Po dziewięciu ligowych kolejkach Chrobry Głogów prowadzony przez Ivana Djurdjevicia miał 4 punkty. Przegrał siedem z dziewięciu meczów, w tym dwukrotnie tracąc po pięć bramek. Kibice Lecha, którzy ucieszyli się z wylosowania swojego ulubieńca w Pucharze Polski, tuż przed meczem zastanawiali się, czy w ogóle dotrwa na stanowisku do spotkania I rundy.
Dziś głogowianie ograli swojego sąsiada w tabeli, Zagłębie Sosnowiec i obecnie tracą do strefy barażowej… dwa punkty.
Chrobry już niemal słynie z cierpliwości do trenerów, w końcu to właśnie tutaj legendarne wręcz zaufanie otrzymał Ireneusz Mamrot. Ale mimo wszystko, niektórzy pukali się w głowę. Zwalniajcie już tego Djurdjevicia, przerosło go, tak jak w Lechu, nie da rady, nie poskłada już drużyny. Fatalny start w postaci pięciu porażek, potem jakieś krótkie momenty łapania oddechu, po czym dalsze nurkowanie w strefie spadkowej. Ale w ostatnich tygodniach? Kurczę, doniczka Ivana zaczyna wyglądać naprawdę sympatycznie.
Już przed pandemią ekipa zaliczyła dwa zwycięstwa, z których to nad GKS-em Tychy można byłoby określić jako spektakularne. 5:1 z rywalem aspirującym do Ekstraklasy musiało robić wrażenie, zwłaszcza, że przecież jesień Chrobry też kończył serią 5 meczów bez wygranej. Ale jak się okazało – najlepsze głogowianie przygotowali na okres wakacyjny.
Szalenie trudny terminarz: Sandecja u siebie, Warta na wyjeździe, Zagłębie Sosnowiec na wyjeździe. I co? 9 punktów, przy naprawdę fajnej grze.
Dzisiaj po raz kolejny cmokaliśmy zwłaszcza nad wyczynami tercetu Banaszewski-Kozak-Lebedyński. Każdy z nich dawał jakość, każdy z nich swobodnie radził sobie z dryblingami, każdy z nich wyprzedzał obrońców, odważnie klepał z partnerami. Banaszewski przy golu może i faktycznie musiał strzelać na dwa razy, ale ta podcinka… No bajka. A przecież trzeba też złożył hołd Ziemannowi. Przy pierwszej bramce to jego zwód i podanie można zaliczyć jako asystę. Kubica? Ten z kolei popisał się w drugiej połowie, gdy efektownie przedryblował trzech rywali i zakończył akcję celnym strzałem. Lebedyński? Przede wszystkim wyprzedził Polczaka w 40. minucie, co zaowocowało czerwoną kartką dla stopera Zagłębia.
Do tego Kozak, który przy swoim trafieniu znakomicie ściął do środka i pocelował po długim rogu. Chrobry był bardzo niebezpieczny, a działo się tak właśnie za sprawą szerokiego wachlarzu broni. Jak nie szarżujący Banaszewski, to Kozak mieszający na drugim skrzydle. Jak nie Kubica, to Lebedyński. Efekt był taki, że już po 15 minutach Chrobry miał bodaj trzy groźne sytuacje i gola do tego. Zagłębie? Odgryzało się, jasne, ale jeśli mamy wyliczyć wszystkie sytuacje, to wystarczą nam do rachowania nie palce, ale ręce.
Jedna lewa, druga prawa, koniec wyliczania:
- Mularczyk z ostrego kąta trafia w słupek
- Piasecki koncertowo partoli rzut karny
Zwłaszcza nad tą drugą sytuacją trzeba przycupnąć. Wypracował ją w całości Karbowy, w Zagłębiu dzisiaj chyba najlepszy. Złamał do środka, poszukał uderzenia lewą nogą – znalazł rękę Juraszka. Sęk w tym, że Piasecki uderzył w sposób sygnalizowany, w dodatku jeszcze bardzo słabo i na wysokości, która nie stanowiła problemu dla Szromnika.
Po tym niewykorzystanym karnym z Zagłębia zeszło całe powietrze. Zresztą, tu trzeba też podkreślić, że nie da się myśleć choćby o remisie, jeśli jeden stoper wypada z czerwoną kartką jeszcze przed przerwą, a drugi gra tak, że musisz go zmienić po 57 minutach. Chrobry właściwie może narzekać – że nie wygrał wyżej.
Co dalej? Ha, też chcielibyśmy to wiedzieć. Na ten moment Chrobry jest na siódmym miejscu z 2 oczkami straty do GKS-u Tychy. W teorii Djurdjević jest bliżej Ekstraklasy, niż choćby Bruk-Bet, Zagłębie Sosnowiec czy Sandecja. W praktyce – głogowianie nadal muszą patrzeć za siebie. Ale nad szesnastym miejscem mają już 5 punktów przewagi. Coraz bardziej skomplikowana jest za to sytuacja Sosnowca. Zamiast powrotu do Ekstraklasy po roku nieobecności, może być rozpaczliwe ratowanie przed spadkiem…
Zagłębie Sosnowiec – Chrobry Głogów 0:2 (0:1)
Banaszewski 11′, Kozak 54′
Fot.400mm.pl