To historia jak z horroru. Jak z filmu katastroficznego. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi z Bergamo i kilka tysięcy ludzi z Walencji podróżowało do Mediolanu, żeby tam obejrzeć mecz swoich ukochanych drużyn. Zachowywali się normalnie. Przynajmniej jak na standardy kibiców przystało. Dużo śpiewów, dużo ucisków, dużo piątek, dużo miśków. Dużo kontaktów międzyludzkich. Nie mogli wtedy wiedzieć, że prawdopodobnie, po kryjomu, między nimi rozprzestrzeniał się z wirus, który w następnych dniach będzie zbierał śmiertelne żniwo. I to nie tylko wśród nich, ale też wśród ich rodzin, bliskich, znajomych i ludzi całkowicie obcych. W całych krajach.
19 lutego 2020 roku. Włochy przygotowują się na epidemię koronawirusa, ale problem jest tylko migoczącym punktem na horyzoncie. Dziwacznym niebezpieczeństwem z Chin. Pierwsze działania administracyjne zostały podjęte niecałe trzy tygodnie wcześniej – odwołano wszystkie loty do chińskiego Wuhan. Ale życie na Półwyspie Apenińskim toczyło się codziennym trybem.
Dlatego nikogo tam nie dziwił fakt, że odbędzie się mecz fazy pucharowej Ligi Mistrzów między Atalantą Bergamo a Valencią.
Zanosiło się na tłum. Ostatecznie na stadionie w Mediolanie, bo Atalanta nie rozgrywała swoich meczów w europejskich pucharów w Bergamo ze względu na to, że jej stadion nie spełniał wymogów i wymagał modernizacji, zasiadło czterdzieści cztery tysiące osób z dwóch śródziemnomorskich krajów. Mecz to show gospodarzy. 4:1, porywający futbol, wielka radość. Ale to historia drugorzędna.
Dzień później w Lombardii zidentyfikowano pierwszy pozytywny przypadek zarażenia koronawirusem. A potem machina ruszyła. I to ruszyła w tempie nieprawdopodobnie szybkim. – W tym czasie nie wiedzieliśmy jeszcze, co się dzieje. Jeśli wirus już krążył, to ponad czterdzieści tysięcy osób zostało zainfekowanych. Ludzie zachowywali się beztrosko i trudno im się dziwić. Nikt nie przypuszczał, że sytuacja zaraz może stać się tak zła. Ludzie cieszyli się. Tamtej nocy było między nimi tyle interakcji, tyle wspólności, tyle codziennych zachowań, które potem musieliśmy ograniczyć. A wszystko to na tak małej przestrzeni, w tak dużej grupie. A w tym czasie wirus skakał z osoby na osobę – powiedział wczoraj burmistrz Bergamo, Giorgio Gori.
Włoski polityk nazwał mecz Atalanty z Valencią biologiczną bombą, a jego przerażające przypuszczenia, potwierdził jeden z lokalnych lekarzy, który wyraźnie oskarżył organizatorów meczu Ligi Mistrzów o skrajną nieodpowiedzialność i przyczynienie się do tego, że w Lombardii w kolejnych dniach umarło tak wiele osób.
– Jeden ze starszych lekarzy szpitala św. Jana XXII jest przekonany, że ten mecz okazał się bombą biologiczną. Stało się tak, że czterdzieści tysięcy fanów Atalanty, niczego nieświadomych, przyjechało na mecz, świętując przed nim, w czasie niego, i po nim. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że wielu z nich zostało zarażonych, ponieważ w tamtym momencie, tego 19 lutego, we Włoszech nie doszło jeszcze do żadnej śmierci spowodowanej koronawirusem. Trzy tygodnie później w Bergamo zmarło 3033 osób w ciągu jednego tygodnia – informował lekarz i zaraz dodawał złowieszczo: – Naukowcy twierdzą, że przerażająca większość tych ludzi była nosicielami, poszli na mecz i przynieśli go do swoich domów. Wiele osób mieszka ze starszymi ludźmi, swoimi wielopokoleniowym rodzinami i w ten sposób to się zaczęło. Oni zarazili się od tamtych, machina śmierci ruszyła i nie zatrzymuje się…
Sytuacja wśród drużyn wygląda tak, że Valencia poinformowała, że ponad jedna trzecia piłkarzy i sztabów jest zarażona koronawirusem, a zawodnicy Atalanty są poddani kwarantannie od czasu, kiedy u Marco Sportiello wykryto zarażenie wirusem.
Ale to jest sprawa drugorzędna, bardzo drugorzędna.
Piłkarze są poddani opiece medycznej na wysokim poziomie. Ich zdrowie raczej jest bezpieczne. Problem w tym, że mecz piłkarski to nie tylko spotkanie dwóch drużyn, ale przede wszystkim wielka impreza masowa, w czasie której kilkadziesiąt tysięcy ludzi przeżywa razem emocje, a potem te emocje zabiera do domu. Niestety, tym razem, oprócz emocji, zabrali coś jeszcze. Zabrali śmiercionośnego wirusa.
Fot. Newspix