– Razem z trenerem Żurawiem, z trenerem Bartkowiakiem z całym sztabem spędzaliśmy wiele dodatkowych godzin na boisku, by pomóc tym piłkarzom się rozwijać. Nawet nie wyobrażasz sobie, ile satysfakcji mieliśmy, gdy widzieliśmy ich postęp z dnia na dzień. To daje mnóstwo frajdy w tej pracy. Ale to był tylko element naszej współpracy. Bardzo dużo rozmawialiśmy o tym, co można w tej drużynie jeszcze ulepszyć. To były rozmowy na kwadrans, na godzinę i na kilka godzin. Nieustanna debata. Czasami ostra, czasami spokojna, bo nie zawsze się zgadzaliśmy. Ale zawsze konstruktywna – mówi Dariusz Skrzypczak, były już asystent Lecha Poznań.
Jest pan zadowolony z tego, co udało się wam zrobić w Lechu przez ten rok?
Jeszcze jak… Jestem bardzo zadowolony. Bardzo! Pamiętam, że gdy przychodziłem do klubu, to czuć było taki zły nastrój. I on wynikał z oczywistych względów – poprzednim sezon, ten 2018/19, był nie tak dobry, jak można było zakładać. Nie było pucharów, nie było sukcesów, a przecież wiemy, że kibic w Poznaniu jest wymagający. Rok później jesteśmy w kompletnie innym miejscu. Jasne, wciąż Lech nie włożył nic do gabloty, ale progres jest zauważalny. Tak sobie siedziałem z żoną przy kawie i mówiłem jej „może faktycznie nie pracowaliśmy tak dobrze, bo zajęliśmy tylko drugie miejsce?”. Oczywiście trzeba zwrócić uwagę na kontekst. Ale i na progres samej drużyny.
Niemal każdy piłkarz się rozwinął. Młodzi – to jasne. Ale Gytkjaer, Tiba, Ramirez, Crnomarković czy Satka również.
O właśnie! To jest cenna uwaga. Bo oczywiście cieszył nas progres Kamila Jóźwiaka, Kuby Modera czy Tymka Puchacza, ale przecież zespół nie składa się tylko z młodzieży. Pracowaliśmy również z Christianem, Pedro czy Lubomirem tak samo, jak z naszymi wychowankami. Bo to nie jest tak, że piłkarz 30-letni nie może się rozwinąć.
Pana rola w Lechu polegała głównie na tej pracy indywidualnej pracy z piłkarzami?
To znaczy w pewnym sensie tak – to był fundament mojej roli jako asystenta. Razem z trenerem Żurawiem, z trenerem Bartkowiakiem z całym sztabem spędzaliśmy wiele dodatkowych godzin na boisku, by pomóc tym piłkarzom się rozwijać. Nawet nie wyobrażasz sobie, ile satysfakcji mieliśmy, gdy widzieliśmy ich postęp z dnia na dzień. To daje mnóstwo frajdy w tej pracy. Ale to był tylko element naszej współpracy. Bardzo dużo rozmawialiśmy o tym, co można w tej drużynie jeszcze ulepszyć. To były rozmowy na kwadrans, na godzinę i na kilka godzin. Nieustanna debata. Czasami ostra, czasami spokojna, bo nie zawsze się zgadzaliśmy. Ale zawsze konstruktywna.
Może debata była zbyt ostra, skoro pana w klubie już nie ma?
Chyba nie, nie wydaje mi się. Taka jest moja ocena tej sytuacji. Może ja na to inaczej patrzę, bo po prostu przez ostatnie lata przyzwyczaiłem się do takich dysput. W Szwajcarii to jest na porządku dziennym – siadamy przy stole, mamy swoje racje, ja mówię A, ty mówisz B i wymieniamy poglądy. Jeśli za tymi racjami stoją argumenty, to świetnie! Tak to powinno wyglądać. Byłoby gorzej, gdybyśmy usiedli i ktoś by powiedział „będzie tak i tak, bo ja tak uważam”. Ale tak nie było. Oczywiście ostateczny głos miał trener Żuraw, bo to naturalne, ale bardzo sobie ceniłem te rozmowy. Konstruktywna dyskusja zawsze jest dobra. Każdy merytoryczny spór przynosi coś dobrego.
Zacytuję panu komunikat prasowy Lecha Poznań, dobrze?
Proszę bardzo.
„(…) po dwunastu miesiącach, zdecydowano, że współpraca nie będzie kontynuowana”. To o rozstaniu z panem.
Mhm…
Wie pan, uczyłem się języka polskiego przez kilkanaście lat mojego życia, kilka testów na czytanie ze zrozumieniem wypełniłem, ale brakuje mi w tym zdaniu jasnego wskazania – kto zdecydował. Mamy za to hasło „zdecydowano”. O co tu chodzi?
(chwila ciszy) To trudne pytanie. Od pewnego czasu w moich rozmowach z Lechem dochodziliśmy do wniosku, że być może powinienem spróbować swoich sił jako pierwszy trener. Tak też pracowałem w Szwajcarii w niektórych klubach, choć byłem tam też asystentem tak jak w Lechu. Ale być może w klubie widzieli, że moje ambicje sięgają pracy jako pierwszy szkoleniowiec. Od słowa do słowa, od rozmowy do rozmowy i ostatecznie się rozstaliśmy.
Ucieka trener od odpowiedzi…
Damian, ale musisz mnie też zrozumieć! Ostatecznie rozeszliśmy się w zgodzie, podając sobie ręce, nie ma między mną a Lechem żadnego nieporozumienia. Kocham ten klub, to jest mój klub, zawsze będę o nim ciepło myślał.
Dobrze, ale ja nadal czegoś nie rozumiem. Ustalmy taką rzecz – czuł się pan doceniony jako asystent przez klub?
Zdecydowanie tak.
Klub był zadowolony z pana pracy w roli asystenta?
Tak myślę.
I nagle ten dobrotliwy klub, zadowolony z pana pracy, zadowolony z progresu wykonanego przez zespół – po prostu mówi „Darek, dobra, fajna robota, ale idź sobie pracować jako pierwszy trener gdzieś indziej”? Nie klei mi się to kompletnie.
Cóż mogę powiedzieć…
Może za bardzo pan wychodził przed szereg? Może za dużo pan chciał?
Canal+ pozwala odpowiedzieć na jedno pytanie „pomidorem”, prawda? To ja powiem właśnie teraz – pomidor.
Co teraz z panem? Krótki urlop?
Urlop i tak mam, bo rozgrywki albo się kończą, albo są zakończone i w klubach nic się nie dzieje. Jestem teraz w Szwajcarii, gdzie mieszkam na co dzień, siedzę z żoną, mam chwilę na złapanie oddechu. Chociaż tak po prawdzie, to ja urlopu nie potrzebuję. Odpoczywam na boisku. Dla mnie to najfajniejszy moment w ciągu dnia, gdy mogę ubrać dres, buty piłkarskie, wyjść z drużyną na boisko. Po to trener żyje, prawda?
Czyli pali się pan do roboty?
Oczywiście! Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł wrócić do pracy.
W Polsce?
Polska ma priorytet. Szwajcarię mam w sercu, ale widzę, że futbol w naszym kraju się zmienia. Klimat do piłki jest coraz lepszy. Rozwijamy się jako środowisko piłkarskie. Świadomość szkolenia wzrasta, zmienia się sposób patrzenia na futbol przez osoby z zewnątrz.
Ale zakłada pan sobie „tylko I liga” czy „niżej II ligi nie będę schodził”?
Chciałbym pracować na możliwie jak najwyższym szczeblu. Ideałem byłaby Ekstraklasa, ale mam świadomość tego, że wiele osób w Polsce mnie tak dobrze nie zna i może mi nie zaufać na tym najwyższym poziomie. Rozumiem to – muszę obronić się efektami swojej pracy. Mam piętnastoletnie doświadczenie w futbolu jako trener, nie najgorsze CV piłkarskie, uczyłem się od fachowców, rok pracowałem w Ekstraklasie jako asystent w zespole, który wiele osób chwaliło. Tak naprawdę dopiero dziś w świat poszedł sygnał, że Skrzypczak jest do wzięcia, więc póki co nie mam jeszcze żadnej propozycji. Ale do każdej usiądę – by porozmawiać, zapoznać się z warunkami, dowiedzieć się czegoś o tym, czego druga strona oferuje. Wierzę, że dla Darka Skrzypczaka jest jeszcze miejsce w polskim futbolu. Nie jestem przecież taki stary! 52 lata to nie tak dużo. Prawda? Tylko szczerze, tak jak i ja szczerze odpowiadałem!
rozmawiał DAMIAN SMYK
fot. NewsPix