Piłkarze pierwszej ligi wybiegali już na boiska dziewięć razy, ćwierć sezonu za nami, a my wciąż nie wiemy, kto tam potrafi grać w piłkę, a kto tylko przebiera się za piłkarza. W tabeli ścisk jak w kolejce na wyprzedaże w Biedronce. Dystans punktowy pomiędzy ostatnim zespołem, a tym z dziewiątego miejsca wynosi ledwie trzy oczka. Patrząc wyżej, to samo – ósmy w tabeli Dolcan traci do wicelidera również trzy punkty. Na samotną ucieczkę zdecydowała się jedynie Termalica, ale i tak wszyscy dookoła są przekonani, że niedługo przystanie i poczeka na peleton.
Co ciekawego wydarzyło się w ten weekend? Zajrzeliśmy na wszystkie stadiony i trzeba przyznać, że ciężko się przy obserwowaniu tych rozgrywek się nudzić.
1. Z reguły poszczególne mecze pierwszej ligi podniecają nas samo tylko trochę bardziej niż emisja programu „Kto poślubi mojego syna”, ale – z ręką na sercu – spotkanie Olimpii Grudziądz z Zagłębiem Lubin zapowiadało się dość ciekawie. Ci drudzy to przecież murowani kandydaci do awansu, a pierwsi to drużyna, której ambicją jest miejsce zaraz za Miedziowymi. Przed dzisiejszym meczem obie ekipy mogły sobie przybić piątkę i „pochwalić” się takim samym dorobkiem punktowym. Po dziewięćdziesięciu minutach biegania za piłką status quo został utrzymany.
2-2. Remis.
Rezultat zapewne najbardziej cieszy w Niecieczy. Pluć w brodę mogę sobie podopieczni Kubickiego. Prowadzili już dwiema bramkami, ale nie dowieźli tej zaliczki do końca. Zabrakło jakichś pięciu minut. Punkt uratował w końcówce Arkadiusz Woźniak.
Na razie nikt głośno o tym nie mówi, ale jak na nasze Piotr Stokowiec powinien trafić już na cenzurowane. Starta do lidera wynosi już 10 punktów. Powiecie, żebyśmy dali mu spokój i komfort pracy, ale wybaczcie – przy takim potencjale drużyny, po prostu nie wypada grać tak samo. Jako że terminarz I ligi znamy na pamięć, przypominamy, że za chwilę może być jeszcze gorzej – za tydzień do Lubina przyjeżdża – będąca wyżej w tabeli – GieKSa, a potem Rudy z ekipą jedzie do Ząbek. O tym, dlaczego nie będzie to łatwy mecz przeczytacie poniżej.
2. Bohaterowie weekendu? Piłkarze Termaliki Bruk-Bet Nieciecza. Pisaliśmy już o tym wczoraj (w tym miejscu), ale ich wyczyn z pewnością zasługuje na przypomnienie. Osiem zwycięstw i jeden remis. Im dłużej się Niecieczy przyglądamy, tym częściej przychodzi nam do głowy myśl, że fajną, naprawdę fajną drużynę stworzył Piotr Mandrysz. Kiedyś wydawało się, że może być to tylko miejsce, w którym na spokojną emeryturę czekać będą piłkarze, którzy powoli wypadają z obiegu, a dziś w tej kadrze naprawdę nie brakuje ciekawego materiału ludzkiego. Czerwiński, Fryc, Kopacz, Kupczak, Smuczyński. Wszyscy urodzeni już w latach 90. poprzedniego wieku. Albo wypożyczeni z klubów Ekstraklasy, albo z dużymi szansami, by niedługo się w niej pojawić.
3. – Wracaj do szkoły, hej, Tylak wracaj do szkoły – ta przyśpiewka powoli staje się ulubionym okrzykiem kibiców Widzewa. Choć nie chcemy się znęcać nad tym szkoleniowcem, ciężko ukryć, że scenariusz kreślony przez fanów nie jest pozbawiony sensu. Widzew na papierze nie wygląda aż tak tragicznie, jak na boisku. Tym razem zaliczył remis na własnym stadionie z Flotą Świnoujście. Jak tak dalej pójdzie, to Łódź – miasto, które prawie zawsze coś znaczyło w naszej piłce – nie będzie miała swojego przedstawiciela nie tylko w Ekstraklasie, ale i w pierwszej lidze. Smutne.
4. Jeśli zastanawiacie się, jakie zdarzenia obstawiać w pierwszej lidze, to nie potrzeba do tego długich analiz. Wystarczy szybki rzut oka na tabelę. Remis Dolcanu. Dziewięć spotkań, w których siedem razy dochodziło do podziału punktów (do tego dwa zwycięstwa). Tym samym „sieroty po Podolińskim” są – obok Niecieczy – jedyną drużyną w lidze, która jeszcze nie schodziła z boiska pokonana. Tym razem było blisko, ale Daniel Gołębiewski z Bytovii nie wykorzystał rzutu karnego.
Generalnie postronnym kibicom odradzamy wycieczki na mecze Dolcanu. Szanse na to, że zobaczycie w spotkaniach tej drużyny bramkę, nie są zbyt wielkie. Podopieczni Sasala: a) strzelili najmniej goli w I lidze (7), b) stracili ich również najmniej (4). Można i tak.
5. Ciekawe rzeczy dzieją się w Gdyni. Szef Arki, pan Pertkiewicz postawił ultimatum trenerowi Dźwigale: trzy punktu w meczu z Chojniczanką albo do widzenia. Trzech oczek nie ma (jest jedno), szkoleniowiec zdążył się już pożegnać z piłkarzami i mediami, ale ci pierwsi – solidarnie – apelowali o kolejną szansę dla człowieka w bejsbolówce. Nie udało im się wywalczyć jej na boisku, ale bardzo mocno starali się robić to w mediach (podajemy za serwisem ekstraklasa.net).
Michał Nalepa: – Trener już się z nami pożegnał, ale będziemy robić wszystko, żeby został, bo jak uważa cała drużyna, to nie jest całkowicie jego wina, stoimy za nim murem i powinien dostać o wiele więcej czasu niż daje mu zarząd.
Łukasz Kowalski: – Zawsze w swojej przygodzie z piłką – niezależnie od tego, czy grałem czy nie – starałem się być obiektywny w ocenach. Uważam, że największym frajerstwem, nas jako zawodników, byłoby doprowadzenie do zmiany trenera. Rzadko zdarza się sztab takich fachowców, a do tego normalnych ludzi.
Bartosz Ława: Stoimy murem za trenerem Dźwigałą i współpracownikami. Wiemy o ultimatum, że tylko zwycięstwo może ich uratować. Jednak okoliczności w jakich zremisowaliśmy ten mecz, nie pozwalają na to, by z czystym sumieniem zwolnić szkoleniowców.(…) Jutro mamy zajęcia na 9 rano, podejmiemy decyzję i kroki jako drużyna, pójdziemy do prezesa i zrobimy wszystko co w naszej mocy.
I co w takiej sytuacji zrobić ma prezes? Wsłuchać się w głos szatni czy pozostać nieugiętym? Niejeden szef zapewne by uległ, ale Pertkiewicz wybrał bramkę numer dwa. Dźwigała może pakować walizki. Nowy trener, którego poznamy w tym tygodniu, będzie musiał zmierzyć się z drużyną zakochaną w poprzednim trenerze. Znamy kilka bardziej komfortowych sytuacji.
6. Dźwigała miał tym samym mniej szczęścia niż chociażby Kazimierz Moskal, o którego zwolnieniu – mimo słabych wyników – nikt nie chciał w Katowicach w zeszłym sezonie nawet słyszeć. Można powiedzieć, że dziś to zaufanie procentuje. Zamiast gabinetu trenera przewietrzono trochę szatnię, pozbywając się piłkarzy, na których zaangażowanie (dokładniej jego brak) tak narzekali kibice. I co? Jest progres. Nikt nie wygłupiał się z hasłem „Ekstraklasa albo śmierć”, a drużyna po cichu umacnia swoją pozycję w górnych rejonach tabeli. Wczoraj, po ciekawym meczu, GieKSa pokonała Pogoń Siedlce.
7. Dosyć niespodziewanie na drugie miejsce w tabeli wskoczył Stomil Olsztyn. Kadra tego zespołu na kolana absolutnie nie rzuca – żadnego z tych piłkarzy nie rozpoznalibyśmy na ulicy. Tylko siedmiu z nich grało w Ekstraklasie (dla porównania: w Suwałkach jest takich dziesięciu – m.in. Sernas i Jarzębowski – a w Bytowie aż piętnastu), a najwięcej spotkań w niej ma niejaki Paweł Głowacki (37). Pamiętacie w ogóle takiego gościa? W dodatku nad całością czuwa „Jabłuszko”, jak mogłoby się wydawać – trener, który od dawna jest po drugiej stronie rzeki. Niby nie miało prawa to wszystko wypalić, a wypaliło.
Dziś Stomil wygrał na wyjeździe w Głogowie trzema bramkami. Gwoli ścisłości musimy dodać, że gościom bardzo mocno pomogli w tym sędziowie. Skandalicznie słabo gwizdał dziś Łukasz Bednarek.
8. Na dnie ligowej tabeli wylądował – po porażce z Wisłą Płock – GKS Tychy. Nie wiemy, czy sędzia był po prostu, kurwa, słaby, czy może tendencyjny, ale cóż – stało się. Kolejna przegrana. Trenerowi Cecherzowi poprawiły się warunki pracy, ale pogorszyły wyniki. Dziwna zależność. Co dalej? Znając życie, ultimatum.
9. Słowo to robi w pierwszej lidze zawrotną karierę. Nie tylko Dariusz Dźwigała otrzymał je od swoich przełożonych. Warunki postawiono również Jozefowi Kostelnikowi. Wygrana z Wigrami, albo bilet powrotny na Słowację. Trener Sandecji jeszcze trochę poczeka, by odwiedzić swoją ojczyznę. Jego zawodnicy wygrali z Wigrami 2-0. Tak czy inaczej, liczba pozbawionych pracy Słowaków w Nowym Sączu właściwie skoczyła. Zarząd postanowił zawiesić w obowiązkach dyrektora sportowego Jana Frohlicha, ale nie chce mówić o powodach.
Fot. FotoPyK