Pogoń Szczecin to dla nas klub-zagadka. W teorii wszystko wygląda w nim tak, jak należy – jest prezes, który rozsądnie układa klocki, jest trener z uznaną marką, który ma w klubie mocną pozycję, jest dobry pion sportowy, który potrafi wyszukać solidnego piłkarza i może pochwalić się wysoką skutecznością. Jest miasto, które żyje piłką, jest dobra akademia, która dostarcza zawodników, za chwilę będzie nowy stadion, jest szeroko pojęty plan na klub, który został już kilka razy zmonetyzowany przy sprzedaży perspektywicznych zawodników. Poza tym są rozsądek, cierpliwość, dbanie o tożsamość, tradycja, marketing.
Tylko nie ma sukcesów.
I nigdy nie było.
Tak na pierwszy, drugi, a nawet trzeci rzut oka – wszystko w Szczecinie funkcjonuje dobrze. Fundamenty pod większy sukces już dawno zostały wylane. Problem w tym, że no sami wiecie, jak wygląda gablota w Szczecinie. Ale pal licho już prehistorię. To ciekawy projekt w obecnych czasach. Jeden z najrozsądniej budowanych klubów, który skompletował na obecny sezon mocną pakę, dobrze zaczął ligę i wydawało się, że to ten sezon, że Pogoń – po latach bycia średniakiem – zacznie rozdawać w naszej lidze karty. I jasne – wciąż jest na to duża szansa, prezes Mroczek apeluje w dzisiejszym wywiadzie dla „Super Expressu”, by widzieć szklankę do połowy pełną, a do podium brakuje tylko dwóch punktów – w teorii wszystko może się jeszcze wydarzyć.
No właśnie, w teorii. Kto widział mecze Pogoni przed pandemią, kto oglądał także ten z Zagłębiem Lubin, wie, że w praktyce problem jest dużo szerszy. Pogoń całkowicie zatraciła swoją formę z jesieni. Jest nijaka. Wygląda blado. Nie klei jej się nic.
A do tego…
– straciła zimą Buksę, autora 7 goli i 4 asyst,
– pożegnała się z Kożuljem, autorem 3 goli i 2 asyst,
– prawdopodobnie straciła także Spiridonovicia, autora 6 goli i 3 asyst.
Mniej bramek niż Pogoń strzeliły tylko zespoły z grupy spadkowej. A teraz jeszcze „Portowcy” muszą sobie radzić bez zdobywców 16 goli z 27. W przełożeniu na procenty oznacza to, że na kluczowym etapie sezonu brakuje piłkarzy, którzy przełożyli się na 59% bramek w tym sezonie.
Przeczytaliśmy dzisiaj o kontuzji Marcela Wędrychowskiego, który zerwał więzadła na wtorkowym treningu i pomyśleliśmy sobie, że Pogoń jest chyba klubem przeklętym. Przecież ledwie tydzień temu identycznego urazu nabawił się Igor Łasicki. A nie musimy mówić wam, z czym wiążą się więzadła – przerwa na jakieś pół roku, jedna z najgorszych kontuzji, jaką może sobie wyobrazić piłkarz. Nie wiemy, czy przy Twardowskiego wykryto jakąś żyłę wodną, ale jeśli nie – może warto udać się do specjalistów.
Zastanawialiśmy się, jak nagła przerwa i tak krótki okres przygotowawczy odbiją się na zdrowiu zawodników. Obawialiśmy się wysypu kontuzji – i cóż, dzieje się on na naszych oczach. Wysyp urazów dotknął póki co najmocniej właśnie Pogoń. Klub przeklęty?
Przecież już w ostatnich miesiącach dochodziło do pechowych sytuacji, które mocno krzyżowały plany „Portowców”, a na które ludzie pracujący w klubie nie mieli żadnego wpływu lub był on niewielki. To przecież w Pogoni…
-
jeden z najlepszych piłkarzy mając na stole ofertę z Crvenej Zvezdy stwierdził, że boli go pachwina i musi się rehabilitować.
-
jeden z najlepszych piłkarzy – po tym, jak wielokrotnie apelował o zgodę na transfer – rozwiązał kontrakt przed kluczowym momentem sezonu.
-
u kapitana zespołu wykryto guza przysadki mózgowej, który na szczęście został sprawnie wleczony, ale wyłączył Frączczaka z gry na długie miesiące.
-
na początku sezonu z powodu zerwania więzadeł wypadł najlepszy piłkarz (Kamil Drygas).
-
grupa młodych piłkarzy miała wypadek samochodowy, po którym jakiś czas musiała dochodzić do zdrowia.
-
nowy napastnik na starcie swojej przygody doznał niecodziennej kontuzji, po której istniało ryzyko, że nie będzie widział w stu procentach – uraz zaleczono, ale startu mu to nie ułatwiło, Benyamina nigdy w Pogoni nie zaistniał.
-
jakiś czas temu przeczytano decyzję o zakazie transferowym wskutek niejasności przy transferze Delewa, od którego trzeba było się odwoływać.
Siedem totalnie nieszczęśliwych splotów okoliczności, które sporo utrudniły i wyłączyły poszczególnych piłkarzy na długie miesiące, a mówimy przecież tylko o perspektywie kilkunastu miesięcy. Mogło wydarzyć się wszędzie, wydarzyło się w Szczecinie.
W obecnym sezonie walkę o coś więcej należy już pewnie powoli wkładać między bajki, a na następny zatrudnić do klubu nie tylko nowych piłkarzy, ale i szamana, egzorcystę albo specjalistę od czarnej magii. A przynajmniej nie tracić cierpliwości. Logika podpowiada, że zła passa musi się kiedyś odwrócić. Nie chcemy sprowadzać wszystkiego do braku szczęścia, ale na tle innych klubów, Pogoń ma po prostu… ogromnego pecha.
Fot. FotoPyK