Kiedyś to można było strzelić i 100 goli, i jak Mirosław Waligóra nigdy nie dostać się do kadry. Można było zagrać 100 meczów w Bundeslidze, wbić 28 bramek i ani razu się wokół reprezentacji nawet nie zakręcić. Dziś standardy poleciały tak na łeb, na szyję, że każdy, kto choć dwa razy kopnie piłkę może mieć marzenia. Nie wiemy czy to źle, czy dobrze – ponoć warto marzyć. Gorzej, że nasz obecny selekcjoner – powoływacz sam je chętnie spełnia, nawet te najskrytsze.
Mamy więc nagły wysyp zawodników z rzekomo reprezentacyjnym potencjałem. W ten sposób dowiedzieliśmy się – dla przykładu, że materiałem na kadrowicza może być nawet Damian Chmiel, lat 27, Podbeskidzie Bielsko-Biała, 54 mecze w ekstraklasie. Usłyszeliśmy też, że po trzech dobrych meczach w Łęcznej można by już sprawdzić Grzegorza Bonina. Wachlarz kandydatur jest szeroki.
Dzisiaj okazuje się, że ukryte możliwości mogą drzemać również w Kamilu Wilczku. W poprzednim sezonie raz rezerwowym, raz podstawowym napastniku Piasta, który poluje właśnie na dwudziestego gola w ekstraklasie. Nie w sezonie, a w całej karierze. Bo w obecnym, tak się składa, ustrzelił na razie jednego w ośmiu meczach. Nie, nie będziemy śmiać się z Wilczka. Odpowiemy tylko na pytanie – wytrych: kto jest autorem tego szalonego pomysłu?
Jest nim Zdzisław Kręcina, który o „potencjale Wilczka na grę w kadrze” mówi na łamach Sportu. Oj, panie Zdzisławie, słoneczko chyba przyświeciło w czasie meczu w Zabrzu. Albo jeszcze coś gorszego…
Adama Nawałkę, na wszelki wypadek, uprasza się o pomijanie każdego artykułu z hasłem “Wilczek” przez przynajmniej trzy najbliższe tygodnie. Chociaż tak po prawdzie to mamy nadzieję, że panowie redaktorzy z katowickiego Sportu są takimi smutasami, że zwyczajnie nie wyczuli wyszukanego żartu.