Zmienia się stadion, zmienia się mecz. Tylko poziom sędziowania nieszczególnie

Szymon Podstufka

03 czerwca 2020, 22:54 • 3 min czytania

Dopiero pisaliśmy o marnym sędziowaniu w starciu GKS-u Jastrzębie z Wartą Poznań. Łudziliśmy się, że może w Grudziądzu będzie z tym lepiej. Że dwóm zespołom naprawdę potrafiącym pograć piłką arbiter nie przeszkodzi. Nasze niedoczekanie.

Zmienia się stadion, zmienia się mecz. Tylko poziom sędziowania nieszczególnie
Reklama

Pan Wojciech Krztoń dał się nabrać w sytuacji absolutnie newralgicznej dla przebiegu spotkania i to boli jeszcze bardziej. Mecz wciąż był na styku, gol którego arbiter w pewnym sensie podarował Podbeskidziu na dłuższych kilka chwil oszołomił piłkarzy Olimpii Grudziądz.

Krztoń gwizdnął bowiem w sytuacji, w której w polu karnym upadał Marko Roginić. Napisalibyśmy, że w starciu z Duriską, ale ze starcia to tam za wiele nie było. Ot, pojedynek o dojście do pozycji, żadnego wielkiego ściągania, żadnego podcinania. I z czegoś takiego zrobił się karny na 2:0. Piach w tryby, kij w szprychy Olimpii.

Reklama

I tak jednak trzeba powiedzieć, że nikt w tym roku nie postawił Podbeskidziu tak wysokich warunków, jak zespół z Grudziądza. Dwa mecze przed zawieszeniem ligi to 50 strzałów bielszczan na bramki Wigier i Warty przy zaledwie 5 uderzeniach rywali. Olimpia próbowała dziś 11-krotnie.

Statystyki meczu Olimpia Grudziądz – Podbeskidzie Bielsko-Biała, źródło: Flashscore.com

Aż szkoda, że jeden z trzech goli – niezwykle istotny dla końcowego rezultatu – padł w taki sposób. Po bardzo, ale to bardzo dyskusyjnym karnym. Bo mecz w Grudziądzu sam w sobie stał na naprawdę przyjemnym poziomie. Widać było, że oba zespoły potrafią pograć tak, że piłeczka chodzi, że oko się cieszy. Olimpia długo przegrywała środek pola, owszem. Ale gdy Podbeskidzie w drugiej części meczu spuchło, i w tym rejonie boiska poszło kilka ładnych klepek.

Ta najmocniej ciesząca oko była jednak autorstwa Podbeskidzia. Błyskawiczne rozegranie od własnej połowy pod bramkę Łukasza Sapeli. Jedno podanie z prawej strony do środka, błyskawiczne, błyskotliwe odegranie na jeden kontakt od Marca do Bierońskiego i prawdziwa profesura w wykończeniu defensywnego pomocnika. Rozgrywający dopiero drugi mecz w sezonie zawodnik przyjął, położył bramkarza i dopełnił formalności. 17-letni żółtodziób zaimponował tym, czego dziś brakowało znacznie bardziej doświadczonym snajperom – Roginiciowi i Criciumie.

Ten pierwszy na początku meczu spartolił taką sytuację, że powinien czym prędzej wyspowiadać się z grzechu marnotrawstwa. Piłka na głowie, dwa metry do bramki, golkiper za daleko, by cokolwiek uradzić. A jednak uderzył po koźle i przeniósł piłkę nad poprzeczką. Criciuma zaś był jakby niezorientowany, jakby nieobecny – to strzelił niechlujnie, to nie trafił w prostą piłkę na długim słupku…

Ostatecznie wyręczył go nieszczególnie dziś widoczny Ricky van Haren. Rozegranie nieszczególnie ustępujące temu Podbeskidzia przy golu na 1:0, szybka piłka na skrzydło do Ciechanowskiego, mocne podanie w szesnastkę do holenderskiego pomocnika i dobre wykończenie van Haarena. Olimpia nie potrafiła jednak przejęcia inicjatywy przekuć w coś więcej, ba – w końcówce to Podbeskidzie znów chwyciło za lejce i raczej niezagrożone doprowadziło zwycięstwo do końca. A wraz z nim – powrót na fotel lidera.

Olimpia Grudziądz – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:2
van Haaren 67’ – Bieroński 35’, Jaroch 56’

fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry

Braian Wilma
0
Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama