Lechia – Zagłębie Lubin, 29 maja 2011 roku. 1:2. Przekreślone szanse na awans do europejskich pucharów po całkiem fajnym sezonie w wykonaniu ekipy Tomasza Kafarskiego. To, jeśli chodzi o sport, ale druga rzecz, dla wielu być może jeszcze ważniejsza, była taka, że tym samym Lechia pożegnała się z obiektem przy ulicy Traugutta. Przeniosła się na nowy stadion wybudowany z okazji Euro 2012, zostawiając za sobą kawał historii. Mecz z Juventusem, marsz od A-klasy w górę i tak dalej. Niemy świadek wielu wydarzeń. Teraz, przy okazji pandemii, pojawiło się pytanie, czy Lechia mogłaby tam wrócić? Odpowiedź stety czy niestety jest przecząca.
A wydawałoby się to logiczne, prawda? Po co jeździć na ponad czterdziestotysięczny moloch, który i tak będzie straszył pustymi krzesełkami. Kibice na niego nie wejdą, a wynajmować puste krzesełka, tym bardziej będąc w takiej sytuacji finansowej… Absurd, kiedy pod nosem stoi obiekt na Traugutta. Archaiczny, prawda, ale znów: nie ma to w bieżącej sytuacji większego znaczenia. Chyba że kogoś rażą puste trybuny na starym stadionie, a nie rażą na nowym.
No ale tyle chłopskiego rozumowania. Rzeczywistość jest zupełnie inna.
Lechia napotkała dwa problemy. Po pierwsze, organizacyjny. Mówi Arkadiusz Bruliński, rzecznik klubu:
– Sprawdzaliśmy taką opcję, ale dzisiaj nie ma takiej możliwości technicznej. Nie jesteśmy w stanie dobrze zabezpieczyć tego obiektu. To się może wydawać kuriozalne, bo przy obecnym założeniu, że gramy bez publiczności, nasuwa się pytanie: co tu można zabezpieczać, skoro nie ma kibiców? A problem jest taki, że jako organizator jesteśmy odpowiedzialni za teren wokół stadionu i tego nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć. Chociażby pierwszy mecz, jaki mielibyśmy organizować po przerwie, to Derby Trójmiasta. Istnieje tak zwana trybuna leśna i nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć terenu wokół stadion. A Energa Stadion jest obiektem, który to zdecydowanie ułatwia i jesteśmy w stanie podjąć obie drużyny z zachowaniem wszelkich zasad.
Dla czytelników spoza Trójmiasta: trybuna leśna to ta, która na Traugutta znajduje się za zegarem. Stadion jest otoczony lasem, za zegarem znajduje się wzniesienie i nie raz, nie dwa pojawiali się tam kibice, którzy nie mieli ochoty kupić biletu. Ganiać się z nimi po lesie w dniu meczu? Niepotrzebne ryzyko.
Ale może warto je podjąć, skoro można zaoszczędzić? Bruliński znów rozwiewa wątpliwości:
– Trzeba pamiętać, że jesteśmy tak czy tak związani umową z Energa Stadion Gdańsk. To by tak nie działało, że skoro nie gramy tutaj, to idziemy tam i spadają nam koszty. Umowa jest długofalowa. Grając na Traugutta, musielibyśmy ponosić dodatkowe wydatki.
Cóż, fani tego obiektu po raz kolejny muszą się obejść smakiem, bo to nie pierwszy przypadek, kiedy taka inicjatywa się pojawia, ale z różnych powodów spada z rowerka. Fanom pozostaną więc sparingi i treningi, od czasu do czasu jakiś benefis. A Ekstraklasa na Traugutta pewnie już nigdy nie wróci. I chyba nie ma co płakać, tylko wierzyć, że za jakiś czas będzie można odwiedzić, być może najpiękniejszy stadion w Polsce.
Fot. Newspix