Polski Związek Piłki Nożnej odwołał mecz Superpucharu Polski po informacji dotyczącej zakażenia u masażysty Legii Warszawa. Nie pomogły nawet powtórne testy, zrobione na szybko przez stołeczny klub – PZPN już w oficjalnym komunikacie przypomniał, że wobec okresu inkubacji wirusa, wiarygodne wykluczenie ryzyka możemy otrzymać dopiero po 7 dniach.
Trudno tu komukolwiek zarzucić złą wolę czy naginanie reguł. Wszyscy zrobili to, co w teorii powinni zrobić – włącznie z PZPN-em, którego rolą jest niedopuszczenie do sytuacji, w której zdrowie piłkarzy jest narażone.
Ale niestety, tak jak informację o przełożeniu w sumie sparingowego meczu o najmniej istotne z polskich trofeów da się przyjąć ze zrozumieniem, o tyle zasadne są pytania: co dalej?
DESTABILIZACJA
Jesteśmy w sytuacji, w której pozytywny wynik otrzymał masażysta jednej z drużyn. Po tygodniu jego wynik wyszedł już ujemny, ale przez ten czas człowiek miał stały kontakt z piłkarzami Legii Warszawa. Pomimo, że zostali przebadani, w meczu nie mogli wziąć udziału – bo istnieje zagrożenie, że zainfekowani zostali parę dni temu, co oznacza, że obecnie są już nosicielami wirusa, ale jeszcze nie mogą uzyskać pozytywnego wyniku testu.
W teorii wszystko tutaj jest jasne – kwarantanna, powtórne testy po 7 dniach, jeśli wszystko będzie okej – powrót do treningów i meczów. Problem polega na tym, że to rozwiązanie – epidemiologicznie słuszne i uzasadnione – kompletnie zdestabilizuje rozgrywki w Polsce.
Obecnie koronawirus dotknął trzech klubów w fazie przygotowań. Jeśli będziemy dosłownie traktować zalecenia Sanepidu – w przypadku jednego zakażonego, cała ekipa trafia pod kwarantannę, a wyjść spod klucza może dopiero po ujemnym teście 7 dni później. Wiadomo, co to oznacza dla rozgrywek – jak zagramy którąś kolejkę od A do Z, to będzie właściwie cud nad Wisłą.
ROZWIĄZANIA?
W Realu Madryt pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa otrzymał Mariano Diaz, wiadomość o tym obiegła Europę 28 lipca. Czy Real spędził 7 dni pod kluczem, trenując indywidualnie, na rowerkach ustawionych między salonem a jadalnią w domu każdego z zawodników? No nie, normalnie przygotowywał się do spotkania międzynarodowego, z Manchesterem City, rozegranego zgodnie z planem, w terminie, z udziałem wszystkich, poza zakażonym piłkarzem.
To wydaje się absolutnie kluczowa sprawa, którą natychmiast powinno uregulować środowisko piłkarskie. Nieśmiałe głosy o tym, że warto byłoby ustalić reguły postępowania w przypadku zakażenia piłkarza słychać było już w kwietniu. Wówczas jednak panowała retoryka: spróbujmy, zobaczymy, może się uda. Spróbowaliśmy, zobaczyliśmy, udało się. Ale w tym sezonie już widać, że tak prosto nie będzie.
Dlatego PZPN, Ekstraklasa SA, a pewnie również Ministerstwo Sportu powinno jak najszybciej rozpocząć prace z Ministerstwem Zdrowia i Sanepidem, by do podobnych sytuacji zwyczajnie nie dochodziło. Trafia się zakażony trener? Idzie pod kwarantannę. On sam, nie jego podopieczni. Zakażony piłkarz? Do domu, niech się kuruje, reszta trenuje i gra normalnie, tak długo, jak długo nie otrzyma pozytywnego wyniku testu.
INACZEJ TEGO NIE DOGRAMY
W innym wypadku naprawdę ten sezon traci sens. 1 września dzieci wracają do szkół i przedszkoli. Kariera piłkarska to nie jest może najbardziej sprzyjająca okoliczność, by budować wielką familię, ale mimo wszystko – wielu ligowców za moment wyśle pociechy do sal, w których będą bawić się, skakać i śmiać z kilkudziesięcioma innymi szkrabami. A co jeśli w przedszkolu Adriana Nowaka, syna Jana Nowaka, piłkarza Ekstraklasy, zostanie wykryty koronawirus? I stanie się to w piątek, na dzień przed sobotnim meczem z udziałem Nowaka? Zbyt luźny związek, okej, gramy. Ale jeśli to sam Adrianek otrzyma pozytywny wynik testu? Spotkanie opuści tylko jego ojciec, czy jednak cała drużyna ojca, jako potencjalnie zainfekowana?
A jeśli, oby nie, Nowak zagra w sobotę, a w poniedziałek otrzyma pozytywny wynik testu? Co z Kowalskim, piłkarzem drużyny przeciwnej, z którym przez 90 minut przepychał się w polu karnym?
Takie pytania można mnożyć, odpowiedzi z grubsza sprowadzają się do jednej, podstawowej kwestii: nie można dłużej udawać, że piłkarze będą traktowani jak każdy inny pracownik w każdej innej firmie. Ale do tego, by u nas sytuacja wyglądała jak we wspomnianym Realu czy klubach Serie A, potrzebna jest zgoda Sanepidu i Ministerstwa Zdrowia.
Albo taką zgodę środowisko piłkarskie otrzyma, albo się za długo w tym sezonie nie nagra.
Fot.Newspix