Jan Bednarek wyrzucający Manchester United z Ligi Mistrzów? Na ten moment nie można jeszcze użyć takiego sformułowania, ale jeśli na koniec sezonu Czerwone Diabły zajmą piąte miejsce, wśród licznych “winowajców” takiego stanu rzeczy z pewnością znajdzie się miejsce dla naszego rodaka. Szósta minuta doliczonego czasu gry. Dość dramatyczne okoliczności, bo United w wyniku kontuzji Williamsa końcówkę gra w dziesiątkę. Rzut rożny, piłka idzie na głowę Bednarka. Ten ją strąca, wprowadzony parę minut wcześniej Obafemi dopycha ją do pustej bramki.
Zamiast trzech punktów i awansu na trzecie miejsce w tabeli, United zdobywają tylko punkt, który nie pozwala im nawet na przeskoczenie w tabeli czwartego Leicester City.
A przecież wszystko układało się pod kolejne zwycięstwo Manchesteru United, lidera w tabeli post-pandemicznej. Czerwone Diabły po wznowieniu rozgrywek w Anglii zagrały do dziś sześć spotkań, pięć w lidze oraz w FA Cup przeciw Norwich. Po remisie z Tottenhamem 19 czerwca, w kolejnych pięciu meczach schodzili z boiska jako zwycięzcy. Tego wieczoru zwycięzcami mogli się czuć “jedynie” do 96. minuty.
UNITED TRACĄ DWA PUNKTY
Z jednej strony dużą robotę wykonał Bednarek przy tym wyrównującym golu, ale z drugiej strony – podopieczni Ole Gunnara Solskjaera mogą obwiniać tylko siebie. Pierwszy gol dla Southamptonu to przecież tragiczna, juniorska strata Paula Pogby. Chwilę wcześniej to gospodarze powinni prowadzić, gdy błąd Ward-Prowse’a mógł wykorzystać Martial. Napastnik Czerwonych Diabłów zmarnował sytuację sam na sam. Kolejny kamyczek do ogródka: Rashford, który nie trafił z paru metrów do pustej bramki już w drugiej połowie. Znów Martial, gdy dwukrotnie uderzał gdzieś po trybunach w dogodnych okazjach. A przecież to tylko te pewniaki do powiększenia dorobku bramkowego. Oprócz tego były zwyczajnie niezłe ataki, przy których zabrakło wykończenia.
Pierwszy z brzegu – strzał Rashforda tuż obok słupka po świetnym podaniu Bruno Fernandesa czy słusznie nieuznana bramka tego samego zawodnika po kapitalnym podaniu Shawa. Gdyby Marcus wystartował sekundę później, i tak byłby przy piłce pierwszy. Spalił jednak akcję, co wcale nie oznacza, że United nie zasługują na pochwały – to był kolejny już w ostatnich tygodniach dynamiczny, dopracowany atak. Sęk w tym, że dzisiaj zabrakło im zimnej krwi, nie raz i nie dwa, ale z osiem razy. Utrzymali ją dwukrotnie – gdy Rashford pewnie wykończył świetne podanie od Martiala oraz gdy ten ostatni po zejściu w stylu odwróconego Robbena zapakował na 2:1. Ale poza tym? Nieskuteczność. Rozedrganie. Brak kropki nad i.
Do tego doszedł pech w postaci urazu Williamsa. United mieli jeszcze jedna zmianę, ale nie mogli jej wykonać – przepisy twardo stanowią, że możliwe są tylko trzy przerwy na zmianę, Czerwone Diabły wykorzystały je na zmiany Shawa, Pogby oraz Greenwooda i Fernandesa.
TO NIE BYŁ CZAS, BY ODPOCZYWAĆ
Tu zresztą trzeba na moment przystanąć. O ile zejście Pogby można uzasadnić, dzisiaj dwie fatalne straty i niewielka przydatność z przodu, o tyle zdjęcie jednocześnie Greenwooda i Fernandesa w końcówce pachniało minimalizmem. Minimalizmem, który się bardzo boleśnie zemścił. A po prawdzie – gdyby nie świetna interwencja De Gei po strzale Redmonda i niefrasobliwość Romeu – Święci mogli wyrównać już wcześniej. Jasne, mamy wątpliwości, czy Romeu nie powinien już wcześniej zejść z boiska z czerwoną kartką, ale to nie usprawiedliwia United.
U siebie, z Southamptonem, gdy jest okazja wskoczyć na ligowe podium, po prostu trzeba wygrać. Ten remis mocno komplikuje i tak zakręconą sytuację na finiszu ligi. United mają tyle samo punktów co Leicester City, a w ostatniej kolejce oba kluby zagrają na King Power Stadium. Zdaje się, że będzie to po prostu mecz o miejsce w Lidze Mistrzów.
United przystąpią do niego z o wiele mniejszym komfortem, niż gdyby ten mecz skończył się w momencie kontuzji Williamsa.
Manchester United – Southampton 2:2 (2:1)
Rashford 20′, Martial 23′ – Armstrong 12′, Obafemi 90+6′
Fot.Newspix