Jakoś tak się układały te poprzednie sezony, że Lech Poznań znajdował się w permanentnej przebudowie. Pomysłów było bez liku, co gorsza – często realizowano kilka planów jednocześnie. Trener-gwiazda. Trener-wychowanek. Opcja zagraniczna. Teraz gramy młodymi. Teraz perspektywicznymi. Tym razem ściągamy gwiazdy. Efekt był taki, że Kolejorz buksował w miejscu, punktując poniżej oczekiwań, grając w sposób niespecjalnie porywający oraz marnując cenny czas na wynalazki bez przyszłości.
Ten sezon jest inny. Tego sezonu nie da się skończyć inaczej niż puentą: obyśmy wszyscy spotkali się w tym gronie za miesiąc. To luksus, który w Poznaniu był w ostatnich latach jedynie w środkowej części rządów Nenada Bjelicy. Jeśli spojrzymy wstecz – Maciej Skorża po mistrzostwie musiał zmierzyć się z przebudową. Urban pełnił właściwie rolę tymczasowego trenera, chyba nikt nie wierzył, że w Poznaniu zbuduje coś trwałego. Djurdjević miał być gwarantem spójności klubu z akademią oraz odpowiedniego rozwinięcia klejnotów rodowych z roczników 1998-2002. Nawałka po prostu stworzyć potęgę, za potężne pieniądze. Od Żurawia w sumie już nikt niczego nie oczekiwał i może to właśnie był klucz do sukcesu.
Dlaczego w Poznaniu mają pewne powody do optymizmu przed kolejnym sezonem?
DO MŁODZIEŻY ŚWIAT NALEŻY
Oczywiście pierwszy i najważniejszy powód to siła, ale przede wszystkim liczebność poznańskiej młodzieży. To pierwsze w Poznaniu mają od lat, nie jest przypadkiem, że już teraz w mocnych ligach regularnie grają Bednarek, Linetty, Kędziora czy Kamiński. Ale do siły pojedynczych zawodników, ostrożnie wprowadzanych do składu, po raz pierwszy dorzucono hurtowy charakter takich uzupełnień.
To ma dwa bardzo konkretne, pozytywne efekty, mamy nadzieję, że w Poznaniu o tym wiedzą. Po pierwsze – budżet nie wisi na transakcji jednego zawodnika. To nie jest tak, że “albo sprzedamy Jóźwiaka, albo będzie dziura budżetowa”. O nie, teraz Lech ma bardzo wygodną pozycję negocjacyjną, zarówno w rozmowach z własnymi piłkarzami (przedłużenia kontraktów czterech najbardziej uzdolnionych miały miejsce w tym sezonie), jak i z ewentualnymi kupcami. Nie chcecie dać za Jóźwiaka tyle, ile oczekujemy? Dobrze, spróbujemy w takim razie zbudować budżet na sprzedaży Roberta Gumnego. Gumny nie? No to może Marchwiński. Oczywiście nie wiadomo, jak zachowa się rynek wobec kryzysu koronawirusowego, ale Kolejorz niezależnie od tego znajduje się w dogodnej pozycji.
Tu jest drugi pozytywny efekt. Nawet jeśli nie uda się utrzymać w składzie wszystkich perełek, wciąż część z nich będzie rozwijać swój talent w Wielkopolsce. Tak naprawdę na ten moment widzimy przynajmniej sześciu zawodników, którzy mają przed sobą duże granie:
- Robert Gumny
- Kamil Jóźwiak
- Jakub Kamiński
- Filip Marchwiński
- Tymoteusz Puchacz
- Jakub Moder
Jest jasne, że wszyscy jednocześnie nie odejdą, obstawiamy, że już sprzedaż dwóch najstarszych może być wykorzystaniem całego limitu. Zostaje czterech do dalszego rozwijania, mimo że już teraz wyglądają bardzo solidnie na tle ekstraklasowych rywali.
DANI RAMIREZ I PEDRO TIBA
Chcieliśmy w tym akapicie omówić politykę transferową Lecha Poznań, ale to właściwie nie ma sensu. Nie można wysnuwać ogólnych wniosków na podstawie jednostkowych porażek, tak samo więc nie ma sensu uogólniać, gdy mówimy o sukcesach. Dlatego bez specjalnej podjarki, bez specjalnego pompowania – Lech ma na przyszły sezon bardzo silny środek pola. Tym cenniejszy, że kupiony – a przecież nie od dziś wiadomo, że Kolejorz lubi przyVujadinoviczować i kompletnie przestrzelić na rynku.
Dani Ramirez to powrót do starych dobrych tradycji, gdy najsilniejsze kluby ligi – był w tym gronie Lech – wykupowały najmocniejszych zawodników klubów nieco słabszych. Odchodzi proces aklimatyzacji, zazwyczaj odchodzą też bariery językowe, odchodzi wybór mieszkania i nauczanie hiszpańskiego pomocnika, w co musi się ubrać przy pierwszym śniegu. Ramirez wjechał i z miejsca dał jakość, zwłaszcza, że wydaje się piłkarzem może nie lepszym, ale bardziej odpowiednim do Lecha niż Darko Jevtić jesienią. To sukces “oka” trenera Żurawia oraz polityki zaciskania pasa, dzięki której teraz można było godnie zapłacić ŁKS-owi, zresztą ostro targującemu się o swojego najlepszego piłkarza.
Natomiast jest też sukces oceny piłkarzy spoza polskich boisk i jest nim Pedro Tiba. Trochę to trwało, miewał przestoje, ale dziś to gwiazda całej ligi. Kropka, nie ma więcej do dodania. Obaj raczej zostają na przyszły sezon, a więc w środku Lech ma wyjątkowy spokój. Można nawet stwierdzić: spokój jak nigdy.
CZY TO JUŻ JEST TEN SŁYNNY STYL?
No i wreszcie ten czynnik nieco pomijany. Styl. Dariusz Żuraw od początku tłumaczył porażki czy rozczarowujące remisy procesem budowania pewnej wizji gry, która ma przynieść efekty w niedalekiej przyszłości. Początkowo wydawało się, że to myślenie życzeniowe, ale jednak – wystarczyło dołożyć do tej układanki Ramireza, odważniej postawić na Modera i statek się rozbujał. To jest kapitał, który trudno wycenić, zwłaszcza w kontekście nadchodzącego okna transferowego, ale Lech ma pewną tożsamość, ma pewien własny sposób grania.
Tego nie da się wypracować w tydzień i odwrotnie, nie da się spartolić w miesiąc. To zaś daje nadzieję, że w przyszłym sezonie – zwłaszcza, jeśli okienko będzie spokojne – Lech nadal będzie efektowny i ofensywny.
LADS, IT’S LECH POZNAŃ
Powody do obaw? Są, a jakże. Pierwszy widzimy już dzisiaj na zdjęciach z Poznania – następcą Christiana Gytkjaera został Mikael Ishak. Gość, którego nasze szwedzkie źródła określają kasztanem, który raczej nie nadaje się do gry o najwyższe cele. Z drugiej strony – CV jak na Ekstraklasę ma przyzwoite, a 3-letni kontrakt potwierdza, że w Poznaniu widzą w nim duży potencjał. Zastąpienie Duńczyka będzie jednak karkołomnym zadaniem, zwłaszcza w lidze, gdzie napastnicy z rzadka posiadają cenną umiejętność strzelania goli – pokazuje to rywalizacja o koronę króla strzelców.
Co gorsza – jest też gen porażki, który potrafi się uaktywnić w najmniej oczekiwanych momentach. Ostatnio w meczu półfinału Pucharu Polski z Lechią Gdańsk. Jeśli styl wyrabia się miesiącami, to gen porażki hodowane bywa całymi latami. To jest coś, co spędza sen z powiek kibiców Lecha, bo nawet Ramirez z Tibą, nawet doskonała młodzież, nawet Ishak jako zastępca Gytkjaera nie pomogą, jeśli znów w kluczowym momencie młotek wypadnie im z dłoni, zamiast dobić gwoździa.
Podstawowa misja na najbliższe miesiące? Nie spieprzyć potencjału wypracowanego sezonem 2019/20. Misja równie ważna? Nie pozwolić, by znów drużyna wpadła w sidła, w których tkwił cały Lech ostatniego pięciolecia. Jeśli to się uda – sezon 2020/21 może być w wykonaniu Lecha bardzo udany.
Fot.FotoPyK