 15 baniek. Nowa klauzula aktywuje się latem 2021 roku.

45 milionów za taką bestię to nie jest wygórowana cena. Nawet w pandemicznych realiach.

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Live

LIVE: Co za koszmarny paździerz… Wciąż bez goli w meczu Raków – Stal

Michał Kołkowski
8
LIVE: Co za koszmarny paździerz… Wciąż bez goli w meczu Raków – Stal

Komentarze

1 komentarz

Loading...