Reklama

“Wszystkie decyzje Vukovicia się obroniły”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

13 lipca 2020, 18:37 • 9 min czytania 8 komentarzy

Legia Warszawa zasłużenie odzyskała tytuł mistrzowski, ale pytanie, co dalej, żeby w pucharach nie skończyło się jak zawsze? O tym, co było i będzie rozmawiamy z Tomaszem Sokołowskim. 12-krotny reprezentant Polski jako piłkarz Legii wygrał na krajowym podwórku wszystko, co się dało. Dziś jako ekspert udziela się m.in. w Polskim Radiu RDC.

“Wszystkie decyzje Vukovicia się obroniły”
Chyba po raz pierwszy od kilku lat mistrzem została drużyna, co do której nie ma żadnych wątpliwości, że najlepiej grała w piłkę i prezentowała najlepszy styl.

Jeżeli przypomnimy sobie początki Legii, nie wyglądały one zachęcająco. Gra nie była płynna i skuteczna, a wyniki nie zadowalały. Nie udało się wejść do grupy Ligi Europy, pierwsze mecze w lidze też nie zadowalały. Nowi zawodnicy nie od razu zaczęli spełniać oczekiwania, trener się z nimi docierał, a tych zmian było naprawdę dużo. Dzisiejszy skład w porównaniu do tamtego to w połowie inna drużyna. Legia potrzebowała czasu i faktycznie, z perspektywy całego sezonu grała najrówniej i najefektowniej, do tego była najmocniejsza u siebie. Na wyjazdach wyglądało to już gorzej, tu jest co poprawiać.

Kluczowy moment dla Legii w tym sezonie, ustawiający jej kolejne tygodnie i miesiące?

Chyba ten jesienny mecz z Lechem. Odrobienie strat i zwycięstwo w tak prestiżowym starciu wytyczyło jej ścieżkę, choć wiadomo, że to nie zaczęło się nagle. Wtedy zobaczyliśmy efekt, odpalenie lontu, ale wypracowywanie tego zaczęło się znacznie wcześniej. W następnych tygodniach ktokolwiek przyjeżdżał na Łazienkowską, wiedział, że będzie miał olbrzymie problemy. Było już widać rękę Vukovicia. Oglądaliśmy Legię, która nie spekulowała, nie oglądała się na przeciwnika, tylko od pierwszego gwizdka dążyła do zwycięstwa. Wypływali kolejni zawodnicy. Maciej Rosołek wszedł i dał zwycięstwo nad Lechem, formę złapali Kante, Vesović, Gwilia, Wszołek, Karbownik czy Luquinhas na “dziesiątce”, do tego solidna obrona z Jędrzejczykiem i Lewczukiem lub Wieteską u boku oraz Majecki w bramce. To dało sukces.

Jak pan postrzegał pracę Vukovicia we wcześniejszych miesiącach? Trudno było go bronić na samym początku, gdy Legia męczyła się ze słabeuszami w pucharach, Kulenović grał kosztem Carlitosa, a odstrzeleni zostali zawodnicy mocno kojarzeni z klubem.

Jego wypowiedź pod koniec tamtego sezonu, że zostaną tylko ci, którzy będą chcieli pracować i podporządkują się pewnym rzeczom, sugerowała spore zmiany. Nieraz były to trudne decyzje. Kucharczyk, Radović czy Malarz na przestrzeni lat wiele dla Legii zrobili i niełatwo było ich pożegnać, ale czasami trzeba się decydować na takie ruchy. Trudno było nie uważać, że Carlitos to zawodnik dający dużą jakość, bo i w Wiśle Kraków pokazywał klasę, i w Legii został wcześniej najlepszym strzelcem. Czas pokazał jednak, że Vuković podejmował decyzje w oparciu o konkretną wizję, którą chciał realizować. Nie chodziło o jakieś nerwowe strzelanie na oślep, Carlitos po prostu nie pasował do koncepcji. Na efekty musieliśmy trochę poczekać, ale proszę pamiętać, że do końca sierpnia Legia praktycznie non stop grała co trzy dni. Nie miała kiedy normalnie potrenować i dopracować nowych rzeczy, dlatego ten proces trwał dłużej niż początkowo zakładano. Dziś wszystkie decyzje się obroniły, a klub przecież na Carlitosie czy Kulenoviciu sporo zarobił.

Podziela pan pogląd Vukovicia, że potrzeba teraz 5-6 zawodników na poziomie Mladenovicia, żeby drużyna mogła zrobić postęp i godnie wypadła w pucharach?

Pewnie, że dobrze by było, ale w zasadzie mówimy o połowie zespołu. Na każdej pozycji można analizować. W bramce po odejściu Majeckiego są doświadczony Cierzniak oraz młodzi Muzyk i wypożyczony do Radomiaka Miszta, który walczy tam o awans. Pytanie, czy Legia jest w stanie znaleźć kogoś, kto z miejsca będzie od nich lepszy i da wyższą jakość, czy na przykład znów zaufa młodzieżowcowi. Tak zrobiono z Majeckim i opłaciło się, wypromował się do Monaco i został sprzedany za duże pieniądze. Ale nie będę też mocno zaskoczony, gdyby sięgnięto po opcję z Kuciakiem czy innym bramkarzem o ustalonej marce w Ekstraklasie.

Reklama

Na prawej obronie w obliczu kontuzji Vesovicia robi się problem. Trzeba przestawiać Karbownika, bo po Stolarskim widać, że od dawna nie grał regularnie. Wiele zależy od tego, kto ewentualnie odejdzie i pod tym kątem trzeba będzie wypełniać luki. Na pewno wzmocnień potrzebują skrzydła. Novikovas niewiele dawał, do tego ostatnio męczą go kontuzje. Luquinhas bardziej przydaje się w środkowej strefie i na dobrą sprawę zostają Wszołek z Cholewiakiem. Sporo potrwa jeszcze leczenie Kante. Nim osiągnie optymalną formę, może być połowa sezonu, a Legia potrzebuje od razu poważnego konkurenta dla Pekharta, kogoś, kto przyjdzie i będzie pierwszoplanową postacią. Kilku innych zawodników ostatnio grało z kontuzjami. Na dłuższy odpoczynek latem nie ma szans, szybko ruszą przygotowania i nie wiadomo, czy niektóre urazy nie powrócą. Mnóstwo znaków zapytania, ale na pewno Legia potrzebuje szerokiej, wyrównanej kadry, żeby móc rotować składem na kilku frontach bez utraty jakości.

Jak tak omówiliśmy sytuację na poszczególnych pozycjach, faktycznie wychodzi nam, że potrzeba 5-6 nowych piłkarzy.

Tylko czy to będą wzmocnienia? Tu nie ma reguły. Novikovas zawiódł, choć przychodził jako hit transferowy, a z kolei pozytywnie trzeba ocenić transfer Cholewiaka. Takich zawodników z charakterem też Legia potrzebuje. Czy wchodzi z ławki, czy gra od początku, prezentuje przyzwoity poziom i może obsadzić kilka pozycji. Swoją rolę wypełnia, mimo że jego przyjście nie wzbudzało entuzjazmu wśród kibiców.

Na jaki scenariusz nastawia się pan w przypadku Karbownika? Z jednej strony prezes Dariusz Mioduski mówi w “Przeglądzie Sportowym”, że chciałby go zatrzymać przynajmniej do zimy, a z drugiej przyznaje, że jeśli go latem nie sprzedadzą, nie za bardzo będzie za co kupować.

Tutaj można zapytać o sprzedaż Majeckiego, Carlitosa, Kulenovicia, Niezgody, Szymańskiego. Zbiera nam się kwota między 10 a 15 mln euro z tych transferów. Wychodzi, że te pieniądze już się gdzieś rozpłynęły i Legia kupuje tylko za to, co wcześniej zarobi na sprzedaży, zapasów nie ma. Przyszła pandemia, klub poniósł straty mimo cięć w wynagrodzeniach. Ponadto kolejny raz nie udało się pograć w pucharach jesienią, a zawsze takie przyjmowano założenia.

Ale co z tym Karbownikiem?

Nie wiemy, ile tak naprawdę Legia za niego oczekuje. Za 4-5 mln euro pewnie szybko by go sprzedała, ale czy się tym zadowoli? Może jednak warto poczekać, aż jego wartość wzrośnie. Tu chyba będzie coś za coś. Albo zarobimy od razu, tak jak oddając Szymańskiego do Rosji za jeden duży przelew, albo się wstrzymujemy – może nawet nie do zimy, tylko przynajmniej do końcówki okna transferowego, po pierwszych rundach w pucharach. Wiadomo, że okienko zostanie wydłużone, bo ligi zachodnie jeszcze grają, a z nowym sezonem wystartują w okolicach września. Przed Legią trudna decyzja. Pewne działania zakulisowo na pewno są już prowadzone w różnych tematach, dowiemy się o nich później.

Pana zdaniem Karbownik jest już gotowy na zagraniczne wojaże? Trudno nie być zwolennikiem jego talentu, ale dotychczas zbierał pochwały wyłącznie w kontekście polskiej ligi.

Trzeba wierzyć w mądrość Mariusza Piekarskiego i samego zawodnika. Nie chodzi wyłącznie o to, kiedy odchodzić, ale też w jakiej roli widziałby go nowy klub. Wypłynął nam na lewej obronie, mimo że od juniora był środkowym pomocnikiem. Jego potencjał wciąż nie wydaje się w pełni określony. Ale skoro pyta pan o moje zdanie: widzę go w przyszłości w reprezentacji, jednak na tu i teraz nie polecałbym mu transferu. Mógłby jeszcze rozegrać przynajmniej jedną rundę, ugruntować swoją pozycję jako czołowego zawodnika ligi. Po pandemii Karbownik już tak nie imponuje, choć to w zasadzie dotyczy prawie każdego w Legii.

Reklama
Podoba się panu polityka skupowania czołowych ligowców z innych klubów? Carlitos, Gwilia, Novikovas, Slisz, teraz Mladenović – Legia wyraźnie idzie w tym kierunku.

To nie zawsze jest wariant oszczędnościowy. Za Slisza trzeba było zapłacić 1,5 mln euro, bijąc rekord transferowy w Ekstraklasie. Ruch ten ma jednak sens. Mówimy o przyszłościowym zawodniku, który pokazał się już w młodzieżówce i kiedyś może się zwrócić z dużą nawiązką. Co do reszty, Mladenović i Gwilia byli okazjami, można ich było pozyskać bez kwoty odstępnego lub za stosunkowo niewielkie pieniądze. Serb już od dawna znajdował się na celowniku Vukovicia, teraz pojawiła się możliwość jego sprowadzenia. Uważam więc, że generalnie ta polityka ma sens, pomaga minimalizować ryzyko, ale przykład Novikovasa pokazuje, że jednak niczego nie gwarantuje. On się akurat nie sprawdził. W Legii zmierzył się z większymi wymaganiami i większą presją niż w Jagiellonii. Ostatnio mówi się o Boharze, za którego trzeba wyłożyć milion euro. Mówimy już o zawodniku 30-letnim, to byłoby ryzyko, może lepiej najpierw kogoś wypożyczyć jak Cafu i potem ewentualnie wykupić za większe pieniądze.

Martwi pana słabsza końcówka Legii, także pod kątem przygotowania fizycznego? Zajmujący się tym tematem Michał Adamczewski twierdził w “Stanie Futbolu”, że Legia jest źle przygotowana i plaga kontuzji w jej szeregach wzięła się właśnie z tego.

Na pewno coś w tym jest. Wszyscy związani z tym zagadnieniem przyznawali, że kluby po koronawirusie czeka bardzo trudny czas i poważny sprawdzian. Piłkarze mieli długą przerwę, aparat ruchowy został zaburzony i po części stąd te kontuzje Martinsa, Antolicia i Vesovicia. Przypadek Kante jest trochę inny, on wyleczył wcześniejszy uraz, ale nie od razu mógł się normalnie przygotować do powrotu i potem poszedł mu staw skokowy. Niewykluczone, że mając za sobą więcej tygodni treningów w optymalnych okolicznościach, wyszedłby z tego cało. Praktycznie w każdej drużynie zdarzały się podobne historie, zwłaszcza z więzadłami w kolanach. Uważam więc, że Legia nie uniknęła w tej kwestii błędów, ale nie odbiega tu od reszty.

Co do względów motorycznych. Słabo to wyglądało na Cracovii, ale trzy dni później Cracovia już w lidze nie istniała. Na Lechu całe nieszczęście zaczęło się od złego krycia przy stałym fragmencie i dalej już poszło, gospodarze dostali wiatru w żagle. Wcześniej nie widziałem, by Legia miała jakieś problemy z motoryką. Od razu po restarcie wygrała w Poznaniu, potem pokonała na wyjeździe Wisłę Kraków. Dopiero po jakimś czasie wyniki się pogorszyły, ale chodzi głównie o mecze poza domem, gdy już wypadli Vesović i Kante.

Ma pan możliwość pozyskania do Legii jednego zawodnika o klasie Vadisa Odjidjy-Ofoe. Na którą pozycję dokonałby pan wzmocnienia?

Na “dziewiątkę”. Legia potrzebuje klasowego snajpera, który w każdych okolicznościach potrafi strzelać gole, któremu czasem wystarczy pół sytuacji, żeby trafić do siatki. W pucharach szybko zaczną się mecze z drużynami mocniejszymi i na papierze, i w praktyce. Ktoś taki byłby wtedy szczególnie przydatny.

No to podsumowując: tego lata wiąże pan większe nadzieje z Legią na międzynarodowej arenie czy doszliśmy już do takiego etapu, że lepiej niczego nie oczekiwać…

…i mile się zaskoczyć, tak? Fajnie byłoby się w ten sposób nastawić, ale trzeba wymagać, poprzeczka zostaje zawieszona wyżej. Jeżeli Legia czwarty raz z rzędu nie zagra nawet w fazie grupowej Ligi Europy, czeka ją recesja, pieniądze z tego tytułu są założone w budżecie. Kluczem będzie trafienie z transferami. Niech to będą dwa lub trzy, ale konkretne, zamiast sześciu średnich. Szczęście oczywiście też będzie potrzebne, zwłaszcza przy jednym meczu w pierwszych rundach.

Legia ma w nich rozstawienie.

To może nie mieć znaczenia. Czasami decydują najdrobniejsze rzeczy. Ktoś popełni błąd, którego wcześniej nie popełnił. Ktoś zmarnuje dwie sytuacje, które normalnie wykorzystuje, a przeciwnik odda jeden strzał po stałym fragmencie i wpadnie. Może przesadą byłoby powiedzenie, że jeden mecz to loteria, ale od początku trzeba być przygotowanym na wszystko.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...