Reklama

Proszę państwa, wysoki sądzie – to jest profesor-drybler Kamil Jóźwiak

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

27 maja 2020, 22:31 • 4 min czytania 25 komentarzy

Może i nie oglądaliśmy meczów przez ponad dwa miesiące, natomiast pewne rzeczy pozostały niezmienne. Na Lecha w ofensywie aż przyjemnie popatrzeć, Karlo Muhar nadal wygląda, jakby wygrał miejsce w składzie Kolejorza w festynowej loterii, a Kamil Jóźwiak przerasta już ligowy futbol. Nie zmienia się też to, że jeśli Lech w tym sezonie jedzie na Podkarpacie, to przyklepuje sobie awans do następnej rundy Pucharu Polski.

Proszę państwa, wysoki sądzie – to jest profesor-drybler Kamil Jóźwiak

Żurawball wrócił i ma się dobrze. Jeszcze przed pandemią mogliśmy mieć do poznaniaków zarzuty, że może czasami nie są skuteczni, może i popełniają błędy w defensywie, ale nie można im odmówić tego, że w ataku grają z rozmachem i polotem. Dziś w Mielcu zobaczyliśmy Kolejorza grającego właściwie na dwie dziesiątki (Jóźwiak i Ramirez) i na dwóch skrzydłowych (bardzo wysoko ustawiony Kostewycz i po drugiej stronie Kamiński). Oczywiście druga strona tego medalu jest taka, że Stal zostawiała rywalom połacie wolnej przestrzeni i gościom było w to graj. Natomiast nie będziemy niczego ujmować zespołowi Dariusza Żurawia. Jego poczynania w ataku oglądało się po prostu z dużą frajdą.

Perełką z tej całej układance był Kamil Jóźwiak. Aż nam się przypomniał ten nagłówek sprzed paru lat o Robercie Lewandowskim. Coś w stylu “wielki komplement dla naszego zawodnika – wygląda jak nie Polak!”. No i o Jóźwiaku dziś możemy powiedzieć to samo. Chłopak jest szybki, silny, zwinny, w dodatku ma naturalną ciągotkę do dryblingu, balansem ciała gubi rywali (rywali, nie rywala – Jóźwiak regularnie wychodził zwycięsko ze starć 1v2 czy 1v3). Że taki Luquinhas potrafi kiwać? No, Brazylijczyk, fawele, Copacabana, wiadomo o co chodzi. Ale że chłopak z lubuskiego bawi się rywalami, jak wuefista wchodzący do gierki chłopaków z 4c?

Dzisiaj Jóźwiak zaliczył asystę piętą przy golu Żamaletdinowa. Sam zdobył piękną bramkę po tym, jak odzyskał sobie piłkę, pokręcił rywalami i dokręcił strzał przy dalszym słupku. Do tego dorzućmy mnóstwo, ale to mnóstwo ataków napędzonych na obu skrzydłach. Właściwie symbolem wyższości wychowanka Lecha nad resztą zawodników była sytuacja z końcówki spotkania, gdy Mak był już tak sfrustrowany przebiegiem spotkania, że gonił skrzydłowego gości, ale ledwo zdołał go dogonić i podjął jakąś karykaturalną próbę faulu.

Oczywiście w ataku Lecha docenić warto też Ramireza (ładny gol otwierający wynik). Podobać mógł się Tiba, plusik stawiamy przy nazwisku Kostewycza. Ukraińcowi chyba wreszcie wbili do głowy myśl, że nie każdą akcję trzeba kończyć wrzutką na ślepo, gdzieś w ręce bramkarza. Warto czasem dobiec do linii końcowej i płaskim dograniem wycofać piłkę do kolegi ustawionego na skraju pola karnego. Właśnie w taki sposób padł gol Ramireza.

Reklama

Lech przy stanie 2:0 mógł już powoli wybierać kasety z filmami do puszczenia w drodze powrotnej do Poznania. Ale Kolejorz – na swoje nieszczęście – ma w składzie wyrób piłkarzopodobny w postaci Karlo Muhara. My już przyzwyczailiśmy się do tego, że jego umiejętności czysto piłkarskie są… wizualnie dyskusyjne. Ale dzisiaj odstawiał taki kabaret w defensywie, że przed oczami przemknęła nam kompilacja “Martin Toth – Zagłębie Sosnowiec – 2018/19 – worst tackles, passes etc.”. Przecież jego pościg za Bartoszem Nowakiem przy bramce na 1:2 wyglądał tak, jakby Muhar założył się z kolegami, że ani razu w tym meczu nie zegnie nóg w kolanach. Jeśli z podobną uwagą panie w przedszkolu pilnowałyby swoich podopiecznych, na mieście mielibyśmy zamieszki spowodowane ustawkami bezpańskich przedszkolaków.

I przed ten błąd Muhara Lech musiał się trochę podenerwować. Druga połowa przebiegała nadal pod znakiem dominacji gości. Cały czas śmierdziało jednak jakimś golem wyrównującym. Michał Żyro jeszcze przed przerwą trafił w słupek. Lubomir Satka obciął się w prostej sytuacji i wypracował sytuację Stali. Wreszcie Muhar grał już z żółtą kartką na koncie… No, właśnie. Lech tego meczu nie powinien kończyć w komplecie. Po ponad godzinie gry, ten chorwacki wynalazek powinien zaliczyć zjazd do bazy. Za co? Za zdzielenie łokciem Żyry. Druga żółta kartka, nie ma tu w ogóle dyskusji. To był wielbłąd Pawła Gila.

Ostatecznie Muhar nie wyleciał, a Jóźwiak przyklepał zwycięstwo Kolejorza pięknym trafieniem. Lechici mogą teraz w spokoju skupić się na meczu z Legią. Chociaż nie wiemy, czy w spokoju. Przecież w sobotę znów będzie musiał zagrać Muhar. Przed Jóźwiakiem, Tibą, Ramirezem, pewnie i Gytkjaerem czy Puchaczem sporo roboty, by nadrobić to, co zepsuje ten ananas. Niemniej dostaliśmy dziś bardzo jasny sygnał. Żurawball nie skończył się przez epidemię.

Stal Mielec – Lech Poznań 1:3 (1:2)

Nowak (45.) – Ramirez (5.), Żamaletdinow (34.), Jóźwiak (82.)

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Skoki

Wielka Szóstka i cała reszta. Smutna rzeczywistość skoków dla maluczkich

Sebastian Warzecha
0
Wielka Szóstka i cała reszta. Smutna rzeczywistość skoków dla maluczkich

Komentarze

25 komentarzy

Loading...