Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

09 lipca 2020, 13:44 • 6 min czytania 33 komentarzy

„W Legii nigdy nie jest ani tak dobrze, ani tak źle, jak mówią” – te słowa Aleksandara Vukovicia, rzucone już jakiś czas temu, utwierdziły mnie w przekonaniu, że owszem, można zarzucić „Vuko” to czy owo, ale na pewno nie to, że nie zna DNA prowadzonego przez siebie klubu.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Legia w ostatnich czterech meczach zagrała taki piach, że powinna spod stadionu wyjeżdżać piaskarką. Jagiellonia? Klasyczne białostockie tango, przy którym zasypiali nawet sędziowie na VAR, a który to mecz nie byłby reklamą trzeciej ligi strażackich szóstek. Mecze Jagi z Legią w Białymstoku powinny być zasadniczo zakazane konwencją genewską.

Kontrowersje sędziowskie w meczu z Piastem nie mogą przykrywać tego, że Legia u siebie z gliwiczanami zagrała miernie. Lech u siebie był zwyczajnie lepszy i zasłużył na wygraną. O meczu z Cracovią nawet nie ma co rozmawiać – pozamiatane.

Nie zgadzam się z retoryką: a, przegrali z Lechem czy z Cracovią, bo już się poczuli mocno. Zupełnie nie kupuję mówienia: a, gdyby koniecznie musieli, to by to wygrali. Nie. Nie odbierajmy tego ani Kolejorzowi, ani Pasom. Te drużyny pokazały jakość. Nie wierzę też w nagły spadek determinacji w warszawskich szeregach, gdy mowa o meczu w Poznaniu i pucharowym triumfie.

Byli słabsi i tyle.

Reklama

Przegrali, po piłkarsku, i nie dorabiałbym do tego żadnej wykraczające poza to co na boisku ideologii.

W Legii, oczywiście, momentalnie po ostatnich meczach zawrzało. A ja jednak wciąż przed oczami miałem maksymę Vukovicia. Legia nie jest ani tak słaba jak w ostatnich meczach, ani nie jest tak mocna jak wtedy, gdy nie wypuszczała rywala bez bagażu bramek.

Rzecz w tym, że mocniejsza być musi.

Prawda jest taka, że choć trofeum w gablocie zawsze fajniej mieć niż nie mieć, tak cel na 2020 w Polsce został zrealizowany przed czasem, w sposób spokojny, bez nerwówki. Legia dowiezie mistrzostwo. Teraz przed nimi cel drugi, także nadrzędny – faza grupowa europejskich pucharów.

Według symulacji 90minut.pl. Piast czy Cracovia nie mogą liczyć na rozstawienie nawet w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Europy. Jak trafią Ordabasy Szymkient – to jako ten nierozstawiony. Podobnie z Neftczi Baku, które kiedyś Widzew wiózł ósemką, podobnie z Shamrock Rovers, gibraltarskim Lincoln Red Imps, andorską Santą Colomą czy Riteriai Wilno.

Tak, do tego to doszło.

Z tej perspektywy najlepiej widać, że dla polskiego futbolu rozstawienie w JAKIEJKOLWIEK rundzie staje się niewysłowionym luksusem.

Reklama

Legia jest pod względem rankingu zdecydowanie najlepsza w Polsce – 17.000 to dziewięćdziesiąte miejsce w Europie, na równi z Feyenoordem. To ranking, który przekłada się na konkrety: w przypadku Legii choćby najprawdopodobniej rozstawienia do końca gry o grupę LE. Powiedzmy jasno, to ranking, który jest ogromnym kapitałem w polskich warunkach. Wciąż nie będzie łatwo, wciąż o awans można grać z mistrzem Danii czy Rumunii. Ale jednak bez Himalajów, przed którymi stają nasi pucharowicze w ścieżce zwykłej, czyli gdzie jest duża szansa trafienia na ekipę z topowej ligi kontynentu.

ALE, puchary rozgrywane bez systemu mecz i rewanż to tym większe zagrożenie dla faworytów. I choć wiem jak to brzmi, gdy odpadamy ostatnio notorycznie, ale tak, Legia w swojej ścieżce do Ligi Europy będzie mogła za takiego uchodzić i tym bardziej potrzebuje siły ognia, aby móc udowodnić wyższość czy to u siebie, czy na wyjeździe. Przypomnę, że na wyjeździe Legia rok temu nieprzekonująco wyglądała nawet z Europą FC czy KuPS-em.

W tym kontekście jestem zdania, że te ostatnie porażki to najlepsze co mogło się Legii przytrafić. Oczywiście – kibice chcieliby wygrywać każdy mecz. Dla żadnego legionisty nie jest frajdą porażka w Poznaniu. Nie mówiąc o przeczołganiu przez Cracovię i utracie szansy na dublet.

Ale mam wrażenie, że łatwo popadamy co roku w złudzenie mocy.

Polskie kluby odpadają gdzieś latem, później na długie miesiące oglądamy z wypiekami na twarzy kiszenie się we własnym sosie. I siłą rzeczy ktoś musi się podczas tego kiszenia wyróżnić.

Dziś myślę: nie no, Lech gra dobry futbol. Lechia ma taktykę i cwaniactwo, nawet gdy jest słabsza potrafi coś wyciągnąć. Za Piastem i Śląskiem stoją świetni trenerzy, każdy miesiąc z nimi to wartość dodana. W przypadku pucharów Filipiak może sięgnie głębiej do kieszeni, a już ma przyjść choćby ten koleś z 2. Bundesligi, który natrzaskał tam kilkanaście bramek – w naszych warunkach zakup nie do przecenienia. No i jeszcze Legia, która okazała się lepsza od nich wszystkich.

A prawda jest taka, że ta siła już przecież okazywała się złudzeniem, może znów budujemy wokół siebie taką samą bańkę.

Myślę, że udany finisz Legii, tak ligowy, jak pucharowy, mógłby się przyczynić do pieczętowania złudzenia, że jest siła w drużynie i w sumie nie potrzeba wielkich wzmocnień. Może korekta, ale generalnie jest paczka. Gotowa drużynka. I ja jestem zdania, że udało się Vukoviciowi stworzyć pewien kręgosłup zespołu, którego wstydzić się nie trzeba, a na stołku trenerskim jest właściwy człowiek, ale dziury z punktu widzenia rywali o europejskiej klasie są wyraźne. Obnażane w brutalny sposób nawet na polskim podwórku, to jak będzie tam? Albo nawet z tym najlepszym węgierskim czy nawet mołdawskim zespołem?

Te oklepy są jak przedwczesny alarm.

Mogą posłużyć jak pobudka.

A raczej: muszą.

Na zdziwienie własną słabością polski futbol nie bardzo może już sobie pozwolić.

***

Lech Poznań. Złapałem się wczoraj na tym, że patrzę w pierwszej połowie na skład Kolejorza, patrzę i nie mogę uwierzyć.

Nie widzę w nim bowiem braków.

Jest bramkarz, który znalazł formę i broni na wagę punktów (patrz mecz z Piastem), generalnie zaczął wzbudzać zaufanie. Dalej solidna para stoperów i dwóch bocznych obrońców, którzy potrafią włączyć się do przodu, a tam nie tylko wrzucić piłkę bez podnoszenia przed wrzutką głowy. Środek pola Tiba-Moder-Ramirez mam za najlepszy w kraju. Na skrzydłach młodzi gniewni z przyszłością w reprezentacji Polski, a już wyróżniający się w ESA. Na ataku najlepszy snajper Ekstraklasy.

Przecież ta ferajna powinna sobie wyrzucać, że pogubiła wcześniej głupio punkty, bo to materiał na poważną walkę o mistrzostwo Polski.

Nie wstyd taki zespół pokazać może i w Europie.

A potem wiadomo. Już mecz to frustracja, w karnych apogeum.

Rzecz niezrozumiała.

Niezrozumiała, gdyby nie Stokowiec. Zebrał ostatnio trochę jobów ze strony byłych piłkarzy. Coś tam mówił Peszko. Żalił się Sobiech. W tym reportażu Pawła Paczula i Michała Kołkowskiego też bywało mało rzewnie ze strony byłych współpracowników.

No cóż, może Stokowiec nie będzie zapraszany na każde chrzciny i imieniny swoich piłkarzy. Ale wątpię, by tego oczekiwali po nim kibice.

Ma robić wynik. I robi. W Lechii, według mnie, znowu ponad stan.

Niby mówi się, że Lechia ma mocną ławkę – a ja pamiętam, jak przed chwilą ta ławka, w pierwszej kolejce wiosny, była opanowana przez samych nastolatków. To okienko należy uznać za udane, ale przecież wciąż za w pewnym sensie partyzanckie z punktu widzenia szkoleniowca.

Bedzie miał Stokowiec pod górkę, bo nie jest trenerem przystępnym, do rany przyłóż. Jak mu się powinie noga – a powinie się, jak każdemu, nie tylko mówię o trenerach – to szybciej i mocniej mu się zbierze. Ale nie będzie – jak Legia Vukovicia – jego powinięcie nogi właściwym wykładnikiem jego trenerskiej jakości.

Leszek Milewski

Fot. Mem podpatrzony na Twitterze i odtworzony, nie mogłem znaleźć oryginału

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

1 liga

Chłopak z Bronksu. Jakub Krzyżanowski to nowy diament Wisły Kraków

Szymon Janczyk
22
Chłopak z Bronksu. Jakub Krzyżanowski to nowy diament Wisły Kraków

Komentarze

33 komentarzy

Loading...