Jeśli Robert Skrzyński już po pierwszej połowie mówi, że od oglądania meczu bolą go zęby, a Krzysztof Przytuła po obejrzeniu jednej akcji dodaje, że „reszta jest milczeniem”, to znaczy że uciekło ci właśnie 45 minut życia. A jeśli w drugiej połowie co drugie zagranie w aut lub trybuny nazywane jest świetnym albo kapitalnym, to znaczy, że oglądasz ekstraklasę. W jej typowej, czystej postaci. Śląsk – Korona 1:0. Spotkanie – bo nie nazywajmy tego czegoś „meczem” – po prostu się odbyło. I niestety ktoś otrzymał za nie trzy punkty.
Tadeusz Pawłowski dopisuje sobie kolejne zwycięstwo, o stylu za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał, ale Śląsk zagrał dziś kompletną padakę. Nie chcemy ich jednak za to krytykować, bo kto wie – może wrocławscy piłkarze celowo zrobili sobie tydzień wolnego, wychodząc z założenia, że akurat na Koronę nie potrzeba żadnych sił. Na Koronę w zasadzie nie potrzeba dziś nic i gdyby z duetem Dejmek-Ouattara miałby się pojedynkować sam Pawłowski, to skończyłoby się pewnie do zera. Degrengolada kieleckiego zespołu postępuje z tygodnia na tydzień i na dziś wygląda to tak, że uratowanie tego składu żużlu od spadku będzie wyczynem niemal heroicznym. Ouattara-Marković-Petrow-Trytko. Sami oceńcie… Czy to ma prawo się udać? A, no i Janota, nad którym komentatorzy niemal się rozpływali, a który na udany mecz czeka mniej więcej od 2006 roku, kiedy jeszcze – ponoć całkiem słusznie – uchodził za talent.
Korona zagrała dziś takie dno, że w pewnym momencie postanowił jej pomóc Mariusz Pawełek – kolejna ofiara mistrzostw świata. Znany cyrkowiec tym razem nie popisał się jednak typowym dla siebie „pawełkiem”, ale zrobił klasycznego Neuera. Czyli – wychodzisz z bramki, wyczekujesz na napastnika, bawisz się w drybling i – tu kończy się klasyczny Neuer – tracisz piłkę. Przemysław Trytko znany jest jednak z tego, że dogodne sytuacje marnuje, więc wynik nie został wtedy otwarty. Otworzył go za to Flavio Paixao, który im dłużej przebywa we Wrocławiu, tym częściej sprawia wrażenie poważnego piłkarza. Dziś trafił do siatki w trzecim meczu z rzędu i po raz kolejny popisał się fenomenalnym wykończeniem. Cudowną asystę zapisujemy natomiast na konto Ostrowskiego i Ouattary. Ouattary, który przy każdej okazji udowadnia, że… poważny Ouattara jest tylko jeden i kiedyś grał w Legii.
Fot. FotoPyK