Wisła Kraków kontynuuje zbrojenia przed nowym sezonem. Sprowadziłą już czwartego obcokrajowca w tym okienku, ale na razie nie będziemy się czepiać. Yaw Yeboah – podobnie jak Fatos Beciraj, Stefan Savić i Adi Mehremić (no, ten najmniej) – na papierze ma bowiem trochę argumentów wskazujących na to, że może być ciekawym transferem. Niewykluczone nawet, że z całej czwórki to on dysponuje największym talentem, choć znaków zapytania nie brakuje.
Trudno jednak z miejsca kręcić nosem, gdy chodzi o 23-letniego skrzydłowego, który rozegrał już trzy mecze we francuskiej ekstraklasie, 26 w holenderskiej i 54 w drugiej lidze hiszpańskiej. Do tego był czołową postacią reprezentacji Ghany U-20, z którą występował na mistrzostwach świata w tej kategorii wiekowej, a nie tak dawno pełnił funkcję kapitana podczas Pucharu Narodów Afryki U-23. On i koledzy doszli wówczas do półfinału. Do seniorskiej kadry również już kilkakrotnie go powoływano. W ubiegłym roku zadebiutował w towarzyskim meczu z Namibią, który stanowił element przygotowań do Pucharu Narodów Afryki w Egipcie. Na ostatecznym etapie selekcji odpadł i na turniej nie pojechał.
YEBOAH OŚMIESZAJĄCY ZABALETĘ
No i nie zapominajmy, że do Europy sześć lat temu sprowadził go Manchester City, wyciągając z Right to Dream Academy. Za ładne oczy Anglicy w niego nie zainwestowali. Jeszcze w 2017 roku rozpoczynał przygotowania do nowego sezonu z pierwszą drużyną, a brytyjskie media całkiem poważnie pisały, że mocno interesuje się nim FC Porto.
Yeboah w City rzecz jasna się nie przebił, ale przynajmniej zachował stamtąd wiele wspomnień. – Czułem wielkie zdenerwowanie, co było normalne. Starsi gracze widzieli u mnie strach za każdym razem, gdy dostawałem piłkę. Ale Vincent Kompany, który zawsze był prawdziwym liderem, podszedł do mnie i zainspirował do robienia tego, co umiem najlepiej. Dostrzegł we mnie możliwości. Takie podejście bardzo mi pomogło, odzyskałem pewność siebie. Pamiętam, gdy sprawiłem, że Pablo Zabaleta stał się obiektem kpin, bo kiwałem go niezliczoną ilość razy podczas treningu. Bardzo pomogli mi też Yaya Toure i Emmanuel Adebayor. Powiedzieli, żebym czerpał radość z treningu, zachowywał spokój i nie ulegał różnym naciskom. Z kolei Kompany, David Silva i Sergio Aguero dzwonili do mnie za każdym razem, gdy mieli oddzielne, indywidualne zajęcia – opowiadał niedawno radiu Kumasi.
Lista jego kontaktów w telefonie musi być imponująca, będzie mógł się pochwalić.
MAŁO KONKRETÓW
Czytając wypowiedzi tego zawodnika, często odnosi się wrażenie, że niejako czuje się ciągle reprezentantem swojego kraju w Europie, który musi zaspokoić apetyty kibiców-rodaków. Gdy przechodził do Numancii, definitywnie opuszczając Manchester City, mówił: – To nadal ten sam Yaw Yeboah. Ghańczycy powinni oczekiwać ode mnie większych rzeczy.
Dodał, że hiszpański futbol pasuje do jego stylu gry. I faktycznie: jeśli chodzi o regularność w występach i ofensywne konkrety, tam wyglądało to najlepiej. Co nie znaczy, że dobrze, bo tak nigdy nie było.
Spójrzmy na dotychczasowy przebieg jego seniorskiej kariery:
-
2015/16 – Lille (Ligue 1): 3 mecze, 0 goli, 0 asyst
-
2016/17 – Twente (Eredivisie): 26 meczów, 2 gole, 1 asysta
-
2017/18 – Real Oviedo (Segunda Division): 20 meczów, 0 goli, 0 asyst
-
2018/19 – Numancia (Segunda Division): 34 mecze, 2 gole, 1 asysta
-
2019/20 – rezerwy Celty Vigo (Segunda Division B): 20 mecze, 5 goli, 0 asyst
Dziewięć goli, z czego ponad połowa w ostatnim sezonie w trzeciej lidze hiszpańskiej. Asyst chłopak prawie nie notuje, co zdaje się sugerować, że ma problemy z grą zespołową i podejmowaniem decyzji. Nie ma przypadku w tym, że systematycznie trafiał do coraz słabszych klubów, aż wreszcie los skierował go do Polski.
ZA DUŻO EGOIZMU, ZA MAŁO PRACY
Przypuszczenia te potwierdza nam autor twitterowego profilu La Vitrina, który na co dzień zajmuje się młodzieżowymi zespołami Celty i śledził poczynania Ghańczyka w ostatnim sezonie. – Jego styl gry jest dość samolubny. Często wchodzi w dryblingi, zamiast współpracować z kolegami z drużyny. Do tego na początku roku prokurował rzuty karne dla rywali w trzech czy czterech meczach z rzędu, było to trochę dziwne. Czasami zdarza mu się wyłączyć z meczu, co jest raczej typowe dla zawodników bazujących na umiejętnościach. Prawdopodobnie nie jest też najciężej pracującym piłkarzem na ziemi, bo wielu mniej utalentowanych chłopaków z Celty B dostawało szansę w pierwszej drużynie przed nim. On z nią tylko często trenował – mówi.
Nasz rozmówca widzi jednak również sporo zalet wiślackiego nabytku. – Całościowo uważam go za przyzwoitego gracza. Ma duże umiejętności, dynamikę i łatwość w stwarzaniu zagrożenia pod polem karnym rywali. W tamtym sezonie był jednym z najmocniejszych punktów rezerw Celty, którym jako zespołowi szło słabo. Myślę, że jego gra trochę z tego powodu ucierpiała. Ekstraklasa to liga, do której trudno się przystosować, ale moim zdaniem ma wystarczającą jakość, żeby się w niej wyróżniać – podsumowuje.
WIARA W BOGA
Mimo że do tytanów pracy trudno go zaliczyć, poza boiskiem Ghańczyk nie powinien sprawiać większych problemów. Docenia to, co ma, pamiętając o swoich początkach. Dorastał w 10-osobowej rodzinie, a do dziś bardzo ważna jest dla niego religia. Duży wpływ miał na niego będący pastorem ojciec, który nieustannie uczył go pokory, więc taka postawa nie dziwi.
Ostatnio podczas lockdowdnu dzielił się swoimi przemyśleniami. – Jestem chrześcijaninem i wierzę w Boga. Wierzę, że cokolwiek dzieje się na tym świecie, jest pod kontrolą Boga. On dokładnie wie, co robi. To lekcja dla nas wszystkich, abyśmy bardziej docenili wszystko, co mamy na ziemi i uzmysłowili sobie, że każdy z nas został stworzony z jakiegoś powodu. A Bóg kocha wszystko, co stworzył. Świat się zmieni, jeśli ludzie będą się wzajemnie lepiej traktowali. Musisz więc doceniać ludzi, swoją rodzinę, przyjaciół i przede wszystkim swoje życie. Wrócimy silniejsi – cytowały go media w jego kraju.
Kibice Wisły mogą zatem żywić nadzieję, że mimo wszystko w Ekstraklasie sobie poradzi. Yeboah otrzymał od stwórcy wielki talent, jest szybki i jednocześnie umie dryblować, czyli łączy ze sobą cechy rzadko u nas spotykane na pozycji skrzydłowego. Numancia w momencie pozyskiwania Ghańczyka po stronie atutów wymieniała także siłę, wszechstronność i nieprzewidywalność. Robi nam się całkiem spora lista. Jednocześnie posiada on jasno określony zestaw wad i złych nawyków, które mogą być już trudne do wyeliminowania, co pokazuje historia jego nadal dość krótkiej kariery. Wielokrotnie już jednak przekonywaliśmy się, że to, co jest nie do zaakceptowania w lepszych ligach, na naszych boiskach nie musi mieć znaczenia.
Jedno wydaje się pewne: facet w swojej strefie będzie robił sporo szumu. Kluczem pozostaje to, czy wyniknie z tego więcej konkretów niż w poprzednich klubach.
Fot. Newspix