Jeszcze niedawno Dariusz Wdowczyk był wymieniany wśród faworytów w wyścigu o fotel selekcjonera, a w mediach toczyła się dyskusja, czy człowiek z przeszłością korupcyjną powinien zajmować takie stanowisko. Nikt jednak nie podważał sportowych kompetencji trenera Pogoni. W marcu 2013 roku Wdowczyk przejął „Portowców” plączących się blisko dna tabeli i zrobił z nich bardzo solidną drużynę, potrafiącą wygrać z każdym. Na jego nieszczęście nie był to wystarczający argument, by stanąć na czele reprezentacji Polski.
Jeżeli podczas szczecińskiego epizodu Wdowczyka możemy mówić o punkcie zwrotnym, to miał on miejsce właśnie w dniu objęcia reprezentacji przez Adama Nawałkę, czyli 1 listopada 2013 roku. „Wdowiec” przegrał swój pojedynek z byłym trenerem Górnika, po czym coraz częściej zaczął przegrywać w lidze. Jeszcze przed wyborem nowego selekcjonera wywalczył z Pogonią 39 oczek w 25 meczach, a lepszym dorobkiem punktowym w analogicznym okresie mogły się pochwalić tylko ekipy Legii, Lecha i właśnie Górnika Zabrze.
Po 1 listopada już tak różowo nie było. Pogoń w 33 meczach tylko 7 razy potrafiła pokonać swojego przeciwnika. Jeżeli nie liczyć drużyn, które w w tym czasie rozegrały mniej meczów na poziomie Ekstraklasy – czyli tegorocznych spadkowiczów i beniaminków – „Portowcy” wygrywali NAJRZADZIEJ w całej lidze. Jakkolwiek patrzeć, 21 procent zwycięstw to wynik skrajnie żenujący. Niedawno oficjalna strona Legii wyliczyła, że Henning Berg może się pochwalić fantastycznym współczynnikiem wygranych meczów we wszystkich rozgrywkach, który przed starciem z Lechem wynosił prawie 76%. Jak na tym tle prezentuje się „oczko” Wdowczyka? Rzućmy okiem na tabelę za ten okres z portalu 90minut.pl.
Czy Wdowczyk miał w Pogoni jakieś wyjątkowo niesprzyjające warunki? Przeciwnie, za swojej kadencji dostał dużą swobodę w kompletowaniu kadry, a jego zespół wzmocniły takie nazwiska jak Robak, Małecki czy Murawski. Mało który szkoleniowiec mógł cieszyć się porównywalnym komfortem pracy. Jednak im bardziej drużyna przypominała autorski projekt Wdowczyka, tym gorsze osiągała wyniki.
Dziś rozważanie kandydatury trenera Pogoni w kontekście pierwszej reprezentacji wydaje się nieśmiesznym żartem. Trudno się też dziwić, że jego pozycja w Szczecinie mocno osłabła, a wewnątrz klubu rośnie wobec niego coraz silniejsza opozycja. 33 spotkania to prawie cały sezon, a średnia 1,12 punktu na mecz w normalnych okolicznościach wcale nie gwarantowałaby utrzymania się w lidze. „Wdowiec” może więc mówić o dużym szczęściu, że jego żenująca seria rozciągnęła się na dwa sezony. W przeciwnym wypadku mogłoby go już w Pogoni nie być.
Świetny początek i długofalowy zjazd w wykonaniu Wdowczyka w ogóle nas nie zaskakuje. Obecny trener Pogoni na przestrzeni całej swojej kariery nie raz udowodnił, że w krótszym terminie osiąga świetne wyniki, a z czasem sytuacja zawsze wymyka mu się spod kontroli. „Wdowiec” sprawdza się więc w roli ratownika, który potrafi dać drużynie szybki impuls do lepszej gry, ale na dłuższej współpracy z nim jeszcze żaden zespół nie skorzystał.
Przed objęciem Pogoni Wdowczyk pracował dłużej niż kilka miesięcy tylko za pierwszym razem w Polonii, w Legii oraz w Koronie, ale z oczywistych przyczyn tego okresu nie należy brać pod uwagę. Przypomnijmy, że pierwsza runda samodzielnego prowadzenia „Czarnych Koszul” zakończyła się sięgnięciem po tytuł mistrza Polski, a potem było już tylko gorzej. „Wdowiec” wyleciał z Konwiktorskiej w połowie następnego sezonu, zostawiając drużynę na szóstym miejscu w tabeli, z jedenastoma punktami straty do lidera.
W Legii było podobnie. Wdowczyk przejął zespół we wrześniu, a już w maju cieszył się z kolejnego tytułu mistrzowskiego. Następny sezon okazał się jednak wielkim rozczarowaniem, bo drużyna jeszcze latem pożegnała się z europejskimi pucharami oraz z Pucharem Polski, w którym uległa Stali Sanok. Wdowczyk wytrwał na stanowisku do kwietnia następnego roku i – analogicznie jak w Polonii – zostawił drużynę na szóstym miejscu w tabeli, z jedenastoma punktami straty do lidera.
W Pogoni powtarza się więc dobrze znany scenariusz, który wydaje się mieć tylko jedno zakończenie. Można powiedzieć, ze dobrego trenera poznaje się po efektach działań na przestrzeni dłuższego okresu, kiedy upłynie wystarczający czas na poukładanie drużyny po swojemu. Fakty są więc dla Wdowczyka bezlitosne, bo po czternastu latach kariery wciąż najlepiej pasuje do niego miano trenera-strażaka.