Reklama

To czas, by w Białymstoku odpowiedzieli sobie na bardzo ważne pytanie…

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

29 czerwca 2020, 14:00 • 8 min czytania 18 komentarzy

Po wczorajszej porażce Jagiellonii Białystok z Lechią Gdańsk można już wysnuć wniosek, że sezon dla białostoczan się skończył. Cztery punkty straty do Lechii, pięć do Śląska – odrobienie tego jest realne, ale przy formie białostoczan jakoś już nie chce nam się w to wierzyć. I mamy takie wrażenie, że po drugim z rzędu sezonie, w którym nie uda im się pewnie zakwalifikować do pucharów, trzeba tam sobie odpowiedzieć jedno bardzo ważne pytanie: jak dalej ma być budowana Jaga?

To czas, by w Białymstoku odpowiedzieli sobie na bardzo ważne pytanie…

Sezon 2017/18 – Jagiellonia do ostatniej kolejki walczy z Legią Warszawa o mistrzostwo Polski, ostatecznie zostaje wicemistrzem kraju z trzema punktami do zespołu ze stolicy. Sezon kończy z siedmioma puntami przewagi nad trzecim Lechem. Mówi się o przedefiniowaniu polskiego duopolu – to Jaga, a nie Kolejorz ma rzucać wyzwanie Legii w następnych sezonach.

Sezon 2018/19 – Jagiellonia dopiero w ostatniej kolejce wypada z miejsca premiowanego miejscem w europejskich pucharach przez porażkę z Lechią Gdańsk. Nawet remis w tym starciu dawałby białostoczanom grę w Europie, ale gładkie 0:2 sprawiło, że Jaga znalazła się na piątym miejscu.

Sezon 2019/20 – Jagiellonia na cztery kolejki przed końcem sezonu ma pięć punktów straty do miejsca pucharowego (lub cztery, jeśli wyniki ligowe i Pucharu Polski dadzą kwalifikację do Ligi Europy klubowi z czwartego miejsca). W trzech meczach rundy finałowej zdobyła do tej pory ledwie cztery punkty.

Piast został nową Jagiellonią

Regres widać gołym okiem. Zwłaszcza wtedy, gdy spojrzy się na to w szerszej perspektywie. Bo tabela za sezon czy za rundę może być myląca. Ale zawsze fajny ogląd na sytuację daje okres dwuletni. I w kontekście lat 2016-18 tezy o tym, że liga została owładnięta duopolem legijno-jagiellońskim były słuszne. Mieliśmy dwukrotnego mistrza, dwukrotnego wicemistrza, a później dopiero Lecha na wyraźnej tendencji spadkowej. A za nimi? Długo, długo nic.

Reklama

Natomiast tabela za lata 2018-20 pokazuje klarownie, że klub z Podlasia zdecydowanie spuścił z tonu. Jej miejsce za plecami Legii zajął Piast, lepiej punktuje Lech, Lechia. Jagę połknąć może przy dobrych wiatrach też i Cracovia.

Trudno nie dojść w tej sytuacji do wniosku, że coś się w ostatnich latach zepsuło. I Jagiellonia zdecydowanie oddała pole do popisu innym. Po głowie chodzi nam taka myśl, że dzisiaj to Piast Gliwice jest tym, kim białostoczanie mieli być dwa lata temu. Mało tego – Piastowi udało się to, czego Jadze się nie udało, czyli wyszarpali z rąk Legii mistrzostwo. Gliwiczanie do gabloty wstawili puchar, białostoczanie zostali z fetą po wicemistrzostwie.

Nieudane wymiany kadrowe

Oczywiście wciąż zakładamy, że ten sezon może skończyć się dla Jagi pucharami. Natomiast w szerszym kontekście – co pokazują powyższe tabele – zespół zanotował wyraźny regres. Siłą rzeczy na przestrzeni ostatnich sezonów drużyna traciła swoich kluczowych piłkarzy. Taką mamy ligę, że jest ona dostarczycielem zawodników do innych krajów. Najlepsi szybko wyjeżdżają, już taka kolej rzeczy. To widocznie zwłaszcza w kontekście takiego klubu, jak Jagiellonia, która nie ma budżetu na poziomie 80 milionów złotych, by zatrzymywać swoich piłkarzy niezłym ofertami kontraktowymi. Cały szkopuł tkwi jednak w tym, by pieniądze z transferów mądrze inwestować. By wymieniać słabe ogniwa na lepsze, by pieniądz krążył, by korzystać z okazji.

Jak na dłoni widać to na przykładzie Jagi i Legii. Zerknęliśmy sobie na pamiętne 0:0 z sezonu 2016/17, z czerwoną kartką Vadisa, z wyłączeniem przez Michała Probierza najsilniejszych punktów gości. Z tamtego starcia w Jadze ostał się tylko Ivan Runje i Taras Romanczuk, w Legii do dziś jest jedynie Artur Jędrzejczyk. Legia potrafiła jednak wymieniać piłkarzy tak, by kadra wciąż była silna. Jaga? Cóż, niekoniecznie.

Reklama

Od sezonu 2017/18 Jaga sprzedała: Góralskiego, Czernyha, Tomasika, Sekulskiego, Świderskiego, Frankowskiego, Bezjaka, Klimalę, Novikovasa, Mitrovicia, Guilherme.

Łącznie zarobiła na tych transferach około 10 milionów euro. Czy udało się te pieniądze realnie spożytkować? Zdecydowanie nie.

Było mnóstwo pudeł przy transferach gotówkowych: Bodvarsson, Kostal, Savković, Kadlec, Camara, Puljić, Mudrinski (!!!) Ananasom pozyskanych bez kwoty odstępnego typu Iliew, Poletanović czy Scepović też trzeba było płacić niemałe pensje. Zasadniczo z udanych zakupów z kwotą odstępnego możemy śmiało wymienić Jesusa Imaza oraz Martina Pospisila.

Reinwestycja zarobionych pieniędzy skończyła się tym, że Cezary Kulesza i jego świta przepalili w kominku dziesiątki milionów złotych. A w efekcie otrzymano kadrę, która jest zdecydowanie słabsza od tej sprzed dwóch, trzech czy czterech lat.

Od przyszłego sezonu bez Romanczuka, Runje i Imaza?

Dwuletni cykl tego zespołu skończył się już w zeszłym sezonie, co pokazywał regres wyników. Największy grzech Jagi to jednak fatalna przebudowa sportowa zespołu zeszłego lata. Dziś białostoczanie po prostu nie bardzo mają na kim zarobić pieniędzy na kolejne inwestycje, a ponadto wisi nad nimi widmo utraty kolejnych kluczowych piłkarzy. Latem na transfer na pewno będzie naciskał Ivan Runje, który z odejściem nosi się już od dłuższego czasu. Wydaje się, że i Taras Romanczuk będzie chciał wykonać jakiś krok naprzód, bo przecież ile można się kisić w Białymstoku. Zwłaszcza że i w jego przypadku co rusz wraca temat wyjazdu do Turcji.

Odejście tej dwójki byłoby symbolicznym zakończeniem istnienia zespołu, który pamięta walkę z Legią o mistrzostwo. I byłoby też zarazem niebagatelną stratą dla siły drużyny. W naszych notach obaj mają najwyższą średnią ocen w Jadze. Runje ma 5,31, z obrońców za nim dopiero Wójcicki ze średnią 5,00. Wójcicki, który latem prawdopodobnie też zmieni klub i przeniesie się do Lubina. Romanczuk z kolei ma średnią 5,30.

Do tego dorzućmy realny temat odejścia Jesusa Imaza, który w zeszłym roku nie narzekał na brak ofert, ale w Białymstoku nie są z niego do końca zadowoleni w kontekście ostatnich miesięcy. Od odejścia z klubu Ireneusza Mamrota Hiszpan strzelił dwa gole. I to dwa w meczu z Lechią w połowie grudnia. W tym roku ma zero goli, zero asyst. Jest cieniem samego siebie, u nas zanotował spektakularne noty: 2, 4, 2, 3, 2, 3, 4.

Tak naprawdę Jagiellonia może dziś realnie zarobić niezłe pieniądze jedynie na Bartoszu Bidzie. Ale tu też mówimy o zawodniku, który nie zbliża się w żadnym stopniu do tego, co przed wyjazdem prezentował chociażby Patryk Klimala. kwoty rzędu trzech czy czterech milionów euro można wsadzić między bajki. Nawet jeśli Jaga będzie chciał sprzedać Bidę, to nie za kasę, która pozwoli na obsadzenie kilku pozycji dobrymi piłkarzami.

Co dalej?

Osoby zarządzające dziś klubem stoją być może przed najważniejszym latem ostatnich lat. Może ważniejszym nawet niż wtedy, gdy rozstawano się z Michałem Probierzem. Dziś Jaga stoi bowiem przed oknem transferowym, w którym albo popłynie z nurtem w przeciętność, albo odbije się i wróci do walki z Legią, Lechem, Lechią czy Piastem. Pytanie – czy Jagę stać na reorganizację swoich struktur?

Nie jest bowiem tajemnicą, że w Białymstoku problem jest złożony i systemowy. Sprawy są dwie. Po pierwsze – w klubie mieszają się grupy wpływów, które chcą decydować o tym, jak klub będzie się rozwijał. Wiele osób szepcze na ucho prezesa Kuleszy, doradza mu w kwestiach sportowych, co tworzy bałagan tego typu, że nie ma spójnej wizji rozwoju zespołu. Po drugie – dział skautingu ogranicza się tak naprawdę do książki telefonicznej Kuleszy. A to prokuruje wieczne łapu-capu transferowe. Co zresztą widać po nazwiskach, które przytoczyliśmy. Nie da się w ten sposób funkcjonować. Zresztą oddajmy głos człowiekowi, który pracował w tej formule w Jadze. Ireneusz Mamrot w wywiadzie Leszka Milewskiego:

Wiadomo, że nie ma co porównywać poziomów, ale trendy idą z samej góry – Liverpool ma nawet trenera od autów. Jak to wyglądało w Jagiellonii?

Brakowało analityka. Nie chcę powiedzieć, że to tragedia, bo to za duże słowo, ale to obciążenie. Widzimy, w którą stronę idzie futbol. Jako trener muszę mieć więcej czasu na to, żeby obserwować zespół, zająć się taktyką, a jak jeszcze nad analityką siedzę… tego czasu brakuje. Żałuję, taki analityk powinien być standardem w każdym polskim klubie. Każdy szczegół dziś decyduje o zwycięstwie bądź porażce. My wszystko robiliśmy sami. Z drugiej strony przykład Rakowa, który miał trenera specjalizującego się w stałych fragmentach – nie tylko tym się zajmował, ale za to był odpowiedzialny. Od tego kierunku się nie odejdzie, pierwszy trener nie może robić wszystkiego.

Wolałby pan mieć dwóch mniej piłkarzy, a czterech więcej ludzi w sztabie?

Wolałbym, żeby w klubie był i analityk, i skauting, a wtedy, szczerze, dwóch zawodników mniej jak najbardziej. Prawda jest taka, że jak przeliczymy, ile niektórzy zawodnicy mieli minut, ilu nie wywalczyło miejsca, przegrało rywalizację, a jakie były na nich koszty… Paradoks polega na tym, że te kilka dodatkowych osób do sztabu czy skautingu i tak nie kosztowałoby tyle co jeden taki gracz.

Ostatnio rozmawiałem z jedną osobą i doszliśmy do wniosku, że w Polsce oceniamy piłkarzy tylko pod względem sportowym. A rolą skauta jest też poznać jego cechy charakterologiczne. Jak zareaguje, gdy nie będzie grał, jak się zaaklimatyzuje, jaki jest jego poziom profesjonalizmu.

Tego nie było w Jagiellonii? Ponoć to dziś standard.

Były zbierane informacje, ale głównie przez kogoś, na przykład rozmowę z kimś, kto z nim grał. Z perspektywy czasu jak na to patrzę…

Telefon do znajomego.

O to chodzi.

Zero obiektywizmu.

Nie mogę sobie przypomnieć, żeby ktoś powiedział o takim sondowanym graczu coś negatywnego.

Mocno się potrafiło to rozminąć z prawdą?

Bardzo mocno. W przypadku jednego zawodnika, szokująco mocno. Powiedziałbym nazwisko, ale wtedy wyszłoby i skąd dostaliśmy „recenzję”, a tego nie chcę.

Pan nie podejmował ostatecznych decyzji transferowych, ale brał w tym procesie aktywny udział. Bywa tak, że czasem problem polegał na tym, że na sprowadzenie zawodnika jest kilka godzin, bo akurat trafia się taka okazja?

Wiadomo, że największy wpływ na transfery w Jagiellonii ma prezes Kulesza. Czasami była okazja, trzeba było szybko kogoś przechwycić, prezes działał. Pod względem negocjatorskim prezes potrafi działać bardzo mądrze, sprytnie, tego nikt nie może mu odmówić. Ale mi się marzy, żeby transfery w polskim klubie były przygotowywane. Piłkarz jest w naszej orbicie zainteresowań, a za pół roku kończy mu się kontrakt? Dowiedzmy się jak najwięcej na jego temat, pojedźmy go zobaczyć. Tymczasem najczęściej to jest jednak bazowanie na transferach w ostatniej chwili. Pada kilka kandydatur, a potem jest weryfikacja video na platformach InStat i WyScout. A taki program jest przydatny, ale wszystkiego nie powie. Mecz video, choćby się oglądało całe mecze, nigdy nie zastąpi meczu na żywo. Czasami ogląda się takiego zawodnika, on strzela dużo, ale zapomina się, że w tamtych ligach są większe wahania poziomów i choć najlepsi górują nad polskimi klubami, tak tamtejsi średniacy są słabsi.

***

Długo można jechać na organizacji w tym stylu, ale kiedyś życie wystawi za to rachunek. I wydaje się, że Jadze wystawia fakturę właśnie w tym momencie. Czas najwyższy na określenie się w tym, gdzie białostoczanie chcą iść dalej.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

18 komentarzy

Loading...