Reklama

Widzew idzie na derby bardzo spokojnym krokiem

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

28 czerwca 2020, 17:04 • 3 min czytania 8 komentarzy

Jesteś kibicem Widzewa podczas lockdownu. Wiesz, że niedługo wraca liga. Że twoja drużyna ma całkiem przyjemny start. W dwóch z trzech pierwszych kolejek gra u siebie z dwoma zespołami ze strefy spadkowej, które dostały na wyjazdach w papę w 17 z 22 rozegranych spotkań. Sześć oczek przewagi nad trzecim GKS-em Katowice, zajmującym pierwsze z miejsc bez bezpośredniego awansu? Naprawdę solidna przewaga. W połączeniu z katastrofą ŁKS-u w ekstraklasie – no są podstawy, by wierzyć w derby w I lidze.

Widzew idzie na derby bardzo spokojnym krokiem

I wtedy atakuje rzeczywistość.

Od wznowienia Widzew robi bardzo wiele, by zostać frajerem sezonu. Rywale bardzo mu to utrudniają, bo nie wygrywają meczów seriami – Łęczna nie wygrywa trzech kolejnych starć po wznowieniu, GKS Katowice praktycznie nie punktuje poza domem, Resovia seryjnie, owszem, ale remisuje. A Widzewowi i tak udaje się w spektakularnym stylu trwonić przewagę.

1:2 z 15. Skrą Częstochowa na dzień dobry.

Wypadek przy pracy? No nie bardzo, bo przychodzi kolejne domowe spotkanie – przedzielone 0:0 w Rzeszowie ze Stalą – i raz jeszcze kompromitujący rezultat, w kompromitujących okolicznościach. Widzew ma mecz z Legionovią w garści do 88. minuty, prowadzi 1:0. Dwa stałe fragmenty i katastrofalne krycie, w 96. minucie robi się z tego kolejne 1:2. Ale to nie tak, że Legionovii się pofarciło, a z przebiegu meczu na nic nie zasłużyła – miała w pierwszej połowie poprzeczkę, w drugiej dwukrotnie Wojciech Pawłowski musiał interweniować.

I gdy wydawało się, że łodzianie wyszli na prostą, wygrali dwa mecze, przyszedł dzisiejszy wyjazd do Polkowic. Starcie kompletnie popieprzone, z sześcioma bramkami w pierwszej połowie. Trzecie po pandemicznej pauzie starcie, które Widzew wtopił.

Reklama

Gdy patrzyło się na to, co dzieje się z wynikiem, trudno było uwierzyć. Górnik Polkowice, mimo pozycji w środku tabeli, jeden z najskuteczniejszych zespołów w lidze, urządził sobie z liderem trening strzelecki. Opalacz, Sobkow, Mucha, Radziemski potrzebowali nieco ponad pół godziny, by Widzew zmieść. Obrona łodzian spisywała się dra-ma-ty-cznie, ludzie oferujący na Twitterze spore ilości złotego trunku, jeśli Widzew odwróci losy meczu, wyszczególniali choćby, że jak co, to na przykład Hubert Wołąkiewicz czy Łukasz Kosakiewicz nie zasługuje na ani kroplę.

Gdyby jednak wyszło, zespół powinien honorowo odstąpić wszystkie gratyfikacje Rafałowi Wolsztyńskiemu. Gość dzisiaj popisał się skutecznością, jaką ostatnio widziano u niego na przynajmniej tym poziomie rozgrywkowym… cholernie dawno. Konkretnie jeszcze w 2016 roku, kiedy Legionovia rozbiła 5:0 Stal Stalowa Wola. Później był jeszcze hat-trick w rezerwach Górnika i nic.

Aż do dziś.

Będzie on mieć jednak gorzki posmak, bo de facto nie dał Widzewowi nic poza nadzieją. Wolsztyński mógł jeszcze zaraz po trzecim golu dołożyć czwartego, ale po minięciu bramkarza z ostrego kąta walnął w boczną siatkę.

Kończy się to wszystko tak, że na zawodników Widzewa wylewa się po raz kolejny po pauzie wiadro pomyj. Bo podczas gdy misja zapewnienia sobie awansu do I ligi wydawała się być formalnością przynajmniej na etapie pierwszych kilku spotkań po pandemicznej przerwie, robi się skomplikowanie. Widzew nadal jest liderem, nadal ma parę punktów przewagi, ale przed sobą między innymi dwa piekielnie ciężkie wyjazdy – Katowice i Rzeszów.

Chociaż patrząc na formę w ostatnim czasie, to… czy jest mecz, o którym przed startem można powiedzieć, że będzie on dla Widzewa łatwy?

Górnik Polkowice – Widzew Łódź 4:3

Opalacz 6′, Sobkow 18′, Mucha 23′, Radziemski 41′ – Wolsztyński 14′, 45’+3′, 50′

Reklama

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...