Poniedziałki z pierwszą ligą to coś nowego, ale jeśli będą one wyglądały tak, jak dziś, to nie widzimy żadnych przeciwwskazań, żeby zagościły w kalendarzu na dłużej. Co prawda na konkretny przyszło nam długo czekać, ale kiedy już Warta rozgrzała silnik, to poszła niczym kostkarka po żniwach i z Radomiaka została ładnie związana bela siana. Do nokautu wystarczyło 45 minut, które popsuły debiut naszego Merveilla Fundambu na szczeblu centralnym w Polsce.
Ależ nam się zapowiadał ten mecz po tym, jak w pierwszych minutach oko w oko z bramkarzem stanął Patryk Mikita. Niestety skrzydłowy Radomiaka ten pojedynek przegrał. Niestety, bo może szybki gol sprawiłby, że obydwa zespoły bardziej by się otworzyły, a tak rozpoczęły się piłkarskie szachy, które nudziły wszystkich oglądających. Obaj bramkarze nie mieli praktycznie żadnego zajęcia. Cezary Mistrza mógł tylko obserwować, jak Mariusz Rybicki bawi się w kopacza z NFL i posyła piłkę kilka metrów nad bramką po strzale z pięciu metrów. Uderzenia radomian były blokowane, natomiast gospodarze w kolejnych próbach podpięli się do konkursu „kto strzeli wyżej”, rozpoczętego przez rzeczonego Rybickiego. I tak nam się powoli żyło na tej wsi.
Na całe szczęście po przerwie przynajmniej jedna drużyna przypomniała sobie, że dziś powinna zaprezentować potencjał, którego oczekuje się od ekip aspirujących do zagrania w Ekstraklasie. Tym zespołem była Warta, która zagrała dokładnie tak, jak grała jesienią. Mocną stroną poznaniaków w pierwszej części sezonu były stałe fragmenty gry. I co? I Kieliba szybko dał swojej drużynie prowadzenie, po tym jak przytomnie zgubił krycie po rzucie rożnym. Radomiak co prawda mógł równie błyskawicznie odpowiedzieć, ale w akcji przypominającej trochę kultową grę Pinnball, najpierw poobijali piłką obrońców, a potem dostarczyli futbolówkę wprost w ręce Adriana Lisa.
Okazało się, że to w zasadzie na tyle, jeśli chodzi o ofensywne pomysły ekipy Dariusza Banasika. Za to Warta powoli się rozkręcała i testowała Cezarego Misztę kolejnymi strzałami. W końcu znów zagrała swoje. Nawet bez Mateusza Kupczaka środek pomocy drużyny z Wielkopolski pracował na najwyższych obrotach, czego efektem była przytomnie odebrana piłka na połowie radomian, która pozwoliła na szybką kontrę. Apolinarski z Jarochem rozpracowali defensywę rywala dwoma podaniami, a całość strzałem do pustaka wykończył Robert Janicki.
W ostatnich minutach Radomiak jeszcze się przebudził i nie skłamiemy, że trochę pomógł w tym Merveille Fundambu. Debiut naszego Kongijczyka wypadł całkiem poprawnie – warto docenić przytomny odbiór przed polem karnym Warty i centrę, której nie wykorzystał Damian Nowak oraz dobre zagranie w szesnastkę do Rafała Makowskiego, którego ostatecznie uprzedził obrońca. Merveille na pewno wypadł lepiej niż Marcin Budziński, który dostał więcej czasu, a jego wpływ na grę Radomiaka był znikomy.
Koniec końców jednak to Warta trafiła do siatki po raz trzeci. Radomian na łopatki rozłożyła kolejna zespołowa akcja, tym razem zakończona płaskim podaniem, które z bliska wykończył Gracjan Jaroch. 3:0 to być może trochę zbyt brutalny wynik dla gości, ale gospodarze swoje zadanie wykonali. Jeśli to miała być Warta, która powalczy o Ekstraklasę, to nic dziwnego, że nawet Patryk Mikita życzył jej awansu w pomeczowym wywiadzie.
Warta Poznań – Radomiak Radom 3:0
Kieliba 52′, Janicki 81′, Jaroch 90
Fot. Newspix