Real Madryt na kolejkę przed zakończeniem sezonu La Ligi zaklepał mistrzostwo Hiszpanii, choć tak naprawdę już od jakiegoś czasu było niemal pewne, że „Królewscy” powrócą w 2020 roku na ligowy tron. Nie można powiedzieć, by stołeczna ekipa wywalczyła tytuł w wyjątkowo porywającym stylu, ale prawda jest taka, że jeśli Real wygra ostatni mecz rozgrywek, to zgromadzi na swoim koncie w sumie 89 punktów. Tylko o cztery oczka mniej niż w pamiętnym sezonie 2016/17, gdy Los Blancos zatriumfowali w kraju i obronili tytuł w Champions League. Trudno bieżące dokonania madrytczyków deprecjonować. Kto zatem zasłużył na największe pochwały?
Wyróżniliśmy pięć fundamentów tej mistrzowskiej układanki.
SERGIO RAMOS
Po prostu szef. Nie bez kozery wymieniamy go jako pierwszego, choć generalnie to zestawienie pozbawione jest kolejności. Jeśli po latach będziemy wspominać mistrzowski Real Madryt z sezonu 2019/20, w pierwszej kolejności do głowy przyjdzie nam fenomenalna postawa Sergio Ramosa. 34-letni środkowy obrońca nie tylko trzymał defensywę „Królewskich”, ale okazał się również decydujący pod bramką przeciwnika, gromadząc na swoim koncie aż dziesięć goli w ligowych rozgrywkach. Zaliczył zwycięskie trafienie na 1:0 w meczu z Athletikiem Bilbao. Podobnej sztuki dokonał wcześniej w starciu z Getafe, a jeszcze wcześniej otworzył wynik w konfrontacji z Realem Sociedad czy Deportivo Alaves. Tylko Karim Benzema zdobył dla Los Blancos więcej goli w lidze.
Jasne, Ramos do siatki trafiał przede wszystkim z jedenastu metrów, lecz to też jest sztuka. Hiszpan obecnie może uchodzić za jednego z najlepszych egzekutorów rzutów karnych na świecie. Bierze na siebie tę odpowiedzialność w trudnych momentach i nie ma żadnego problemu, by ją udźwignąć. To zresztą od dawna jest specjalność kapitana Realu. Trudne momenty. Gdy drużyna ma kłopoty, Ramos wkracza do akcji.
No dobra, może wczoraj Hiszpana trochę poniosła fantazja przy jedenastce. Ale wiecie, o co nam chodzi.
Sergio Ramos
Real stracił tylko 23 gole w tym sezonie hiszpańskiej ekstraklasy. Najmniej w stawce, równie skuteczną defensywą nie może się pochwalić nawet Atletico. Przed własną publicznością „Królewscy” oberwali ledwie jedenastokrotnie, nie przegrali zresztą u siebie ani jednego meczu. Nie ma wątpliwości, że bez Ramosa nie udałoby się wyśrubować równie znakomitych statystyk. Kto ma co do tego wątpliwości, niech sobie przypomni ostatni mecz z Granadą. Kapitan Realu wybijający piłkę z linii bramkowej. To dość symboliczna scena dla postawy Ramosa w dobiegającym końca sezonie La Ligi.
Dla Ramosa to już piąte mistrzostwo kraju wywalczone w barwach Realu. Hiszpan ma też na koncie cztery Puchary Mistrzów i cały szereg mniej znaczących trofeów. Florentino Perez zapłacił Sevilli za obrońcę około 25 milionów euro. Oczywiście w 2005 roku taka suma robiła znacznie większe wrażenie niż, dajmy na to, w 2019, ale i tak można stwierdzić bez wzbudzania większych kontrowersji, że jeżeli chodzi o stosunek jakość-cena, ściągnięcie Ramosa na Estadio Santiago Bernabeu to absolutny majstersztyk.
Jeden z najlepszych transferów XXI wieku. Jeden z najlepszych stoperów w dziejach.
CASEMIRO
Kiedy latem 2013 roku Real Madryt wykupił definitywnie Casemiro za sześć milionów euro, pewnie sam Brazylijczyk nie spodziewał się, że kiedykolwiek jego nazwisko pojawi się w tego rodzaju wyliczance. Długo postrzegano go po prostu jako wartościowe uzupełnienie fenomenalnego duetu Kroos – Modrić. Jednak w sezonie 2019/20 Casemiro był już kimś znacznie więcej niż tylko piłkarzem odpowiedzialnym za ubezpieczanie Niemca oraz Chorwata. Wyrósł wręcz na lidera drugiej linii „Królewskich”.
Brazylijczyk to zawodnik wciągnięty na najwyższy poziom przez Zinedine’a Zidane’a, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Gdy „Królewscy” w 2014 roku triumfowali w Lidze Mistrzów, zabrakło dla niego miejsca nawet w kadrze meczowej. Sześć lat później trudno sobie już bez niego wyobrazić wyjściową jedenastkę Realu. 34 występy ligowe. Cztery gole i trzy asysty – to dorobek Casemiro w hiszpańskiej ekstraklasie.
W tej chwili brazylijski zawodnik jest w układance Zizou niezastąpiony. Trudno go nawet nadal tytułować wyłącznie „defensywnym pomocnikiem”, ponieważ jego wpływ na ofensywne poczynania „Królewskich” również stale się zwiększa. Choć to statystyki Casemiro w destrukcji robią niezmiennie największe wrażenie. Prawie trzy odbiory na mecz, dwa przechwyty. Do tego również skuteczne pojedynki powietrzne w każdym spotkaniu – ścisła czołówka wśród pomocników także pod tym względem.
– Najlepiej dostosowaliśmy się do nowych realiów La Ligi, dlatego świętujemy – mówił Casemiro po oficjalnym przyklepaniu mistrzostwa. Miał naturalnie na myśli kwestię powrotu do gry po lockdownie, ale ta wypowiedź dość dobrze podkreśla podstawowy atut Brazylijczyka. Zdolność do adaptacji. Cokolwiek sobie Zidane taktycznie wykombinuje, Casemiro pasuje do jego taktyki jak ulał.
THIBAUT COURTOIS
Wydawało się przez moment, że kariera 28-letniego Belga zmierza w niewłaściwym kierunku. Choć to może paradoksalne, bo przeprowadzka na Estadio Santiago Bernabeu to kierunek zasadniczo wymarzony dla każdego piłkarza na świecie. Ale Thibaut Courtois początkowo miał spore problemy, by udowodnić w Madrycie swoją klasę i potwierdzić, że jest właściwą osobą do noszenia w Realu bluzy z numerem jeden. Zresztą już wcześniej w Chelsea do postawy Belga było wiele zastrzeżeń i pojawiały się nawet głosy, iż jest to zwyczajnie przereklamowany golkiper.
Wreszcie Courtois może zatem otwarcie powiedzieć, że udało mu się zamknąć usta krytykom. W sezonie 2019/20 Belg bronił fenomenalnie. Jak dotąd stracił tylko 20 goli w La Lidze. W klasyfikacji Trofeo Zamora znajduje się na pierwszym miejscu ze współczynnikiem 0,59 straconej bramki na mecz. To jeden z najlepszych wyników w XXI wieku.
Thibaut Courtois
Courtois już nagrodę przyznawaną przez gazetę MARCA zdobył, na dodatek dwukrotnie. Jeszcze za czasów gry w Atletico Madryt, kiedy jego talent eksplodował na oczach piłkarskiej Europy. Zdaje się, że Belg swoją dyspozycją wreszcie zdołał nawiązać do tamtych czasów. Wznosi się na wyżyny umiejętności w kluczowych momentach spotkań. Przede wszystkim jednak – dodał zespołowi mnóstw pewności na przedpolu, przy wyjściach do dośrodkowań. Ten element bramkarskiego rzemiosła stanowił zawsze słaby punkt Keylora Navasa. Courtois wniósł w tym względzie nową jakość do gry Realu, no i efekty są ewidentne.
„Królewscy” w sezonie 2019/20 z pewnością stracą w lidze mniej niż 30 goli, a pewnie nawet mniej niż 25. Ostatni raz taka sztuka udała im się w 1995 roku (29 straconych bramek).
ZINEDINE ZIDANE
Szkoleniowcowi “Królewskich” poświęciliśmy osobny tekst, nie będziemy się zatem powtarzać. Zacytujemy tylko: “W jakim stylu grają zespoły Zinedine’a Zidane’a? Grają w stylu zwycięskim. To chyba największy problem filozofów futbolu. Realu pod wodzą Zidane’a nie da się zamknąć w jakichś tajemniczych zaklęciach z udziałem cyferek i mądrych słów. Wielokrotnie zabierał na ten temat głos sam zainteresowany, podkreślając, że w jego rozumieniu futbolu najważniejsza jest elastyczność. Dlatego czasami Real gra obrońcami tak ofensywnymi, że całość przypomina ustawienie 3-4-3 z defensywnym pomocnikiem wchodzącym między stoperów, a czasem typowymi skrzydłowymi w starym stylu. Czasem pozwala sobie na jednego napastnika na desancie, a czasem rusza do przodu całą ławą zawodników.
Swobodnie rotuje piłkarzami o różnej charakterystyce, nie przywiązuje się do nazwisk, nie przywiązuje się do planów gry. Na Atletico wyszedł właściwie piątką środkowych pomocników: Valverde, Isco, Kroos, Modrić i Casemiro, skrzydła wprowadził w przerwie, weszli Lucas i Vinicius. Wygrał 1:0. Chwilę później przeciw Sevilli zagrał już klasycznym 4-3-3, z szeroko ustawionymi skrzydłowymi, Lucasem i Rodrygo. Potrafił przestawić się nawet na dwóch napastników, gdy tego wymagała sytuacja meczowa. Potrafił kontrować, potrafił kontrolować.
A co ważniejsze – potrafił rotować. Być może to jedna z najważniejszych umiejętności Zidane’a? Trudno powiedzieć, na ile wynika to ze statusu idola, jaki posiada w oczach swoich podopiecznych, a na ile ze zwykłych kompetencji interpersonalnych. Fakty są takie, że w Realu piłkarze drugiego czy nawet trzeciego wyboru potrafią zrobić różnicę na boisku, niezależnie od tego, kiedy się na nim pojawią”.
KARIM BENZEMA
Last but not least, jak mawiają Anglicy.
Karim Benzema. Niewątpliwie fundamentalna postać dla mistrzostwa. Mocny kandydat do miana najlepszego zawodnika sezonu w całej lidze. Nie będziemy powtarzać tego, co wszyscy wiedzą. Że francuski napastnik zaczął świecić pełnym blaskiem po odejściu Cristiano Ronaldo, bo wcześniej jego priorytetowym zadaniem było wspieranie Portugalczyka w biciu kolejnych strzeleckich rekordów. Że Zinedine Zidane jak nikt inny potrafi do Benzemy dotrzeć i umożliwić mu rozwinięcie skrzydeł. To znane fakty.
Benzemę pochwalić chcemy przede wszystkim za to, że dostarczył w tym sezonie więcej boiskowej magii, niż można się było po nim spodziewać. Nie tylko zdobywał gole, inteligentnie rozgrywał i utrzymywał się przy piłce pod presją. Również czarował. A tego się przecież oczekuje od wybitych napastników. Zwłaszcza w takim klubie jak Real Madryt. Historia zna wiele przypadków, gdy wywalczone mistrzostwo było na Estadio Santiago Bernabeu przyjmowane z bardzo umiarkowaną radością, ponieważ styl gry drużyny nie cieszył oka. W tym sezonie „Królewscy” całościowo nie prezentowali zniewalającego futbolu, lecz Benzema jest w tym względzie wyjątkiem.
On czarował. Pamiętacie asystę piętką a’la Guti, albo cudnego gola z Valencią?
Karim Benzema
Poza tym – bronią go suche liczby. Jeśli zsumować gole i asysty, okaże się, że Benzema wypracował prawie 45% bramek Los Blancos w La Lidze. Jasne, 21 trafień w hiszpańskiej ekstraklasie to nie jest wynik imponujący, gdy zestawić go z wyczynami CR7 czy Leo Messiego. Może nawet nie wystarczyć do Trofeo Pichichi. Ale Benzemie trzeba oddać, że jak już strzelał, to często w ważnych meczach. Trafiał do siatki w starciach z Sevillą, Atletico, Valencią czy Realem Sociedad.
No i w trzech ostatnich kolejkach, gdy decydowały się losy mistrzostwa. Dublet we wczorajszym starciu z Villarrealem stanowi niejako wisienkę na torcie.
33-letni napastnik pozostanie pewnie piłkarzem trochę niespełnionym. Wyklęto go w reprezentacji. W Realu Madryt też miał swoje trudniejsze chwile, bywał słusznie krytykowany. Ale doczekał się swojego sezonu wielkiej chwały. I to wtedy, gdy był najbardziej potrzebny. Rozczarowali przecież (z różnych powodów) Eden Hazard i Luka Jović, ściągnięci za 150 milionów euro. Rodrygo i Vinicius Junior nie zdążyli dorosnąć do roli liderów, motorów napędowych ofensywy. Gareth Bale skoncentrował się na golfie. Benzema musiał wziąć sprawy w swoje ręce i poradził sobie wybornie. Po białej stronie Madrytu na pewno zapracował sobie już na status legendy.
fot. NewsPix.pl