Szlagier w Warszawie się już odbył, derby Krakowa zostały rozegrane, mecz Górnika z Lechią również nie pozwalał się nudzić – teoretycznie wszystko, co ciekawe w dziesiątej kolejce Ekstraklasy już za nami. Trzeba się jednak zmusić do jeszcze odrobiny wysiłku. Serię gier kończy spotkanie Jagiellonii Białystok z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Nie ma co się czarować, nie brzmi to zachęcająco. Fajerwerków się nie spodziewamy – chyba, że takich jak tydzień temu w Łęcznej – mamy jednak nadzieję, że obie drużyny wykażą się przyzwoitością i nie zmarnują naszego cennego czasu.
To nie jest zajebiście wysoko zawieszona poprzeczka. Z jakiej pozycji będą przystępować do jej przeskoczenia?
JAGIELLONIA BIAŁYSTOK
Niewątpliwie wydarzeniem numer jeden jest transfer, o którym informowaliśmy wczoraj. Quintana jedzie odłożyć na naprawdę godną emeryturą. Oczywiście rozumiemy jego sytuację – najmłodszy nie jest, a taka oferta drugi raz może się nie trafić. Pytanie – co z Jagą?
Jeśli w polskiej lidze możemy w ogóle mówić o uzależnieniu drużyny od wyczynów jednego piłkarza, to przypadek Jagiellonii Białystok i Daniego Quintany chyba najpełniej takowe oddaje. Jaga bez Hiszpana będzie wyglądała jak – nie przymierzając – selekcjoner w różowym szaliku. Co najmniej nieswojo. Przyzwyczailiśmy się już, że ten mikrus z Wysp Kanaryjskich odpowiada za grę ofensywną drużyny z Podlasia. To najlepszy strzelec zespołu w zeszłym sezonie, najlepszy asystent, ogółem: najlepszy piłkarz. Odkąd w styczniu 2013 roku Quintana pojawił się w Białymstoku, opuścił tylko pięć spotkań ligowych, w których padły następujące wyniki:
1-2 z Piastem Gliwice, 2-2 z Cracovią, 0-3 z Legią Warszawa, 1-3 z Śląskiem Wrocław, 0-0 z Górnikiem Łęczna.
Dwa remisy i trzy przegrane. Do tego trzeba doliczyć wymęczone zwycięstwo w Pucharze Polski z Chrobrym Głogów. Bez Daniego ani rusz. Trudne zadanie czeka Michała Probierza. Czy ma kim tę wyrwę załatać? To oczywiście pytanie retoryczne. Chyba, że nagle odpali Dzalamidze, ale wybaczcie – szanse na przełom są dość niewielkie.
PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA
Górale lekko ostatnio wyhamowali, nie ukrywamy, że nawet nas ten fakt trochę cieszy. Dlaczego? Ano dlatego, że zwolennicy teorii pod tytułem: „Podbeskidzie w pucharach” – której rozpowszechnianie stało się dość popularne po meczu z Legią – dostali kubeł zimnej wody na głowę. Nie zrozumcie nas źle, doceniamy pracę wykonaną przez Leszka Ojrzyńskiego, ale jeszcze bardziej cenimy zdrowy rozsądek. Mecze z Koroną i Górnikiem pokazały, że cudów nie ma, a w tej drużynie jest jeszcze sporo braków. Walka o załapanie się do grupy mistrzowskiej, to powinien być realny cel stawiany przed piłkarzami Podbeskidzia.
Fot. FotoPyK