– Przeżyłem bardzo trudny czas. Kiedy doznałem kontuzji, dostałem mnóstwo wiadomości od ludzi, którzy pisali, że są ze mną, kibicują mi i wierzą, że wrócę silniejszy. Ale kiedy zawodnikowi puszczają więzadła krzyżowe, nawet takie sympatyczne słowa nie są w stanie podnieść na duchu. Nie odpisywałem na nie. Odłączyłem się od świata – opowiada na łamach “Przeglądu Sportowego” Krystian Bielik, który około października planuje powrót po koszmarnej kontuzji kolana.
SUPER EXPRESS
Kiko Ramirez, który na łamach „SE” powiedział, że Adamem Buksą interesuje się Barcelona, mówi w tym temacie Piotrowi Koźmińskiemu nieco więcej.
Wie pan, o co chcę zapytać…
– Buksa i Barcelona. Moim zdaniem sprawa jest sensowna, bo Buksa ma to, czego szuka Barcelona. Oni od lat rozglądają się za nową „9”. La Masia dziewiątek nie produkuje, bo oni grają inaczej. Tam się operuje piłką, mają taką przewagę w młodzieżowych ligach, że dają radę swoim stylem opierającym się na dotykaniu piłki, na technice. To DNA Barcelony. Stąd nie ma tam ciśnienia, aby „tworzyć” graczy na pozycję 9. Ale w dorosłej piłce „9” jest bardzo potrzebna. Dlatego Barcelona przeczesuje świat w poszukiwaniu takich piłkarzy. Bo mówimy tu o Luisie Suarezie, a dokładniej, że za jakiś czas potrzebny będzie jego następca.
GAZETA WYBORCZA
Paweł Brożek złamał rękę i ma sezon z głowy. To koniec tej niesamowitej kariery?
„Podczas wtorkowego treningu napastnik Paweł Brożek doznał złamania kości promieniowej. Będzie musiał jeszcze w tym tygodniu przejść zabieg operacyjny” – napisano na oficjalnej stronie Wisły Kraków. Z jednej strony: złamanie, operacja, przerwa w grze, poważna sprawa. Z drugiej: nic strasznego, kontuzje są wpisane w zawód piłkarza. Brożek leczył urazy często, trenerzy opracowali dla niego specjalne zajęcia wzmacniające w siłowni.
Tyle że za lakonicznym komunikatem najprawdopodobniej kryje się inny, szczególnie doniosły. Brożek chciał rzucić futbol po zakończeniu sezonu. Jeśli więc nie zmieni decyzji, to ostatni mecz w karierze ma już za sobą. W pierwszym spotkaniu od wybuchu pandemii Wisła przegrała z Piastem Gliwice 0:4.
Latami Lilian Thuram trzymał w biurze zdjęcie Pedro Munitisa. By przypomnieć mu o najgorszym momencie w karierze.
25 czerwca 2000 roku w ćwierćfinale Euro w Brugii trafili na Hiszpanów. Ci urwali się ze stryczka. W swoim ostatnim meczu grupowym potrzebowali zwycięstwa, a przegry- wali z Jugosławią 2:3 do 90. minuty. I wtedy zdarzył się cud – zdobyli dwie bramki, które dały im awans. Jednego z goli zdobył niejaki Pedro Munitis (166 cm), skrzydłowy Racingu Santander. W ćwierćfinale zagrał przeciw wielkiemu Thuramowi i ogrywał go niemiłosiernie. „Cholera, robi ze mnie wariata” – powiedział Francuz w przerwie meczu (…). Faulował Munitisa w polu karnym, po czym słynny włoski sędzia Pierluigi Collina wskazał na „jedenastkę”. Gaizka Mendieta ją wykorzystał. Było 1:1, bo Francuzi prowadzili po golu Zidane’a z wolnego.
Selekcjoner Hiszpanów José Antonio Camacho popełnił dwa błędy. Zdjął z boiska Munitisa i Mendietę. – Byłem w szoku. I odetchnąłem z ulgą, gdy to zobaczyłem – wspomina Thuram. – Tego dnia wyprawiał ze mną, co chciał. Nie wiem dlaczego. Ale zapamiętałem tę lekcję. W swoim biurze powiesiłem sobie na ścianie zdjęcie Munitisa, by przypominał mi, jak bezcenna jest w życiu skromność.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Krystian Bielik ma zamiar wrócić po paskudnej kontuzji kolana w okolicach października. Szczęście w nieszczęściu – dość czasu przed przełożonymi mistrzostwami Europy.
W pana głosie słychać duży optymizm.
— Bo rzeczywiście wróciłem już do równowagi psychicznej. Nie ma co ukrywać: przeżyłem bardzo trudny czas. Kiedy doznałem kontuzji, dostałem mnóstwo wiadomości od ludzi, którzy pisali, że są ze mną, kibicują mi i wierzą, że wrócę silniejszy. Ale kiedy zawodnikowi puszczają więzadła krzyżowe, nawet takie sympatyczne słowa nie są w stanie podnieść na duchu. Nie odpisywałem na nie. Odłączyłem się od świata i skupiłem tylko na pracy. Mam na myśli przede wszystkim pierwszy miesiąc, kiedy przygotowywałem się do operacji. Lekarz chciał, żeby jeszcze przed zabiegiem kolano było mocniejsze, bo dzięki temu rehabilitację rozpocznę z wyższego pułapu. I to było najtrudniejsze – ćwiczysz ze świadomością, że to na razie tylko przygotowania do operacji. Jednak później, gdy zacząłem właściwą rehabilitację, od razu uśmiech wrócił mi na twarzy i zacząłem rozmawiać z ludźmi.
Jak doszło do kontuzji?
— To był mecz drużyn do lat 21, graliśmy z Tottenhamem. Wystąpiłem w tamtym spotkaniu, ponieważ po trzymeczowej pauzie za czerwoną kartkę, którą zobaczyłem w starciu z Charltonem, trenerzy chcieli, bym ponownie wszedł w rytm meczowy przed powrotem do Championship. Grałem na środku obrony. W pewnym momencie rywal minimalnie wypuścił piłkę przed siebie, więc myślałem, że dobiegnę do niej pierwszy i ją przechwycę. Gracz Tottenhamu okazał się jednak szybszy, trącił piłkę i jednocześnie zmienił kierunek biegu. Żeby go dogonić, musiałem zrobić to samo, ale wtedy kolano mi uciekło i stało się. Sam nie wiem, czy była szansa uniknąć tego zdarzenia. Lepiej do tego nie wracać.
Wznowienie Championship – 20 czerwca. Ale nie wszystkim się to podoba.
– W Derby chłopaki przygotowują się do gry właśnie na ten dzień. Chyba już nic nie powinno się zmienić – mówi nam piłkarz tego klubu Krystian Bielik. Wydaje się jednak, że nie można jeszcze przesądzać powrotu za- wodników na boiska, bo pojawiają się protesty.
– Jestem całkowicie oszołomiony i przerażony tym planem. To niewiarygodne, że decyzję podjęto bez żadnych konsultacji z klubami. Dlatego zdecydowanie sprzeciwiam się powrotowi do grania – powiedział dyrektor zarządzający QPR Lee Hoos. Popierają go prezesi ostatniego w tabeli Barnsley, którzy w ramach protestu wysłali do władz zarządzających ligą specjalny list z szeregiem zastrzeżeń. Według nich dokończenie sezonu będzie świadczyło o „braku uczciwości”. Jak tłumaczą w Barnsley, wiele klubów będzie miało duże problemy ze skompletowaniem składów, gdy 30 czerwca niektórym graczom wygasną kontrakty.
Arce wyraźnie brakowało w derbach Damiana Zbozienia. Prawa strona gdynian była otwarta dla piłkarzy Lechii, rezerwowy Conrado wykorzystywał to bezlitośnie.
– Trudno mi uwierzyć w to, co się stało. Nie jest łatwo strzelić trzy gole na boisku Lechii Gdańsk, a my tego dokonaliśmy. Powinniśmy ten wynik utrzymać, a straciliśmy głupie bramki. To bardzo boli – rozkładał ręce Marko Vejinović. Podobne odczucia towarzyszyły Michałowi Nalepie. – Nie rozumiem, co się wydarzyło w końcówce tego meczu. Jestem zły, że tak łatwo rywale strzelali nam gole. Wygraną mieliśmy na wyciągnięcie ręki, i to dwukrotnie, a za każdym razem traciliśmy bramki jak… nie wiem kto. Po każdej wrzutce z bocznego sektora był smród – mówił pomocnik. Nalepie zapewne chodziło o prawą stronę formacji obronnej, gdzie wyraźnie brakowało Damiana Zbozienia.
Bogdan Tiru jako jedyny nie wracał z meczu z Cracovią z uśmiechem na ustach. Złamał bowiem nos.
Rumuński obrońca już w końcówce pierwszej połowy zszedł z boiska ze złamanym, i to w trzech miejscach, nosem. Okoliczności, w których doszło do przykrego zdarzenia, nie były jasne. Jagiellończyk upierał się, że został uderzony przez krakowskiego rywala, ale sędzia Paweł Gil uznał, że Tiru sam nadział się na łokieć przeciwnika. Pocieszające, że występ środkowego defensora Jagi w nadchodzącym, sobotnim spotkaniu przeciwko Wiśle Płock nie jest wykluczony. Ale pod warunkiem, że zniknie opuchlizna. Bo dopiero wtedy będzie można dopasować maskę. Wyścig z czasem trwa.
Dlaczego Raków mimo braku stadionu dostał licencję na grę w ekstraklasie? Tłumaczy szef Komisji Licencyjnej.
– Podręcznik licencyjny nie wspomina choćby słowem o tym, że nie można drugi raz wystąpić o obiekt zastępczy. W przypadku Rakowa chodzi o stadion w Bełchatowie. Gdyby ludzie w Częstochowie nie robili kompletnie nic w kwestii dostosowania własnego obiektu, zgody na grę w ekstraklasie by nie dostali. Ale tam naprawdę coś się dzieje. Sytuacja Rakowa jest wynikiem splotu wielu zdarzeń. Na niektóre nikt nie miał wpływu. Przecież gdyby nie koronawirus, skończony byłby przynajmniej przetarg na stadion – tłumaczy przewodniczący Komisji Licencyjnej Krzysztof Smulski (…).
– Jeśli Raków wiosną 2021 roku nadal będzie występował poza macierzystym stadionem, za każdy taki mecz zapłaci 30 tysięcy złotych. Uważam, że to duża dolegliwość, która podziała mobilizująco. Wszystko sprowadza się na koniec do pytania: „Po co jest Komisja Licencyjna”. Nam nie chodzi o satysfakcję, że kogoś w końcu wyrzuciliśmy z ligi, a tak naprawdę być może stworzyliśmy nowy problem, bo zdekompletowaliśmy rozgrywki. Jesteśmy od tego, żeby pilnować pewnych standardów. Nieprzyznanie licencji to ostateczność – dodaje Smulski.
SPORT
Licznik Pawła Brożka stanie na 149 bramkach w ekstraklasie? Nie jest to może tak dramatyczny stop, jak 99 goli Tomasza Wieszczyckiego, ale okrągłej liczby przez złamaną rękę może się nie udać osiągnąć.
W tym już sezonie bywały mecze, w których przeżywał kolejną młodość. Osiem razy wpisywał się na listę strzelców, a licznik jego trafień zatrzymał się na 149. Nie tylko kibice Wisły czekali na 150. gola na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Uraz, jakiego doznał we wtorek spowodował, że stanie się to raczej niemożliwe. Przypomnijmy, że aktualnie Paweł Brożek zajmuje 8. miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych piłkarzy w historii ekstraklasy. Więcej goli od niego strzelili jedynie tacy piłkarze, jak Kazimierz Kmiecik, Włodzimierz Lubański, Teodor Peterek, Tomasz Frankowski, Gerard Cieślik, Lucjan Brychczy i Ernest Pohl.
Nim do Górnika trafili dwaj Grecy, Giakoumakis i Vasilantonopoulos, oceniał ich Józef Wandzik, były zawodnik zabrzan dziś mieszkający w Grecji.
Zanim obaj trafili do Górnika, klub z Zabrza zasięgał opinii u pana. Była dobra?
— Tak, oceniałem ich bardzo pozytywnie, bo obaj grali w AEK Ateny, a akurat na pozycjach, na których występowali, czyli na boku obrony i z przodu, rywalizowali o miejsce w składzie z reprezentantami Grecji i bardzo dobrymi obcokrajowcami. Trudno było im więc o podstawowy skład. Dobrze więc zrobili, że poszli do Górnika, w którym trener Marcin Brosz stawia na zawodników odważnych, na takich, którzy dużo biegają i podporządkowują się jego zaleceniom taktycznym.
Zanim obaj pojechali do Polski, rozmawiałem z nimi i z ich menedżerem. Opowiedziałem im o Górniku, o tym, jaką ten klub ma historię i jak mogą się tam czuć, bo to wielka rodzina. Zresztą na Górnym Śląsku jest tak, że wszyscy trzymają się razem, jest rodzinnie. Taka atmosfera panuje też na stadionie Górnika podczas ligowych meczów. Po debiucie z Cracovią na początku marca bardzo pochlebnie wyrażali się zresztą o grze w Górniku, o samej otoczce i o tym, jak dobrze przyjęła ich drużyna. Mówili o tym w greckich mediach. Jak widać, szybko się zaadaptowali do nowych warunków.
Ryszard Komornicki podczas zawieszenia ligi musiał znaleźć receptę na przeciekającą defensywę GKS-u Tychy.
Czy udało się panu znaleźć sposób na uszczelnienie obrony, która do tej pory była piętą achillesową GKS-u Tychy?
— Nadal będziemy grać czwórką obrońców. Przynajmniej takie będzie wyjściowe ustawienie, bo w trakcie meczu, w zależności od sytuacji i wyniku, to się może zmienić. Mamy w kadrze trójkę nominalnych stoperów: Marcina Biernata, Łukasza Sołowieja i Mateusza Pańkowskiego. Teoretycznie za dużego wyboru więc nie mam, ale gdy zajdzie taka potrzeba, to mogę skorzystać także z pomocników mających już doświadczenie na tej pozycji. Keon Daniel, Dario Kristo i Wilson Kamavuaka w razie konieczności też mogą zagrać na środku obrony. Takie warianty również braliśmy pod uwagę podczas gier wewnętrznych, bo musimy być przygotowani na różne sytuacje.
Skra Częstochowa domaga się 3 punktów za przegrany w listopadzie mecz z Pogonią Siedlce. Powód? Kilku zawodników Pogoni zostało zdyskwalifikowanych przez POLADA w grudniu.
– Wierzymy, że PZPN jednak rozstrzygnie tę sprawę na naszą korzyść. Co roku przy okazji procesu licencyjnego poucza się kluby w zakresie dopingu. POLADA zdyskwalifikowała sześciu zawodników Pogoni, klub powinien ponieść konsekwencje. To fakt czarno na białym! Jeśli Najwyższa Komisja Odwoławcza nie zmieni wcześniejszych decyzji, to stworzy precedens i pozwoli na takie działania na szeroką skalę. Nie rozumiem, o co tu chodzi – mówi Artur Szymczyk, prezes Skry.
Siedmiu graczy zespołu z Siedlec – Artur Balicki, Aya Diouf, Kacper Falon, Marcin Kozłowski, Sebastian Krawczyk, Tomasz Margol i Piotr Smołuch – zostało zdyskwalifikowanych za zastosowanie infuzji dożylnej. Zabroniona jest nie tyle sama metoda, co w przypadku siedlczan – dawka, która znacząco przekraczała dozwoloną normę. Sprawa wypłynęła na przełomie października i listopada dzięki pielęgniarce, która poinformowała o zabronionych praktykach. Pracę w Pogoni stracił wtedy trener Daniel Purzycki, obarczony winą przez zawodników, którzy wskazali go jako pomysłodawcę podania kroplówki.
Schalke czeka wielka przebudowa. I to mimo, że kasa świeci pustkami.
Według informacji stacji Sky, z Gelsenkirchen mają pożegnać się niespełna 30-letni obrońca Benjamin Stambouli (obecnie kontuzjowany) oraz zasłużony w ostatnich sezonach 32-letni Daniel Caligiuri. Oprócz tego w klubie nie pozostaną wypożyczeni Jonjoe Kenny (Everton) oraz Jean-Claire Todibo (Barcelona), ponieważ Schalke nie stać na wykupienie go za 25 mln euro.
O takiej kwocie transferowej „Koenigsblauen” mogą w tej chwili pomarzyć, tym bardziej że niemieckie media zgodnie podają, że klubu nie stać byłoby nawet na aktywowanie klauzuli bramkarza Freiburga Alexandra Schwolowa, która wynosi 8 milionów. A kwestia golkipera jest w ekipie Wagnera paląca, ponieważ Alexander Nuebel odchodzi po sezonie do Monachium, z kolei Markus Schubert pretenduje do miana jednego z najgorszych bramkarzy Bundesligi.
Sparingi w Anglii przed ligą dozwolone. Ale tylko pod specjalnym nadzorem.
Angielskie media opublikowały wczoraj szereg obostrzeń, jakie będą obowiązywać w związku z organizacją takich meczów. Zawodnicy na spotkania dojeżdżać będą pojedynczo, własnymi samochodami. Nie będzie można podróżować na sparing dłużej niż 90 minut, choć w przypadku dwóch klubów, czyli Norwich i Newcastle, które do potencjalnych sparingpartnerów mają najdalej, zostanie wprowadzona dyspensa. Piłkarze jeździć na mecze będą już przebrani, bo nie będzie możliwości korzystania z szatni czy sanitariatów. Spotkania rozgrywane będą na stadionach lub w centrach treningowych. Zawodnicy na plac gry mają wchodzić bezpośrednio z parkingów, a po meczu – od razu – udawać się w drogę powrotną do domu. W sparingach rzecz jasna nie będą mogli uczestniczyć kibice, a praca mediów będzie ograniczona do mediów klubowych.
Inter sprzedał Mauro Icardiego do PSG dając jasny sygnał: nie wzmacniamy ligowych rywali. Co to oznacza dla Arkadiusza Milika?
Inter z jednej strony chciał się pozbyć Icardiego, a z drugiej nie zamierzał wzmacniać Juventusu. Stąd nieprzejednane stanowisko klubu z San Siro, który mógł pójść na ustępstwo z PSG, ale z Juventusem nigdy. W tej sytuacji Icardi zszedł w mediach na drugi plan i na tytułowej stronie turyńskiego „Tutto Sport” zaczął pojawiać się Arkadiusz Milik, któremu za rok kończy się kontrakt z Napoli. Gdy sprawa przyszłości Icardiego definitywnie została rozwiązana, wielu uznało to za szansę dla Milika, chociaż tak naprawdę w notowaniach nic się nie zmieniło. Kandydatury Gabriela Jesusa i Lautaro Martineza przepadły, tym bardziej że Lautaro jest zawodnikiem Interu i tworzy dobry duet z Romelu Lukaku.
Milik był najbardziej korzystny finansowo dla Juventusu, mógłby znów pracować z trenerem Maurizio Sarrim. Ewentualne przedłużenie kontraktu z Napoli stało się jeszcze bardziej wątpliwe po tym, jak zrobił to jego konkurent do miejsca w ataku Dries Mertens. „Corriere dello Sport” napisał, że Mertens miał już dość czekania na satysfakcjonującą go propozycję dalszej współpracy z Napoli, dogadywał się z Interem, miał przejść do „nerazzurrich” latem na zasadzie wolnego transferu. Władze Napoli zapoznały się z tym, co proponował Inter, zaoferowały tyle samo i to wystarczyło, by Mertens postanowił zostać.
fot. FotoPyK