Dotychczas kiedy słyszeliśmy o finansach w Lechii, zawsze kłopoty dotykały piłkarzy. Szeregowi pracownicy mieli akurat płacone na czas, może jeden-dwa dni opóźnienia, ale to tyle. Natomiast zawodnicy? O rany, z tych wiadomości można ułożyć serial. Ale dzisiejsza informacja nie jest o tym. To zarząd uciął sobie wynagrodzenia. Miły gest, ale też nie ma co ukrywać: budowanie pozycji negocjacyjnej.
Tak już ten świat funkcjonuje, że jeśli jest coś ustalone z góry, to często człowiek automatycznie się na to nie zgadza. Wcześniej, przed wprowadzeniem tego przykazu, przykładowo piłkarze Wisły Kraków i Śląska Wrocław sami wystosowali do klubu uczciwą prośbę o zamrożenie ich pensji. Przedyskutowali sprawę, wzięli pod uwagę wszelkie okoliczności i zdecydowali tak, jak zdecydowali, na swoich warunkach. Ale łatwiej zgodzić się na zmiany w systematyce otrzymywania pensji, kiedy zdecyduje się o tym samemu niż otrzymując taką informację, niepoddawaną żadnej dyskusji.
Tym bardziej że pojawiły się dwa ciekawe pytania.
Pierwsze: Co z piłkarzami, którzy przed kryzysem, często przez wiele miesięcy, nie dostawali regularnie swoich wynagrodzeń, byli zwodzeni przez swoje kluby i mieliby słuszne powody, żeby nie zgadzać się nie tylko na tak drastyczne obniżki swoich pensji, ale też w ogóle żadne, nawet mniejsze cięcia, bo niby czemu?
Drugie: Skoro nie dość, że niektóre kluby decydują się na zwolnienia podrzędnych pracowników (przykład Piasta) i namawiają piłkarzy do tych 50-procentowych cięć, to czy na obniżki zdecydują się też prezesi, bo jakoś ich to wszystko zdawało się nie dotyczyć?
Do jednego i drugiego problemu idealnie pasował profil Lechii. Piłkarze – według informacji Jakuba Wawrzyniaka – nie dostali jeszcze pensji za żaden miesiąc 2020 roku. Klub zalega im również z premiami za Puchar Polski, Superpuchar i trzecie miejsce z poprzedniego sezonu. Jak mieliby się teraz godzić na jakiekolwiek obniżki? Albo też: trudno dziwić się, że się nie godzą.
Ale pojawiło się to oświadczenie. Zarząd klubu ogłosił, że obcina swoje pensje o 50% i w ten sposób rozpoczyna proces szukania oszczędności na ten trudny czas.
„Panująca obecnie epidemia koronawirusa spowodowała, że nad wieloma organizacjami sportowymi zebrały się czarne chmury. Nie ominęło to także piłkarskiej Ekstraklasy, która zawiesiła rozgrywki. Brak w wpływów z biletów, sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych i kłopoty przynajmniej części ze sponsorów powodują, że kluby zaczynają szukać oszczędności.
Zarząd Lechii Gdańsk zdecydował zacząć od siebie i zrezygnował z 50% dotychczasowego wynagrodzenia na czas epidemii – wstępnie do końca czerwca tego roku.
– Jako zarząd jesteśmy odpowiedzialni za przetrwanie klubu w tej bezprecedensowej sytuacji i to jest nasz priorytet. Nie mamy innej możliwości, jak tylko poszukać oszczędności wewnątrz klubu na czas, kiedy nie możemy grać. Zaczynamy od siebie, mimo że pracujemy więcej niż zwykle. Nie możemy udawać, że nic się nie zmieniło, bo z naszej perspektywy zmieniło się wszystko i ta sytuacja wymaga radykalnych działań – zaznacza Adam Mandziara, prezes Lechii Gdańsk.
Zarząd klubu w najbliższych dniach zamierza rozmawiać z piłkarzami oraz pracownikami klubu o zmniejszeniu wynagrodzeń na najbliższe 3 miesiące. Uchwała Rady Nadzorczej Ekstraklasy umożliwia klubom obniżenie płac piłkarzy nawet o 50 proc. jednak do kwoty nie niższej niż 10 tys. zł brutto. Obniżki miałyby obowiązywać od 14 marca do pierwszego meczu ligowego, jednak nie dłużej niż do zakończenia sezonu lub do 30 czerwca 2020”
Cóż, zapewne jest to wszystko kalkulowane pod pokazanie piłkarzom, że skoro my możemy, to wy też możecie. “Jest bieda, ale ona i nas dotyka”. I jeśli w Lechii te 50-procentowe obniżki dla piłkarzy będą koniecznie, to zarządowi łatwiej będzie siąść do negocjacyjnego stołu z argumentem własnych obniżek niż z samym faktem, że do tej pory nie traktowali swoich pracowników uczciwie.
“Łatwiej”, co nie znaczy, że łatwo. Gest trzeba odnotować, ale wypada mieć też wątpliwości, czy to wystarczy.
Fot. Wojciech Figurski/400mm.pl