Musimy się do czegoś przyznać. Jesteśmy pamiętliwi i baliśmy się tego meczu. Oj, baliśmy się. Bo naprawdę groziło nam spędzenie niedzielnego późnego popołudnia na czymś porównywalnym do oglądania wielogodzinnej transmisji z wbijania gwoździ w drewniane deski (jak nie przemawia: wypełnijcie to porównanie jakimś większym nudziarstwem), czyli śledzeniem bezsensownych dośrodkowań piłkarzy Wisły Płock i Cracovii. Tak przecież było jesienią. Ale wiecie co, pozytywnie się zaskoczyliśmy. Dobra, dośrodkowań była cała masa, ale to tylko dowód na to, że nie muszą być one kompletnym nonsensem. Strach okazał się mieć wielkie oczy.
Nie takie złe te dośrodkowania
Między Michałem Probierzem a Radosławem Sobolewskim jest, jak jest, znaczy: nie lubią się panowie i tyle. Nie każdy musi mieć z każdym w tym środowisku sztamę. To normalne. A mimo to ich drużyny pomysł na pokonanie swoich przeciwników miały naprawdę bliźniaczy – dośrodkowywać, dośrodkowywać, dośrodkowywać. I choć z jednej strony łapał nas blady strach, to coś tam z tego wychodziło. A to Angel Garcia przestrzelił po dośrodkowaniu Furmana, a to do centry nie doszedł Lopes, a to nie tak bardzo po wrzutkach ze stałych fragmentów gry dwa razy mylił się Michalski.
Na pewno nie było tak, że defensorzy obu drużyn obwarowali się we własnych polach karnych, a atakujący z pasyjną konsekwencją ślepo ładowali tam piły. Absolutnie. Wprost przeciwnie. Tym bardziej, że działo się też na ziemi. Swoich sił bezskutecznie z dalszych odległości próbowali Sheridan i Szwoch, a uwolniony przez Furmana, Merebaszwili (wrócimy do tego gagatka) ruszył nawet groźnie w stronę bramki Peskovicia, ale skończyło się w jego stylu: próba i przedarcie niezłe, wykończenie bez komentarza.
Cracovia odpowiadała dynamicznymi akcjami skrzydłami. Kamil Pestka, który coraz częściej wykazuje się odważnie w ofensywie, raz nawet był bliski zaskoczenia Krzysztofa Kamińskiego, ale sympatyczny golkiper instynktownie obronił jego strzał przy bliższym słupku z ostrego kąta. Swoich sił próbował też Sergiu Hanca – dwa razy po zebraniu piłki wybitej przez defensorów Wisły przy rzutach rożnych. Za pierwszym razem – nieźle, mocno, wysoko, niby w stronę okienka, ale obok bramki. Za drugim razem – w kosmos i trybuny. Wszystko się musi zgadzać.
Robiło się ciekawiej i ciekawiej
Z nudów nie przysypialiśmy, ale nie będziemy mydlić oczu i mówić, że to był wielki mecz. Nie był. Jakąś tam definicją poczynań obu zespołów niech będzie taka akcja: szybka wymiana piłek w środku pola, Pestka uruchamia Thiago, ten bardzo sprawnie i ładnie technicznie przyjmuje trudną powietrzną piłkę, wydaje się, że akcja się napędzi, ale kurde, co zrobił Brazylijczyk? Ni to dograł w pole karne, ni to spróbował centrostrzału. Efekt? Futbolówka ledwo doturlała się do Kamińskiego.
Mimo wszystko im dalej w las, tym było ciekawiej. Cracovia dominowała, napierała, atakowała. Powinna strzelić gola po kontrataku, kiedy to Loshaj wybiegł sam na sam z Kamińskim, ale kopnął tak lekko, jakby nie jadł nie tylko dzisiejszego śniadania, ale też wczorajszej kolacji. I wtedy obudziła się Wisła Płock. Akcję napędził Furman, na skrzydełku odnalazł się Tomasik, dogranie w pole karne, niepilnowany Szwoch. Gol, 1:0. Gong.
Probierz szalał przy linii, Sobolewski też i tutaj się zatrzymajmy. Obaj energii mieli za trzech. Za ich dwóch i za Merebaszwiliego, który energii nie miał w ogóle. Wlókł się przy linii bocznej, tracił raz po raz, irytował, krył na radar, nie wracał się do obrony. No, wyglądał, jakby miał wszystko i wszystkich głęboko w dupie. A w międzyczasie przyjezdni stracili gola. Dośrodkowanie z rzutu rożnego, Uryga próbuje wybić piłkę, ale w konsekwencją ją przedłuża, a z tyłu już tylko na to czeka Pelle van Amersfoort. I okej, dzisiejsza (i chyba każdorazowa) dośrodkowanina kompletnie mu nie służy, bo to zawodnik techniczny, ale kiedy ma pokazać klasę, to pokaże.
I zrobiło się ciekawie. Ostatnie dziesięć minut, to już seria zmarnowanych szans Wisły Płock.
– Szwoch w poprzeczkę
– Angielski obok bramki z pola karnego
– Szwoch obok bramki spoza pola karnego
Właściwie wszystkie trzy sytuacje mogły skończyć się golem. Ale remis, tak czy siak, chyba zasłużony. I przy tym Wisła Płock i Cracovia zmazały z siebie upokarzający stygmat z jesieni. Już nie było beznadziejnego 0:0 i jednej żałosnej szansy na cały mecz. Było przyzwoite 1:1 i sporo szans na podwyższenie tego wyniku. A że nie byli skuteczni? Może będą skuteczniejsi w fazie finałowej. I tak ten mecz nic nie zmieniał w układzie tabeli.
Fot. Newspix