Jeśli władze państwowe dadzą zielone światło, Bundesliga ruszy w maju. Tak jak i u nas – dopracowywane są właśnie procedury, drużyny szykują formę, przed bankructwem uchroni się sporo klubów. Mówi się o tym, że wznawiając rozgrywki, niemiecka piłka uratuje 750 milionów euro.
Czy kibice skaczą pod sufit, że się uda? No… nie wszyscy.
W ostatnich dniach sygnał do protestów dali kibice Bayernu Monachium. W okolicy stadionu i ośrodka treningowego pojawiło się kilka transparentów. Puentą każdego z nich jest wymowne hasło – „nein zu Geisterspielen” (nie dla meczów duchów). Mecz duchów – to całkiem zgrabne określenie na spotkanie, w którym trybuny są puste.
„Koniec dyktatury pieniądza! Nie dla meczów duchów!”
„Testy dla grup ryzyka zamiast milionowych lalek! Nie dla meczów duchów!”
„Waszej chciwości nie zatrzyma nawet pandemia! Nie dla meczów duchów!”
“Eure Raffgier macht nicht mal vor einer Pandemie halt! Nein zu Geisterspielen.” Die Südkurve München heute mit klaren Botschaften in der Stadt zu Geisterspielen & einer Rückkehr der Bundesliga. @clubnr12 #dfl @Bundesliga_DE @sportschau #coronavirus pic.twitter.com/pvahXWoi5o
— Benjamin Best (@bpbest) April 23, 2020
Zarysujmy szerszy kontekst całej sytuacji – chyba w żadnym innym kraju hasło „piłka nożna dla kibiców” nie ma tak dużego znaczenia, jak właśnie za zachodnią granicą. Bundesliga od lat generuje ogromny procent zapełnienia stadionów – żeby dostać karnet na przykładową Borussię Dortmund, trzeba poczekać w kolejce kilkanaście lat. Dzień meczowy to święto, które rozpoczyna się długo przed meczem i nie kończy się po ostatnim gwizdku arbitra. To w Niemczech funkcjonuje zasada 50+1, która zakłada, że większość udziałów w klubie – poza nielicznymi wyjątkami jak Bayer Leverkusen czy VfL Wolfsburg – ma leżeć w rękach kibiców. Wiele mówi fakt, że do tej pory trybuny protestują przeciwko RB Lipsk czy Hoffenheim, czyli klubom funkcjonującym dzięki środkom bogatego inwestora, a nie naturalnym, oddolnym ruchom.
Podczas gdy niemieckie kluby są po uszy zanurzone w biznesie piłkarskim, trybuny tkwią mentalnie gdzieś w latach osiemdziesiątych. I nie piszemy tego z żadnym wyrzutem – to romantyczne wartości, szlachetne, za którymi trudno nie tęsknić. Choć kluby już od dekad są „modern football”, wielu kibiców wciąż wybiera bycie „against”.
Fanatycy Bayernu uważają – skoro piłka nożna jest dla kibiców, a kibice na stadion wejść nie mogą, to po co grać?
Na stronie fanklubu „Club Nr. 12” pojawiło się długie oświadczenie, w którym kibice ustosunkowują się do pomysłu grania przy pustych trybunach. Czytamy w nim, że…
– piłka nożna żyje z emocji, a te przed telewizorami nie są możliwe,
– nawet sędzia Deniz Aytekin po meczu duchów Borussia Moenchengladbach – FC Koeln powiedział, że to nie ma nic wspólnego z futbolem,
– nawet jeśli Niemcy mają wystarczająco dużo testów, przeznaczanie ich na piłkarzy jest niemoralne, bo o takich kwestiach nie powinny decydować lobbing i pieniądze,
– kluby piłkarskie mają więcej przywilejów niż pracownicy szpitali czy domów opieki,
– głosy o bankructwie są przesadzone, klubom chodzi głównie o zachowanie obecnych wynagrodzeń,
– w innych ligach cięcia zarobków są znacznie szersze niż w Bundeslidze,
– zawodowa piłka generuje 56 tysięcy miejsc pracy, natomiast 34,5 tysiąca z nich pracuje przy niej tylko pośrednio (np. catering, ochroniarze, personel obsługujący dzień meczowy), a mecze duchów nie sprawiają, że ich egzystencja zostanie uratowana,
– granie meczów to igranie z ludzkim zdrowiem.
Generalnie, przekaz jest jasny – kibice po kolei punktują ideę rozgrywania meczów w obecnej sytuacji podając rzeczowe argumenty, samemu uważając, że jeśli mecze mają się odbywać bez kibiców, to lepiej, by się nie odbywały wcale.
Portal „SPORT1” idzie dalej i zastanawia się – czy to początek fali protestów, która może doprowadzić nawet do zablokowania Bundesligi? Czy gdy już mecze ruszą, kibice zaczną szturmować stadiony? Czy posuną się do takiej rozpierduchy, że władze uznają, iż lepiej jednak przerwać rozgrywki? Pamiętajmy, że nie chodzi nawet o żadne akty wandalizmu – w obecnej sytuacji wystarczy, że po prostu… przyjdą.
– Potrafię sobie wyobrazić, że poszczególne grupy kibicowskie znajdą kreatywne formy protestów – mówi Thomas Kessen z grupy „Unsere Kurve“, która zrzesza niemieckich kibiców. Jednocześnie nie widzi możliwości, by fani posunęli się aż do tak szeroko zakrojonego bojkotu: – Tego juz sobie nie wyobrażam. Kibice są zbyt zaniepokojeni kwestiami politycznymi. Zresztą grupy kibicowskie jako pierwsze oferowały pomoc sąsiedzką i tym podobne, nawoływały na plakatach do ogólnej solidarności.
„Unsere Kurve” także wydało oświadczenie, w którym nawołuje, że piłka nożna od lat trawiona jest chorobą komercjalizacji i dyktaturą pieniądza, a wznowienie rozgrywek to nie wyleczenie klubów, lecz tylko zatrzymanie symptomów tej choroby.
Pewne zagrożenie dostrzega też Christian Seifert, szef DFL: – Przyjmuję do wiadomości, że kilka grup kibicowskich wyraża zdanie, że mecze bez kibiców nie powinny się odbywać, ale to oznacza zatrzymanie całej Bundesligi na kolejne miesiące – ze wszystkimi konsekwencjami, jakie to niesie – czytamy na „SPORT1”.
Dirk Kramer, rzecznik projektu kibicowskiego z Moenchengladbach, też jednoznacznie stoi przy swoim: – Klasyczny bywalec stadionów, do których się zaliczam, kategorycznie odrzuca mecze duchów. Taka jest nasza natura. Ale istnieje duża część zwolenników tego pomysłu, którzy tymczasowo zgodziliby się na takie zgniłe jabłko. Uważają, że jeśli nie ma innego rozwiązania, obecny sezon powinien zostać dokończony zgodnie z wytycznymi.
Na razie nikt nie mówi wprost, że ryzyko jest realne, ale wiele mówi sam fakt, że w ogóle podejmowany jest taki temat. Czy kibice dojdą do wniosku, że trzeba bojkotować, albo raczej torpedować rozgrywki? Oby nie, natomiast wysoce prawdopodobne jest, że za chwilę zaczną uaktywniać się kolejne grupy, którym daleko będzie do wyrażenia poparcia dla spotkań rozgrywanych przy pustych trybunach.
Pomysł wznowienia rozgrywek poparły wszystkie kluby pierwszej i drugiej Bundesligi, a sam Bayern zapowiedział dziś słowami Hasana Salihamidzicia, że celuje latem w sprowadzenie do klubu międzynarodowej gwiazdy. Wizje rządzących klubami mocno rozmijają się z ideami tradycjonalistów.
Fot. newspix.pl
źródło wypowiedzi: sport1.de