— Nikt nie wylądował w szpitalu pod respiratorem. Piłkarze to uprzywilejowana grupa społeczna, ktoś kaszlnie i od razu jest badany. Nawet teraz, kiedy wracają do aktywności, są badani – jeśli pojawią się wątpliwości, wykonany zostanie kolejny test. Niech to ich gladiatorstwo nie będzie tylko na tatuażach, niech Rambo wyjdzie z piłkarzy w życiu. Mają obok siebie grupę medyczną, która jest po to, by ich jak najlepiej zabezpieczyć, bo nikt nie chce podejmować najmniejszego ryzyka. Niech pokażą, że są piłkarzami i gladiatorami, a nie że są mocni tylko w dyskusji — mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” prezes PZPN Zbigniew Boniek.
RZECZPOSPOLITA
Dariusz Dziekanowski zarzuca ludziom odpowiedzialnym w Legii za transfery małą wyobraźnię w kwestii Michała Karbownika.
Podoba się panu serial „Sprzedajemy Karbownika”?
— Oglądam go ze zdumieniem. Świat futbolu stanął w miejscu, ligi nie grają, kluby myślą, jak ciąć koszty i utrzymać się na powierzchni, a my rozmawiamy o transferze zawodnika, który – z tego, co czytam – jest największą wartością Legii. Nie sprzedaje się piłkarza, gdy nikt nie może obejrzeć go na boisku. Dziwię się klubowi, że będąc prawie pewnym, iż Karbownik zadebiutuje w reprezentacji i ma przed sobą szansę gry w mistrzostwach Europy, nie czeka na rozwój wypadków. Sądzę, że to świadczy o małej wyobraźni osób, które chcą, jak najszybciej na nim zarobić.
Wierzy pan w zainteresowanie Barcelony i Realu czy raczej traktuje te informacje jak grę mającą na celu podbicie ceny?
— Ostatniej nocy śniło mi się, że pilotuję samolot. Obudziłem się i musiałem jechać swoim autem. Są ludzie, którzy czują się dobrze w science fiction.
GAZETA WYBORCZA
W dziale „Sport” w „GW” dziś o treningowym falstarcie naszej ligi.
W poniedziałek przebadanych zostało ok. 800 osób, a od wtorku piłkarze mieli zacząć treningi w maksymalnie 13-osobowych grupach. Rano kluby dostały jednak informację z Ekstraklasy SA, że zajęcia zostają odwołane do godz. 14. Powodu nie podano. Okazało się, że przyczyną są pozytywne wyniki testów na obecność koronawirusa. Oficjalnych danych nie przedstawiono, ale dowiedzieliśmy się, że chodzi o co najmniej kilkadziesiąt przypadków. – Liczba jest bliska trzycyfrowej – usłyszeliśmy w PZPN, kiedy jeszcze nie wszystkie rezultaty były znane.
Piast Gliwice i Śląsk Wrocław pochwaliły się, że wszystkie wyniki były ujemne, w Rakowie Częstochowa jeden był dodatni, ale nie był to zawodnik, lecz pracownik z obsługi. W pozostałych pozytywnych wyników było więcej. Podobno rekord to 26. Dowiedzieliśmy się, że na przykład w Cracovii 13 zawodników ma dodatni wynik, a w Lechu Poznań – ośmiu.
SUPER EXPRESS
Czy Wojciech Stawowy utrzyma ŁKS w rytmie rock’n’rolla?
Trener Stawowy to postać nietuzinkowa. To właśnie pracując w Cracovii, opowiedział nam o swoich muzycznych upodobaniach i fascynacji twórczością brytyjskiego muzyka Shakin’a Stevensa. Przyznał nam wtedy, że nie opuścił żadnego jego koncertu w naszym kraju. Nie mógł odżałować, że nie dane mu było zdobyć choćby autografu ulubionego piosenkarza. Zdradził, że zajmował miejsce zawsze jak najbliżej sceny. – Czasem, kiedy podniosłem ręce do góry, to już nie mogłem ich opuścić, taki był ścisk! W młodości nawet ubierałem się jak on, obowiązkowo w dżinsową kurtkę – opowiadał w „Super Expressie” przed laty obecny szkoleniowiec ŁKS.
Jeszcze o wczorajszych testach na przeciwciała COVID-19. Gdzie „wątpliwych” wyników jest najwięcej, a gdzie najmniej?
Dodatkowe badania muszą przejść między innymi osoby z obu krakowskich klubów: Cracovii i Wisły. Z tego co można usłyszeć, sporo „niepewnych” wyników jest zwłaszcza w Wiśle i Koronie.
Na drugim biegunie są takie kluby, jak: Górnik Zabrze, Piast Gliwice, Zagłębie Lubin, Śląsk Wrocław i Raków Częstochowa, które ogłosiły, że badane u nich osoby są zdrowe.
Oprócz tego na sportowych stronach „SE”:
– Borussia Dortmund chce kupić z Lecha Filipa Marchwińskiego;
– Robert Lewandowski z każdym miesiącem pandemii, gdy obniżone są jego zarobki w Bayernie, traci ponad milion złotych;
– Cristiano Ronaldo wrócił po dwóch miesiącach z Madery do Turynu.
SPORT
Szymon Matuszek był już w drodze na trening Górnika, gdy dowiedział się, że ten został odgórnie odwołany.
Jak wyglądał wczorajszy poranek, bo był chyba lekko szalony?
— Tak, w zasadzie byłem już w drodze na trening i dobrze, że będąc tylko dwa kilometry od domu włączyłem telefon i przeczytałem informację, że zajęcia jednak zostały przeniesione na godziny popołudniowe.
Okazało się, że i ten popołudniowy trening został odwołany…
— Tak, teraz widzę informację, że mam kolejny zestaw ćwiczeń do domu (rozmawialiśmy po godzinie 14.00 – przyp. aut.). W zasadzie to od pana dowiedziałem się, że nie trenujemy. Tak na marginesie, to wtorek jest dla nas specjalny, bo żona ma urodziny. Zjedliśmy wspólnie z rodziną obiad i akurat zastał mnie pan, jak z synami układam klocki lego. Nie siedzę ciągle na telefonie i nie śledzę co chwila, co się dzieje. A jak oceniam tę sytuację? Trzeba się dostosować… W Niemczech też w różnych zespołach wykryto dziesięć zarażonych osób.
Henryk Kasperczak przebywa obecnie we Francji. Mówi, jak tam obecnie wygląda życie i ocenia decyzję władz piłkarskich o zakończeniu sezonu.
Panie Henryku, chciałem zapytać przede wszystkim, czy u pana wszystko w porządku?
— Tak, u mnie tak. Jestem we Francji, gdzie sytuacja jest taka, że z domu praktycznie nie możemy wychodzić. Tylko w sprawach wyjątkowych, jak wizyta u lekarza, do apteki czy zrobienie zakupów, tylko wtedy możemy wyjść. W innych sytuacjach nie i trzeba zostać w domu. Jesteśmy zamknięci i tyle, trzeba się dostosować.
Jak we Francji ocenia się decyzję władz futbolowych o zakończeniu sezonu?
— Powiedziałbym, że jest to przyjęte w taki umiarkowany i normalny sposób w związku z tym co się dzieje, w związku z tą pandemią. Jest wiele osób, które umierają z powodu koronawirusa, jest wiele osób, które są zakażone. Pomalutku to się poprawia, ale to nie jest taki okres, kiedy można by otworzyć stadiony. Z drugiej strony można grać przy pustych trybunach, ale jaki to ma sens? Jeden taki mecz może się zdarzyć, że z powodu kibiców stadion jest zawieszony i fani nie mogą na niego wejść, ale w sytuacji pandemii, to logika podpowiada, po co grać, kiedy jest ciągłe zagrożenie, a kibiców nie ma na trybunach?
Co z finansami Piasta Gliwice? Klub jest w dużej mierze utrzymywany ze środków miejskich, a tych przez pandemię koronawirusa trochę ubyło.
Mamy maj i za chwilę powinny ważyć się losy dotacji na drugie półrocze. Wysłaliśmy więc pytania do prezydenta Gliwic Adama Neumanna, odnośnie ewentualnego wpływu epidemii na wysokość dotacji i projekt budowy bazy. — Piast od lat otrzymuje dotację od miasta w dwóch półrocznych transzach. Tak jest również w tym roku. Klub otrzymał 3 mln zł na początku roku, kolejna transza planowana jest w drugim półroczu. W tej chwili trudno wypowiadać się o długoterminowych planach. Skala ubytków w dochodach miasta nie jest znana. Wstępne szacunki zakładają, że niestety będzie bardzo dotkliwa — odpowiada Łukasz Oryszczak, rzecznik prezydenta Gliwic.
Liga serbska wraca. Rozgrywki zawiesiła tydzień później niż ekstraklasa, teraz ustalono, że sport ma zostać odwieszony najpóźniej do końca miesiąca.
W tym tygodniu prezydent zapowiedział „odmrożenie” sportu, do końca miesiąca mają być wznowione rozgrywki piłkarskie, w lidze pozostało 11. kolejek (4 rundy zasadniczej i 7 play offu). Nie podano żadnych szczegółów pozostawiając to w gestii FSS; dzisiaj ma zapaść decyzja po konsultacji z klubami.
— Postępując zgodnie z decyzjami rządu staraliśmy się działać jak najbardziej odpowiedzialnie, stawiając zdrowie na pierwszym miejscu, a potem wszystko inne – oświadczył Kokeza. — W obecnych okolicznościach realne jest wznowienie sezonu do końca maja. Wysłaliśmy do klubów Super i Prvej Ligi list, w którym zwracamy się o wyrażenie przez nie swoich opinii w tej sprawie. W szczególności – czy będzie to opcja z 11 czy czterema kolejkami do końca mistrzostw. Zdecyduje wola większości.
Dejan Lovren narzeka na to, jak jego ciało zmieniło się podczas izolacji.
Nie wszystkie kluby decydują się otwierać swoje ośrodki treningowe. Zamknięte jest centrum w Melwood należące do Liverpoolu. Piłkarze są odizolowani w domach i tam próbują trenować. Dejan Lovren, obrońca „The Reds”, przyznaje, że radzi sobie z tym coraz gorzej. — To nie jest łatwe. Przebywamy w zamknięciu już ponad 45 dni — powiedział na łamach „Sportske Novisti” wicemistrz świata z 2018 r. — Kwestie psychologiczne są najtrudniejsze. Robię, co mogę. W ogrodzie gram w piłkę z synem, ale to nie to samo, co treningi z kolegami. Wstaję rano i myślę, że muszę dać z siebie wszystko. Nie jest jednak łatwo. Gubię kilogramy, ale straciłem też jakiś procent masy mięśniowej w nogach — powiedział chorwacki obrońca i wyraził nadzieję, że uda się wypracować odpowiedni model powrotu do rozgrywek.
PRZEGLĄD SPORTOWY
O wznowieniu rozgrywek rozmawia z „Przeglądem Sportowym” Zbigniew Boniek. I mówi: „Jeśli nie wrócimy do gry pod koniec maja, to już nie wiem kiedy”.
— Jak nie zaczną grać pod koniec maja, to nie wiem kiedy. Czasem czytam w wywiadach, że zawodnicy mówią o sobie „prawdziwi mężczyźni”, „gladiatorzy” itd. No to mają okazję to udowodnić. Piłkarze, jako kategoria społeczna, nie są szczególnie zagrożeni wirusem. Słyszał pan, by jakiś futbolista miał wielki problem z powodu koronawirusa?
Chorowali, ale zdrowieli.
— Właśnie. Nikt nie wylądował w szpitalu pod respiratorem. Piłkarze to uprzywilejowana grupa społeczna, ktoś kaszlnie i od razu jest badany. Nawet teraz, kiedy wracają do aktywności, są badani – jeśli pojawią się wątpliwości, wykonany zostanie kolejny test. Niech to ich gladiatorstwo nie będzie tylko na tatuażach, niech Rambo wyjdzie z piłkarzy w życiu. Mają obok siebie grupę medyczną, która jest po to, by ich jak najlepiej zabezpieczyć, bo nikt nie chce podejmować najmniejszego ryzyka. Niech pokażą, że są piłkarzami i gladiatorami, a nie że są mocni tylko w dyskusji. Ale też jako prezes PZPN jestem pierwszy, by tam, gdzie nie ma stuprocentowej możliwości zabezpieczenia sportowców, nie można było grać w piłkę. Mówiąc wprost: nie ma podstaw, by wznawiać rozgrywki w niższych klasach rozgrywkowych, nawet gdyby kluby chciały grać. Decyzja zapadnie w następnym tygodniu. Rozumiem, że może i wszyscy by chcieli, ale skoro nie ma warunków, to bez sensu jest porywać się z motyką na słońce. Najciekawsze, że ci, którzy mają możliwość zabezpieczenia się, często płaczą, a ci, którzy ich nie mają, chcą grać. PZPN może podpowiedzieć rozwiązania wojewódzkim związkom, prowadzącym rozgrywki na swoim terenie. Na dziś tego problemu w ogóle nie ma, bo na niższym szczeblu nie przywrócono pozwolenia na granie w piłkę. To decyzja rządu.
Tylko trzy kluby „czyste” w testach przesiewowych na przeciwciała COVID-19.
Nieoficjalnie wiadomo, że tylko trzy kluby są absolutnie czyste. Według naszych informacji chodzi o Piasta Gliwice, Śląsk Wrocław i Zagłębie Lubin. W pozostałych przynajmniej jedna osoba została skierowana na badania genetyczne. Według naszych ustaleń jest klub, w którym na dodatkowe testy skierowano ponad 20 badanych. W innym takich przypadków jest kilkanaście. – Dlatego do razu trzeba było robić testy z wymazów. Te z krwi to zawracanie głowy – mówi nam osoba decyzyjna z jednego klubu, w którym było kilka wątpliwych wyników zarówno u piłkarzy, jak i pracowników.
W Rakowie Częstochowa czyści są za to wszyscy zawodnicy. Przeciwciała wskazujące, że osoba już przeszła koronawirusa, miał jeden z pracowników. – Osoba ta wcześniej chorowała lub miała kontakt z wirusem. W tej czeka na dodatkowe badania i zgodnie z odgórnymi zaleceniami przebywa w izolacji. Już dziś mogę powiedzieć, że w poprzednim tygodniu osoba ta przeszła badania wymazowe na obecność koronawirusa i dały one wynik negatywny – przyznał prezes beniaminka ekstraklasy Wojciech Cygan cytowany w komunikacie wydanym przez Raków.
Adam Marciniak wyjaśnia, jak to było z tym niedozwolonym treningiem, o którym pisaliśmy na łamach Weszło 1 maja.
– Wiem o tym i całe środowisko wie, że wiele klubów trenowało dużo wcześniej niż my. Odbyliśmy tę jedną jednostkę i zostaliśmy złapani. Myślę, że ten trening wynikał poniekąd z frustracji sztabu szkoleniowego, który wie, że inne zespoły trenują, a my jak zwykle zaczniemy ostatni i wyjdziemy na tym najgorzej. Oczywiście twardych dowodów nie mam, ale środowisko piłkarskie nie jest hermetyczne i wszyscy wiedzą, że te zajęcia odbywały się w większości klubów dużo wcześniej – tłumaczy obrońca gdynian Adam Marciniak.
Z opublikowanych zdjęć można było wywnioskować, że na treningu obecna była jedynie część zespołu. – Wszystkie boiska w Gdyni są miejskie, były zamknięte, więc trzeba było znaleźć miejsce gdzieś za miastem. Tak naprawdę na tych zajęciach była cała drużyna, bez pojedynczych zawodników. Byliśmy podzieleni na kilka grup, w każdej było 6–7 piłkarzy. W tamtej chwili trening był dużo przyjemniejszy, bo przez dwa miesiące biegamy tylko po lasach, więc to miła odmiana – wyjaśnia Marciniak.
Martin Sevela chce, by Zagłębie w kwestii budowania kadry wzorowało się na Juventusie.
Trener zaznacza, że w konstruowaniu szczególnie bloku obronnego podoba mu się sposób postępowania Juventusu Turyn czy kiedyś również AC Milanu, które w swoich szeregach mają graczy doświadczonych, przy których terminowali młodsi. – Nie chcę opowiadać, że Zagłębie będzie jak Juventus, ale uważam, że warto pod tym względem wzorować się na Juve – tłumaczy Ševela.
– Na danej pozycji, czy to w obronie, czy innej formacji, powinniśmy mieć doświadczonego, choćby już starszego zawodnika i na każdego z nich powinien naciskać młody, utalentowany chłopak. Będę to ciągle powtarzał: najważniejszym kryterium jest jakość. Jeśli tylko zobaczę, że młody zasługuje na grę, na pewno pojawi się na boisku. Tak postąpiłem jesienią w przypadku Bartosza Białka i tak zrobię w każdej podobnej sytuacji. Ważne, żeby ci młodzi mieli się od kogo uczyć i motywować do lepszej gry – podkreśla Słowak.
Oprócz tego:
– Płacheta, Łabojko, Kajzer i Gąska praktycznie dogadani co do obniżki wynagrodzeń w Śląsku;
– Martin Chudy ma pozostać w Górniku na kolejny sezon (jego kontrakt wygasa w czerwcu);
– Tomem Hateleyem interesuje się jeden z klubów MLS.
fot. FotoPyK