Lechia Gdańsk latem wybrała się na szalone zakupy. O tym, że naściągała trochę piłkarskiego badziewia zdążyliśmy się przekonać. Czas jednak zadać pytanie o to, który z nowych zawodników może się sprawdzić. Czy pośród dwudziestu prób znajdzie się jakiś strzał w dziesiątkę? Andrzej Juskowiak przekonywał na łamach Przeglądu Sportowego, że może nim Antonio Colak. Wejście do ligi miał imponujące, pełna zgoda. Najpierw, prosto z lotniska, minął obrońców Zawiszy jak bramkę w hali odpraw i zdobył gola, a później korzystnie wypadł w meczu z Ruchem, który również zakończył z trafieniem na koncie. Zapracował sobie więc na naszą uwagę. Do tego stopnia, że dziś wzięliśmy jego występ z Bełchatowem pod lupę.
Nie da się ukryć, że to jak swój wiek całkiem ciekawy piłkarz. Pięć występów w Bundeslidze w barwach FC Nurnberg, a więc w klubie, w którym Mariusz Stępiński jadł obiady, nie wzięło się znikąd. Trzymając się porównania ze Stępińskim, w lidze regionalnej, w której napastnik Wisły w 22 meczach zdobył 6 bramek i zaliczył 3 asysty, Colak trafił aż 17 razy (6 razy asystował) przy 4 występach więcej. Tak więc na tle młodego Polaka, zawodnik Lechii wypadał bardzo korzystnie. Dziś obaj są w Polsce i na razie dalej lepiej wypada Colak, który dostaje więcej szans.
Napastnik chorwackiej młodzieżówki w wywiadach opowiadał, że wzoruje się na grze Roberta Lewandowskiego. No cóż, trochę było to dziś w Bełchatowie widać. Colak nie wzorował się jednak na „właściwym Robercie” z dobrych dortmundzkich czasów, a na Lewandowskim z wielu meczów reprezentacji Polski. Niby szukał gry, schodził do boków, cofał się do drugiej linii, ale pożytku z tego nie było zbyt wiele. Piłkarz ten najkorzystniej wygląda pomiędzy stoperami, widać to od razu.
Faktem jest jednak również to, że dziś koledzy z drużyny nie rozpieszczali go mierzonymi podaniami. Były to w zdecydowanej większości niechlujne kopnięcia, po których Colak musiał toczyć boje z Baranowskim i Telichowskim. Jednak pomimo tego, że obaj stoperzy Bełchatowa są słusznej postury kilka razy udało się napastnikowi Lechii ich przepchnąć albo bardzo dobrze zastawić piłkę. To po faulu na nim Baranowski obejrzał żółtą kartkę. W 41. minucie czujnie wykorzystał błąd Mójty dopadł do piłki w polu karnym, ale pogubił się przy wykończeniu. Za boje z obrońcami stawiamy mu małego plusa.
Minus? Gra z piłką przy nodze. Zdecydowanie za dużo prostych strat. Trochę przypominał ba tym samym swojego poprzednika, czyli Zaura Sadajewa. Bardzo dużo walki i pracowania łokciami, gorzej z graniem w piłkę. Colak ma w sobie coś z napastnika, ale jeszcze do końca nie wiemy, co to dokładnie jest. Będziemy mieć go więc w dalszym ciągu na radarach. Dziś słaba trója.