Najlepsza seria wyścigowa świata wróciła w piorunującym stylu. Nie brakowało kolizji, awarii, czy nawet kar skutkujących…. wypadnięciem z podium. Taki los spotkał Lewisa Hamiltona, który widocznie bardzo nie lubi się z torem w Austrii. Na domiar złego problemy z bolidem wyeliminowały innego faworyta, Maxa Verstappena. Wygrał, a może po prostu przetrwał tę zawieruchę (czego nie możemy powiedzieć o niemal połowie stawki) Valtteri Bottas z Mercedesa.
Ciekawie było już podczas wczorajszych kwalifikacji przed Grand Prix Austrii. Pole position zapewnił sobie Bottas, ale drugiego Hamiltona spotkała kara, która kosztowała go utratę trzech pozycji na polach startowych. Wszystko na skutek zignorowania żółtych flag, sugerujących, aby Brytyjczyk zmniejszył prędkość, po tym, jak z toru wypadł Bottas. Jednak, aby do takiego werdyktu doszło, potrzebna była interwencja ekipy… Red Bulla, i to na godzinę przed startem wyścigu.
Bez powtórki z rozgrywki
Hamiltonowi się więc nie upiekło, a jego pozycję na polu startowym zajął Max Verstappen. Jak już wspominaliśmy w naszej zapowiedzi, Holender podchodził do sezonu ze sporymi ambicjami. Po pierwsze, wciąż ma szansę stać się najmłodszym kierowcą z tytułem mistrza F1, a poza tym terminarz sezonu stoi po jego stronie. W Austrii wygrywał w ostatnich dwóch sezonach, a świetnie radził sobie również na Węgrzech, gdzie seria wyścigowa zawita w następnej kolejności.
Jak się jednak okazało – nici z udanego początku sezonu. Verstappen na początkowych okrążeniach trzymał się przodu, ale w pewnym momencie jego bolid zaatakowała awaria. Awaria, której niestety nie udało się szybko i sprawnie zażegnać. To oznaczało, że Holender nie tylko nie odniesie zwycięstwa, ale zwyczajnie nie ukończy wyścigu. Tyle dobrego, że nie był w tym samotny. Na mecie zameldowało się bowiem wyłącznie jedenastu kierowców!
Podobny los co Verstappena spotkał Daniela Ricciardo. Z powodu wadliwych hamulców wycofać musiał się George Russell. Z toru wypadali Romain Grosjean i Kevin Magnussen. Do mety doczołgał się natomiast Sebastian Vettel, ale i on podczas próby wyprzedzania Carlosa Sainza, obrócił się i spadł w tabeli. Problemy nie ominęły nawet kierowców królującego na torach F1 Mercedesa. Bottas co prawda prowadził, a Hamilton po małych perturbacjach znajdował się tuż za nim, ale w pewnym momencie dwójka asów otrzymała komunikat, że w ich bolidach szwankuje czujnik skrzyni biegów. Istniało nawet ryzyko, że nie dotrwają do końca wyścigu.
Niespodzianki, niespodzianki
Ostatecznie – jednak obaj to zrobili. Wygrał Bottas. Hamilton wjechał na metę jako drugi, ale nie mógł cieszyć się z podium. Na jednym z ostatnich okrążeń doprowadził bowiem do kolizji z Alexandrem Albonem z Red Bulla, za co spotkała go kara 5 sekund. Tym samym Brytyjczyk spadł na czwartą pozycję (dobre i to, biedny Albon nie był w stanie kontynuować). Co ciekawe, to też czwarty sezon z rzędu, w którym wyścig na torze Red Bull Ring nie skończył się dla niego pomyślnie. Ostatni raz na podium w Austrii znalazł się w 2016 roku.
Drugie miejsce na inaugurację sezonu wpadło w ręce Charlesa Leclerca, który, jak sam podkreślał, wyciągnął absolutne maksimum ze swojego bolidu. Nie ukrywajmy – nie spodziewaliśmy się kierowcy Ferrari w najlepszej trójce. Tak samo, jak nie spodziewaliśmy się w niej sympatycznego Lando Norrisa z McLarena.
Co za rozstrzygnięcia! Dla osób, które nie przepadają za dominacją Marcedesa i widokiem ich kierowców w najlepszej dwójce, mamy jednak złą wiadomość. Nietypowa inauguracja sezonu nie zmienia faktu, że tytuł zdecydowanie najlepszego zespołu F1 wciąż należy do niemieckiej stajni, co było zresztą cały czas widoczne. Zarówno podczas piątkowych treningów, kwalifikacji, jak i dzisiaj. Hamilton pozostaje wielkim faworytem, a mała wpadka zapewne podziała na niego tylko mobilizująco.
Widok Norrisa i Leclerca na podium, choć może się w tym sezonie już nawet nie powtórzyć, bez wątpienia jednak cieszy i pozytywnie nastraja na kolejne wyścigi. Nie szukajmy więc powodów do narzekań, bo na końcu liczy się, że wreszcie doczekaliśmy się wielkiego ścigania. Formuło 1, dobrze, że jesteś.
Fot. Newspix.pl