W holenderskiej piłce wrze po piątkowych decyzjach federacji dotyczących rozstrzygnięć za przedwcześnie zakończony sezon, a można zakładać, że to dopiero początek. Najgoręcej dopiero będzie. Cała Europa przygląda się sprawie z dużą uwagą, ponieważ być może w odniesieniu do wydarzeń w Holandii władze innych lig również wkrótce będą musiały podjąć niepopularne decyzje.
Przypomnijmy: we wtorek holenderski rząd z powodu koronawirusa zakazał na terenie kraju wszystkich większych imprez, łącznie z meczami piłkarskimi przy pustych trybunach. Oznaczało to, że sezon w Eredivisie i na jej zapleczu nie zostanie dokończony. Pozostało ustalenie, jak uznać to, co miało miejsce po dwudziestu pięciu kolejkach. W piątek zapadła decyzja i wzbudziła ona olbrzymie kontrowersje. To, że nie wyłoniono mistrza było najmniejszą z nich. Rozdzielenie biletów do europejskich pucharów według miejsc w tabeli również można było zrozumieć, zwłaszcza że dostosowano się do wytycznych UEFA. Gorzej, że szósty w tabeli Utrecht obszedł się pucharowym smakiem, mimo że miał mecz mniej niż piąte Willem II, do którego tracił trzy punkty i anulowano mu finał Pucharu Holandii, w którym czekało go starcie z Feyenoordem. Najwięcej dyskusji wzbudziły jednak kwestie spadków i awansów. KNVB uznało, że ich nie będzie. W efekcie będące w strefie spadkowej ADO Den Haag i RKC Waalwijk się utrzymały, a zajmujące pierwsze dwa miejsca w drugiej lidze Cambuur i De Graafschap nie weszły do elity.
Nic dziwnego, że dwa ostatnie kluby się wściekły, bo w ich przypadku nie zastosowano tych samych kryteriów co przy obsadzaniu uczestników Ligi Mistrzów i Ligi Europy. KNVB tłumaczyło, że zalecenia UEFA dotyczyły jedynie tych przypadków, a nie tego, kto ma spaść czy awansować. Pomieszanie z poplątaniem. O reakcji dyrektora Cambuur pisaliśmy poprzednim razem. Warto jeszcze wspomnieć o trenerze Henku de Jongu, który stwierdził nawet, że ta decyzja to “największy wstyd w historii holenderskiego sportu”.
Cambuur od razu zapowiedziało, że tak tego nie zostawi i pójdzie do sądu. Lokalne media w sobotę donosiły, że do klubu zgłosiło się już dwanaście kancelarii prawnych gotowych pomóc w batalii przeciwko związkowi. Kibice z kolei prowadzą zbiórkę pieniędzy na ten cel. Na takiej wojnie nigdy nie będzie ich za dużo, zwłaszcza że szefowie klubu już mówią, że przy takim obrocie wydarzeń spięcie budżetu na przyszły sezon staje się olbrzymim problemem. Brak awansu to natychmiastowa utrata 1,5 mln euro, a to dopiero początek. – Zimą zainwestowaliśmy w skład już pod kątem gry w elicie. Ponadto przedłużyliśmy niektóre kontrakty. Tego lata chcieliśmy sprzedać pierwsze skyboxy na nowym stadionie. Wejście do Eredivisie na pewno by to napędziło. Jako że sami finansujemy dużą część budowy, te pieniądze byłyby bardzo mile widziane. Do tego dochodzą wartości rynkowe naszych piłkarzy. Zawodnik z Eredivisie jest zwyczajnie znacznie więcej wart niż jako zawodnik Eerste Divisie. To wszystko dla nas potężne ciosy finansowe. Czy boję się o przetrwanie klubu? Tak – wylicza dyrektor finansowy Cambuur, Gerald van den Belt.
Niewykluczone, że ramię w ramię z ekipą z Leeuwarden do walki stanie De Graafschap. Szybko zrobili to kibice obu drużyn. Stworzyli oni wspólną petycję, którą podpisało już ponad 15 tysięcy osób. Do tematu wmieszali się politycy. Burmistrz Doetinchem, w którym siedzibę ma De Graafschap, wzywa kluby do zjednoczenia się przeciwko KNVB i zwołania walnego zgromadzenia klubów zawodowych. Wówczas mogłyby one wziąć sprawy w swoje ręce, między innymi w kwestii awansów i spadków. – Jeśli ponad połowa klubów na walnym zgromadzeniu uzna, że ta decyzja była błędna, będzie można ją cofnąć lub zmienić regulamin – argumentuje Mark Boumans.
Dodajmy, że według symulacji agencji danych Hypercube, Cambuur już na 99,5 procent miało pewny awans, podczas gdy szanse na utrzymanie zamykającego stawkę w Eredivisie RKC Waalwijk wynosiły zaledwie 0,15 procent. W praktyce wszystko zostało już przesądzone, a przecież jednym z głównych argumentów KNVB jest to, że było jeszcze za wcześnie, żeby normalnie przyznać awanse i spadki.
Oczywiście ci, którzy skorzystali patrzą zupełnie inaczej. – Naprawdę nie rozumiem, że niektórzy uważają to rozwiązanie za niesprawiedliwe. Liga trwała, do rozegrania zostało osiem meczów, to aż 24 punkty. Za chwilę gralibyśmy z szesnastą Fortuną. W razie zwycięstwa, strata do niej zmalałaby do czterech punktów – mówi Mohammad Hamdi, dyrektor generalny przedostatniego Den Haag. Co ciekawe, angielskie media podały, iż prowadzący ADO Alan Pardew otrzyma 100 tys. funtów premii za utrzymanie zespołu, mimo że sportowo zajmował z nim miejsce pod kreską. Den Haag zaprzeczyło, natomiast Pardew stwierdził jasno: – To prawda, że mam prawo do bonusu, gdyby klub się utrzymał. Jest on teraz bezpieczny, ale z innego powodu. Formalnie nadal mógłbym się domagać dodatkowych pieniędzy, ale chyba nie sądzicie, że zamierzam to zrobić w takich okolicznościach? Już same podejrzenia mnie ranią. Jeżeli jednak klub wypłaci mi tę premię, oddam mu całą kwotę, żeby przeznaczył ją na coś dobrego, na przykład na opiekę zdrowotną w Hadze.
Kontrowersje w temacie awansów i spadków są tym większe, że podczas wcześniejszego głosowania klubów z dwóch najwyższych szczebli (łącznie 34), ci wstrzymujący się od głosu sądzili, że ich wybory zostaną potraktowane jako neutralne. KNVB tymczasem przedstawiało narrację, według której głosy wstrzymujące są de facto brakiem poparcia dla sportowego rozwiązania tej kwestii, a więc można je połączyć razem z tymi, którzy wprost opowiadali się przeciwko. Przy takim rozumowaniu wyszło, że przy szesnastu głosach “za” mamy 18 przeciwko lub niepopierających drugiego wariantu. Kluby wcześniej nie wiedziały również, że aby zatwierdzić wersję pomyślną dla Cambuur i De Graafschap, stosunek głosów musiałby wynosić aż 80 do 20. Na łamach ad.nl sugeruje się wręcz, że federacja tak naprawdę decyzję podjęła już w czwartek wieczorem, a głosowanie miało jedynie przerzucić znaczną część odpowiedzialności na kluby, co będzie ważne przy spodziewanych procesach. Podważenie prawidłowego przebiegu procedur to jedyna szansa dla poszkodowanych na ugranie czegoś w holenderskich sądach, które kwestii czysto sportowych raczej nie wezmą pod uwagę.
PSV, które z czwartym miejscem dla siebie nie zamierza dyskutować, ma duże wątpliwości, czy wszystko było w porządku. – Jeżeli widzisz, że większość klubów głosowała na plan A i mimo to kontynuujesz plan B, masz się z czego tłumaczyć. To trochę tak, jakbyś zapytał rodzinę o miejsce wyjazdu na wakacje, usłyszał, że chce ona jechać do Francji, a ty spakowałbyś rzeczy i pojechał zupełnie gdzie indziej – komentuje dyrektor generalny ekipy z Eindhoven, Toon Gerbrands.
Jak czytamy na portalu vi.nl, szefowie De Graafschap chcą uzyskać pełny wgląd do protokołu z tego głosowania. – Przejrzystość to świetna rzecz. W KNVB zawsze tak mówią. Jest zbyt wiele pytań, aby tak to zostawić. Cały proces musi zostać zbadany. Pytanie, czy wszystko było wystarczająco jasne, również dla samego związku. Szczegółowa rekonstrukcja wydarzeń pomogłaby ustalić prawdę – mówi dyrektor klubu z Fryzji Hans Martijn Ostendorp.
Na drogę sądową zamierza także wystąpić Utrecht. Są tam przekonani, że mogliby wygrać zaległy mecz z Ajaxem. Wówczas przy takiej samej liczbie punktów wyprzedziliby piąte obecnie Willem II lepszym bilansem bramkowym, do tego na ich korzyść przemawiałaby mecze bezpośrednie. Utrecht chyba jeszcze bardziej boli odwołanie finału krajowego pucharu. W klubie mówią, że byli gotowi rozegrać to spotkanie również we wrześniu, byleby mieli szansę na boisku powalczyć o trofeum i w razie powodzenia dostać się do Ligi Europy. KNVB nawet nie rozważyło tego wariantu.
Pisaliśmy, że brak mistrzostwa dla Ajaxu wzbudza najmniej kontrowersji, co nie znaczy, że żadnych. Dusan Tadić na przykład uważa, że on i koledzy zostali skrzywdzeni takim postawieniem sprawy. – Nawet w takich okolicznościach trzeba wyłonić mistrza. To dobrze, że ligę wstrzymano, ale numer jeden to numer jeden. Zasady od początku były jasne: najpierw liczy się bilans bramek, potem bezpośrednie mecze. Gdyby było na odwrót, to AZ Alkmaar zasłużenie sięgnąłby po tytuł. To mistrzostwo po prostu nam zabrano – mówił reprezentant Serbii. – Przez 23 na 25 kolejek prowadziliśmy w tabeli. Jesteśmy liderem, gdy rozegrano 76 procent meczów. Takie są fakty. Uznano, że nie jesteśmy mistrzami, ale rozumiem to – bardziej dyplomatycznie stwierdził trener Erik ten Hag.
AZ Alkmaar zaraz po ogłoszeniu rozstrzygnięć ogłosił, że nie zgadza się ze sposobem podziału miejsc w pucharach. W klubie czują się oszukani, uważając, że skoro z Ajaxem dwukrotnie wygrali, to w takiej sytuacji powinni być wyżej. Szanse na wskóranie czegoś w tej sprawie wydają się jednak znikome.
Tymczasem KNVB zwraca się do holenderskiego rządu z prośbą o wsparcie finansowe. Zdaniem dyrektora federacji Erika Gudde, bez takiej pomocy przetrwanie całej branży może być niewykonalne, a to przecież ze względu na państwowe obostrzenia nie ma już szans na dokończenie sezonu. Federacja straty związane tylko z tym niedogranym sezonem w dwóch najwyższych ligach szacuje teraz na 96 mln euro. Zakładając, że do końca roku kibice nie wrócą na stadiony, większość klubów straci najważniejsze źródło dochodów. Jak już pisaliśmy, w Holandii dzień meczowy jest kluczowy, przychody z tytułu praw telewizyjnych są mniej istotne. Do tego dochodzi odejście sponsorów i reklamodawców oraz mniejsze zyski z transferów. Szacuje się, że całościowo do końca roku holenderskie kluby mogą być nawet 400 mln euro na minusie.
KNVB już wcześniej zaapelowało do pucharowiczów, żeby podzielili się wpływami z Ligi Mistrzów i Ligi Europy z resztą klubów. Pomysł ten wyszedł od AZ Alkmaar. Ajax jest na “nie”, bo zakładając, że znajdzie się w fazie grupowej LM, może zapłacić więcej niż AZ, PSV, Feyenoord i Willem II razem wzięte. Klub z Amsterdamu przedstawił alternatywę: zdeponowanie jednorazowej kwoty w funduszu ratunkowym, ale nie uzyskał odpowiedzi.
Co dalej? Poza boiskiem jeszcze długo będzie toczyć się batalia o to, czyje wyjdzie na wierzch, a tymczasem według najnowszych planów zawodnicy od 11 mają rozpoczynają treningi w małych grupach. Nowy sezon ma wystartować w połowie września i być rozgrywany bez tradycyjnej przerwy zimowej.
Fot. Newspix