Przez moment wydawało nam się, że pewnym “skutkiem ubocznym” przymusowej przerwy w rozgrywkach Ekstraklasy będzie rzadsze biadolenie. Że piłkarze i trenerzy przez nagłą utratę możliwości wykonywania zawodu narzekać na swój los będą znaczniej mniej niż zazwyczaj. Że stęsknili się oni za graniem w takim samym stopniu jak kibice, więc na murawy z uśmiechem na ustach wróciliby nawet wtedy, gdyby trzeba było grać dwa mecze jeden po drugim i to przy pogodzie będącej koszmarem Piotra Ćwielonga. Że na dawne niedogodności dziś już nikt nie spojrzy jak na przeszkody. Że… No dobra, chyba już wiecie, co mamy na myśli, przejdźmy dalej. Dlaczego tak sądziliśmy tylko przez moment? Ano dlatego, że niestety na zmianę podejścia się nie zanosi. Kwestia powrotu na boiska wciąż jest w powijakach, ale takiemu Dariuszowi Żurawiowi na przykład już coś nie pasi. I nawet jeśli możemy uznać, że ma on prawo do wątpliwości, to sęk w tym, że kompletnie nie wiadomo, na czym się one opierają.
Dobra, do rzeczy. Szkoleniowiec Lecha Poznań udzielił dziś dwóch wywiadów. Albo jednego, który został inaczej spisany przez dziennikarzy różnych mediów, ale mniejsza o techniczne szczegóły – przekaz idzie w świat z dwóch stron. Najpierw rzućcie okiem na Gazetę Wyborczą.
Pan się cieszy, że najpierw jest Puchar Polski ze Stalą Mielec?
– Szczerze mówiąc, tak, przy czym słyszałem, że ten mecz ma się odbyć w środę, a kolejny, z Legią – w sobotę. Trochę tego nie rozumiem, nie wiem, dlaczego nie moglibyśmy zagrać w Mielcu we wtorek. Ten jeden dzień więcej miałby znaczenie. Droga do Mielca jest daleka, zapewne nie będziemy mogli polecieć samolotem. Legia też wtedy gra, ale ma zdecydowanie bliżej do Legnicy na mecz z Miedzią.
Pan ciągle rozumuje starymi kategoriami: regeneracja, odpoczynek. Chyba musimy o tym zapomnieć.
– Niby tak, ale po tak długiej przerwie w rozgrywkach ten jeden dzień więcej na początek przydałby się jednak. W Mielcu zagramy w środę wieczorem, wrócimy autokarem w nocy. W czwartek piłkarze odpoczną, w piątek rozruch i w sobotę mecz Legią. To naprawdę nie będzie łatwe, ale OK. Podołamy.
A teraz na Głos Wielkopolski.
Rozpoczniecie granie trzy dni przed startem ligi od meczu ze Stalą Mielec w ramach Totolotek Pucharu Polski. W tej sytuacji to chyba dobre rozwiązanie, tym bardziej że podobnie ma Legia Warszawa, czyli wasz pierwszy rywal po odwieszeniu rozgrywek.
– Tak, jesteśmy na tym samym poziomie co Legia. Jesteśmy w trochę gorszej sytuacji, bo pucharowe spotkanie gramy bardzo daleko. Przy obecnej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa najprawdopodobniej nie będzie możliwości podróżowania samolotami i zapewne podróż do Mielca będzie dłuższa. Mimo wszystko jestem dobrej myśli i damy sobie radę.
No niby wszystko okej, ale… nie do końca.
Na podstawową sprawę zwrócił uwagę na Twiiterze Piotr Kamieniecki z TVP Sport. Trasa Poznań – Mielec to, w najlepszym wariancie, 462 kilometry. Trasa Warszawa – Legnica z kolei to… 430 kilometrów. Nawet jeśli rywale ze stolicy mają trochę (choć trener Lecha twierdzi, że “zdecydowanie”!) bliżej, nawet jeśli będą poruszać się po trochę lepszej drodze, to robienie z tego tytułu jakiejś przewagi już na tym etapie wydaje nam się komiczne i niepoważne.
Ale skoro to trener Lecha i po prostu wypada traktować go w pełni poważnie, to zastanówmy się nad jeszcze jedną sprawą. Jakim cudem do cholery Żurawiowi wyszło, że Lech jest w gorszej sytuacji niż Legia, skoro ekipa z Poznania w ostatnim tygodniu maja musi swoim autokarem pojechać do Mielca i z niego wrócić, by w sobotę wieczorem zagrać przy Bułgarskiej z Legią, a rywal z Warszawy w tym samym czasie zobowiązany jest pojechać do Legnicy, najpewniej wrócić z niej i jeszcze udać się do stolicy Wielkopolski?
Czy tak naprawdę nie jest dokładnie odwrotnie, niż twierdzi Dariusz Żuraw? Czy Legia przypadkiem nie zrobi – tylko przed meczem, więc nie licząc powrotu – jakichś 300 kilometrów więcej? Czy – no, tak na logikę – lepiej mieć w terminarzu mecz na wyjeździe i u siebie, czy dwa spotkania poza swoim stadionem? Czy to przypadkiem Aleksandar Vuković nie mógłby wyjść do dziennikarzy i mówić, że Lech jest w korzystniejszej sytuacji?
Podobne pytania możemy mnożyć, ale to bez sensu, bo chyba wszyscy znają odpowiedź. Podsumowując, mówimy o dwóch grzechach – raz, że takie teksty w obecnej sytuacji są trochę nie na miejscu, a dwa, że Dariusz Żuraw palnął głupotę.
I jeszcze te puenty.
To naprawdę nie będzie łatwe, ale OK. Podołamy.
Mimo wszystko jestem dobrej myśli i damy sobie radę.
Heros. Po prostu bohater. Gdy już się publicznie wyżalił, niestraszne jest mu ani to, że po blisko trzech miesiącach przerwy rozgrywki wracają w środę, choć mogłyby przecież we wtorek, ani to, że trzeba wsadzić tyłek w autokar i odwiedzić Podkarpacie. Dobrze, że drużyna Lecha na boisku potrafi pokazać charakter, choć raczej nie zaraża jej nim sam szkoleniowiec.
Fot. FotoPyK