Myśleliśmy, że niektóre punkty w planie powrotu polskiej Ekstraklasy wydają się lekko absurdalne. Uśmiechaliśmy się pod nosem, gdy widzieliśmy, że sędziowie mają biegać po boiskach w maseczkach, a w trakcie meczów mają być dwie przerwy na dezynfekcje. I na to wjechali Rumuni ze swoim planem dokończenia sezonu. Klasyczne “ja nie wymyślę durniejszego pomysłu? Potrzymaj mi rękawiczki i przyłbicę”.
Jakiś czas temu jeden z użytkowników Reddita zaproponował, by wysłać wszystkie drużyny Premier League na dwa lotniskowce, które ma w swojej flocie marynarka Wielkiej Brytanii. I tan sposób dokończyć rozgrywki – gdzieś na środku morza. Widocznie władze rumuńskiej federacji też mają dostęp do Reddita, bo w rozmowach z klubami właśnie padł pomysł dokończenia rozgrywek w Turcji. I nie jest to pomysł rzucony totalnie z czapy na zasadzie “hej, a może Turcja?”. To konkretny plan, który ma zostać wdrożony w tamtejszej lidze.
Nic nie jest jeszcze klepnięte, ale “Gazeta Sporturilor” (taki tamtejszy “Przegląd Sportowy”) dotarł do szczegółów tego planu. A ten wygląda tak – za dwa lub trzy tygodnie drużyny mają wylecieć do Antalyi lotami czarterowymi. Tam rozpoczną okres przygotowawczy i na początku czerwca rozpocznie się dogrywanie (osiem kolejek). Piłkarze będą zakwaterowani w hotelach i to wyłącznie w pokojach jednoosobowych, cała kampania ma potrwać dwa miesiące.
Teraz szybka kalkulacja – w lidze rumuńskiej jest czternaście drużyn, każda niech ma po 25 zawodników w kadrze, do tego dołóżmy osiem osób ze sztabu trenerskiego, fizjoterapeutów, lekarzy i tak dalej. 33 pokoje, 60 dni, 50 euro za pokój na dzień, 14 drużyn – razem niecałe 1 400 000 euro. Za samo zakwaterowanie. Do tego dorzućmy czartery i wynajęcie boisk treningowych – spokojnie dobijamy do dwóch milionów euro. W ogóle nie dodajemy tutaj kosztów przeprowadzenia testów na koronawirusa.
Dobra, ale w czym problem? Może dla niektórych ma to sens. Natomiast przypominamy – mówimy o Antalyi i mówimy o czerwcu oraz lipcu. Popatrzyliśmy sobie w historyczną średnią temperatur w tym okresie w i w tej części Turcji – cóż, trudno znaleźć dni, w których temperatura schodzi poniżej 30 stopni Celsjusza. Życzymy powodzenia w budowaniu formy czy graniu w takich upałach. Dodatkowym kłopotem są też stadiony. W Antalyi jest mnóstwo hoteli, większość z oczywistych względów będzie teraz świecić pustkami, nie powinno być też problemu z bazą treningową, bo na ogół przy każdym obiekcie hotelowym jest jakieś boisko. Ale stadionów z prawdziwego zdarzenia jest tak tyle, co kto napłakał. “Gazeta Sporturilor” przypomina, że przecież te mecze trzeba byłoby pokazać w telewizji, a trudno pokazać w jakichś cywilizowanych warunkach mecz rozgrywany na pobliskim orliku.
Ciekawy wątek w tej całej sprawie tyczy się organizatora tej całej eskapady. Otóż miałby nim być Cristian Voicu, który w 2018 kręcił wałki na zgrupowaniach rumuńskiej kadry. Gdzie? Nie zgadniecie – w Antalyi. Federacja miała się sądzić z Voicu w sprawie dziwnych faktur, które ten wystawiał na tamte zgrupowania. Ale widocznie topór wojenny został zakopany, skoro teraz chcą powierzyć mu projekt warty spokojnie ponad dwa miliony euro.
Okej, ale odstawmy wątki szemrane na bok i zastanówmy się – dlaczego Rumunom tak bardzo zależy, żeby w jakikolwiek sposób dograć ligę? Odpowiedź jest jasna – pieniądze. Stacja transmitująca mecze tamtejszej ekstraklasy musi zapłacić klubom już tylko dwa miliony euro w ostatniej transzy, więc ta kwota pokryłaby mniej więcej straty wynikające na zakwaterowanie, przelot i inne koszty. Problem tyczy się jednak transz poprzednich – telewizja zapłaciła bowiem już z góry za mecze, które de facto nie zostały jeszcze rozegrane. Media piszą zatem, że telewizja mogłaby walnąć pięścią w stół i domagać się zwrotu tej kasy. A to spowodowałoby totalny kryzys w płynności finansowej wielu klubów. Rumuńskim ekipom paluchem grożą też sponsorzy, którzy powiadomili już przedstawicieli klubów, że jeśli liga nie zostanie dokończona, to żadnych pieniędzy już nie przeleją, bo ekspozycja ich firm w okresie niegrania jest żadna.
Aha, o drugiej lidze rumuńskiej w planie nie ma ani słowa. Nie stać ich na wylot do Turcji, być może pograją na miejscu. Spokojnie, to trzeba usiąść, na spokojnie…
W takich momentach żałujemy, że nie jesteśmy medium rumuńskim, nie jesteśmy zarejestrowani na domenie “weszlo.ro” i że nie możemy wsiąknąć w te cyrki na całego. Niemniej chcielibyśmy pogratulować federacji prawdopodobnie najdurniejszego pomysłu na dokończenie rozgrywek. Czekamy już tylko na to, aż któraś liga wymyśli kończenie sezonu w pici-polo na pokładzie samolotu.