Kiedy Jesus Imaz przechodził do Jagiellonii Białystok, połowa ligi zazdrościła klubowi z Podlasia tego transferu. Nie było to przesadnie zaskakujące, skoro wcześniej Hiszpan pokazał się z bardzo dobrej strony w Wiśle Kraków. Dziś jednak, blisko półtora roku po hitowym jak na warunki Ekstraklasy ruchu, Imaz jest cieniem samego siebie. Zgubił formę, zgubił też miejsce w składzie i zaraz może się okazać, że kontrakt blisko 30-letniego Hiszpana stanie się dla Jagi problemem.
Gdzie podziewa się Jesus Imaz? To pytanie muszą zadawać sobie kibice Jagiellonii, gdy sięgną myślami do popisów Hiszpana z wiosny 2019 roku. Wtedy to, tuż po transferze z Wisły, Imaz podbił Podlasie niczym nowa płyta Zenka Martyniuka. 10 goli to świetna prognoza na przyszłość, nawet jeśli uwzględnimy w tym bilansie fakt, że Imaz zaliczył blamaż w meczu z Lechią. Statystyki i gra przybysza z Półwyspu Iberyjskiego były na tyle dobre, że Piotr Koźmiński z “Super Expressu” informował latem o korzystnej finansowo ofercie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
A jednak – Imaz został w Białymstoku
I w zasadzie Jagiellonia nie miała czego żałować. Jesienią Jesus załadował 11 goli, czyli lekko przebił swój wynik z poprzedniej rundy. Było to o tyle imponujące, że tym razem większości dorobku nie stanowiły trafienia z jedenastu metrów. Imaz dorzucił do tego trzy asysty i według EkstraStats miał udział przy blisko 33% bramek Jagiellonii. Świetne liczby, bardzo cenne, zwłaszcza w obliczu tego, że białostoczanie mieli przecież spore problemy. Zresztą po Hiszpana znów zaczęli się zgłaszać potentaci z innych krajów. Konkrety płynęły choćby z Arabii Saudyjskiej.
– Do klubu dotarło sporo ofert, ale szefowie Jagiellonii uznali, że to nie jest dobry moment na transfer. Zrozumiałem to i zaakceptowałem tę decyzję. Jestem szczęśliwy w Białymstoku. Zresztą decyzję władz potraktowałem jako komplement. Na stole leżało sporo kasy, szczególnie w przypadku oferty z Arabii. Odrzucając tę propozycję, działacze pokazali, że jestem według nich naprawdę ważną częścią zespołu – mówił piłkarz w rozmowie z “Przeglądem Sportowym”.
W tej samej rozmowie Imaz przyznał też, że zostając w Białymstoku może sporo zyskać, bo to dobry moment, żeby się wypromować. Nie zakładał tylko jednego. Że nagle z lidera stanie się rezerwowym.
Oceny? Z “paska” na ucznia dwójkowego
Patrząc na to, jak zmieniała się liczba szans otrzymywanych przez Jesusa Imaza w Jadze, ciężko nie odnieść wrażenia, że on i Iwajło Petew to nie są przyjacioły. Nie jest to też wielka, szalona miłość. Hiszpan od lutego trzykrotnie wchodził z ławki na ogony, dwa razy w ogóle nie zagrał i tylko trzykrotnie znajdował miejsce w podstawowym składzie. W ostatnim przypadku trzeba jednak dodać, że ani razu nie doczekał 90. minuty meczu. Oczywiście nie zamierzamy stosować narracji w stylu “zły trener niszczy gwiazdę”. Nie, Imaz zapewne grałby więcej, gdyby nie fakt, że jego ostatnia bramka lub asysta datowana jest jakos na czasy panowania Bolesława Chrobrego. Jak na ofensywnego piłkarza – dramat.
Zresztą nie tylko o liczby w przypadku Imaza chodzi. U Hiszpana posypało się dosłownie wszystko, co dobitnie pokazują nasze pomeczowe oceny. Średnia nie wygląda najgorzej – 4.50, jednak gdy weźmiemy ją pod lupę, okazuje się, że to głównie zasługa jesieni. Bo wiosną noty Jesusa wyglądają tak:
- Trzy razy dwója
- Dwie trójki
- Jedna, samotna czwórka
Średnia not? 2,66. A jeśli uwzględnimy w niej też ostatni mecz jesieni, czyli ten, od którego zaczęła się seria zer w rubrykach “gole i asysty”, jest jeszcze gorzej – 2.57.
Gorszy od Hostikki
Jak w krótkim czasie można zaliczyć taki zjazd? To dobre pytanie. Zwłaszcza że gdy Jesus Imaz wrócił do wyjściowej jedenastki po pandemii, wydawało się, że jest to oznaka powrotu do formy. A jednak, nie będzie nadmierną szyderką, jeśli uznamy, że największym dokonaniem Hiszpana w ostatnim czasie, są całkiem zgrabnie ulepione pierogi z wywiadu dla “Super Expressu”. Bo gdy spojrzymy na to, co Imaz robił na boisku, jest… źle. Piłkarz Jagiellonii gra bowiem na poziomie Santeriego Hostikki. Nie, nie jest to szydera. Spójrzcie na liczby.
Jesus Imaz
Minuty: 212
Strzały/celne: 7/2
Kluczowe podania/celne: 2/2
Pojedynki/wygrane: 32/12
Santeri Hostikka
Minuty: 216
Strzały/celne: 6/2
Kluczowe podania/celne: 3/2
Pojedynki/wygrane: 34/17
Dla ułatwienia wzięliśmy pod uwagę tylko trzy mecze Imaza w podstawowym składzie oraz trzy ostatnie występy Hostikki, w tym dramat Pogoni z Lechem. Jasne, możemy się spierać, że troszkę naginamy rzeczywistość, bo nie ta pozycja, bo inni rywale. Możemy. Ale możemy też przyznać, że to naprawdę wstyd, żeby mieć na koncie mniej goli od Santeriego Hostikki. Od tego gościa.
To o tyle fatalne statystyki, że Jesusa Imaza jest nam trochę szkoda. Nie jest to przecież taka łamaga, jak choćby jego rodak Corral z ŁKS-u. Dlatego też nie mamy pojęcia, co się z piłkarzem Jagiellonii dzieje. On sam we wspomnianym wcześniej wywiadzie dla “Superaka” przyznawał, że chciałby jeszcze zagrać w MLS. Powiemy krótko – skoro tak, to czas zebrać dupę w troki i odbudować swoją markę. Bo obecnie ciężko nam sobie wyobrazić, żeby po Imaza sięgnął nawet zespół z USL.
Fot. FotoPyK