Reklama

Miedź strzelała, Pan Bóg piłki nosił. Zagłębie lepsze w starciu spadkowiczów

Autor:

29 lutego 2020, 14:55 • 4 min czytania 0 komentarzy

Pierwszoligowcy w nowym roku przywitali nas meczem, który jeszcze parę miesięcy byłby rozgrywany w Ekstraklasie. Miedź Legnica – Zagłębie Sosnowiec, na boisku Pikk, Santana, Roman, Marquitos, Małecki, Pawłowski… No zapachniało nam takim solidnym poniedziałkiem z najwyższą ligą w naszym kraju. Ale cóż, poziom wyżej byłby to mecz outsiderów, tu było to starcie dwóch ekip aspirujących do awansu, więc słusznie spodziewano się emocji oraz całkiem niezłego widowiska. I jeśli mamy być szczerzy, to oczekiwania zostały spełnione.

Miedź strzelała, Pan Bóg piłki nosił. Zagłębie lepsze w starciu spadkowiczów

No bo jak inaczej nazwać mecz, który rozpoczyna nam się od groźnego uderzenia z dystansu, strzału w słupek i niepodyktowanego rzutu karnego? W 10 minut kibice dostali taką dawkę emocji, że spóźnialscy mają czego żałować. O co chodziło z tą jednastką? Wychodzi brak VAR-u. Josip Soljić strzelał głową, a Markas Beneta rozłożył ręce, jak gdyby śpiewał „Bohemę” z Robertem Gawlińskim i jedną z nich zatrzymał strzał rywala, ale sędzia tego nie widział, nie miał jak sprawdzić i gościom się upiekło.

Gospodarze też jednak mieli szczęście. Zagłębie przez większą część pierwszej połowy zabierała się do ataków jak szóstoklasista do zaproszenia swojej skrytej miłości na bal, ale po jednej z akcji Patryk Małecki posłał piłkę nad Łukaszem Załuską i tylko wracający Josip Sojlić uratował sytuację, wybijając zmierzającą do bramki futbolówkę. A Miedź? Widać było, że hiszpańska paka wie, jak pograć klepką, ale paradoksalnie najlepsze szanse ekipa Dominika Nowaka stworzyła sobie po stałych fragmentach gry. A to Marquitos posłał kąśliwy strzał z wolnego, a to Chrzanowski nie przycelował dobrze w piłkę strąconą przez Soljica na dalszy słupek po rogu, a to w końcu Kacper Kostorz trafił głową wprost w bramkarza. Okazje były więc dobre, ale bramek z nich nie było.

Zresztą Kostorz po tym spotkaniu powinien włączyć się do walkę o koronę króla strzelców. Wspominaliśmy o strzale w słupek w pierwszych minutach – to on ustrzelił obramowanie. Do tego wspomniana główka, poprzeczka w drugiej połowie i możemy się tylko zastanawiać, czy zawodnikowi wypożyczonemu z Legii przed spotkaniem nie przebiegło przez drogę stado czarnych kotów. Nawet jeśli Kostorzowi nie było dane trafić do siatki, to powinien mieć na koncie przynajmniej asystę, ale dwukrotnie wypracowane przez niego sytuacje marnował Marquitos. W każdym razie młody napastnik był najlepszym zawodnikiem legniczan w tym spotkaniu, aktywny, dawał się we znaki Rafałowi Grzelakowi i jeśli kibice będą mieli do niego pretensje o brak punktów, to trafią pod zły adres.

Reklama

Lista zmarnowanych sytuacji przez Miedź kazała nam przypuszczać, że za kilka chwil wszystko odwróci się o 180 stopni i… nie pomyliliśmy się. Bramka dla Zagłębia przyszła tak niespodziewanie, że w szoku byli chyba sami przyjezdni z Sosnowca. Ten gol to chichot losu z gospodarzy – ile oni mieli sytuacji po rzutach wolnych i rożnych? Nie zliczymy na palcach obu rąk. A tu proszę: jeden rzut wolny dla ekipy Dariusza Dudka, szczęśliwy strzał Grzelaka, po którym w murze rozstąpili się Roman i Marquitos, a piłka zatrzepotała w bramce. Co lepsze, legniczanie dalej naciskali, groźne strzały głową oddali Chrzanowski oraz Musa, a gola… znów zdobyło Zagłębie. Tym razem Patryk Małecki przytomnie dograł piłkę na piąty metr do Patryka Mularczyka, który nie pomylił się z bliskiej odległości. Fundamenty pod gola położył Tomasz Nawotka, który zdecydowanie wyróżniał się na boisku. Asystę drugiego stopnia zaliczył po podaniu zewniakiem, wcześniej to on dogrywał Małeckiemu, kiedy piłkę z bramki wybijał Soljić, a liczba jego dobrych, ofensywnych wejść, którymi zostawiał za plecami rywali, była nie do zliczenia.

W końcowce spotkania Miedź miała kolejną szansę po stałym fragmencie gry, ale na wysokości zadania stanął Krystian Stępniowski. Bramkarz sosnowiczan też zasłużył na pochwały, bo choć w wielu sytuacjach to rywale partolili sytuacje za sytuacją, tak 12 obronionych strzałów nie da się przemilczeć. Przed meczem na łamach „Przeglądu Sportowego” Dominik Nowak narzekał, że jego drużyna stwarza sobie za mało sytuacji, bo nawet w meczu z Radomiakiem, który legniczanie praktycznie rozstrzygnęli do przerwy, to rywale oddali więcej strzałów. Zakładamy, że dziś bardzo chętnie cofnąłby te słowa i przyjął kolejne takie zwycięstwo bez wahania.

Zagłębie? Dariusz Dudek musi być zadowolony, bo po pierwszym kwadransie spotkania nikt nie spodziewał się, że potoczy się to w takim kierunku. Szkoleniowca sosnowiczan pochwalimy też za odważne decyzje kadrowe. W Legnicy musiał radzić sobie bez najlepszego strzelca, Fabiana Piaseckiego, ale jego brak był niezauważalny – trzy strzały celne, dwa gole, co tu w ogóle komentować. Odwagi gratulujemy natomiast za wystawienie na środku defensywy Kacpra Łopaty z rocznika 2001. Zagłębie zaczęło hit kolejki z dwoma młodzieżowcami, więc Dudek mógł zrezygnować z kogoś z duetu Łopata-Sinior i wystawić np. doświadczonego Polczaka, jednak wystawienie młodego defensora ściągniętego z Wysp Brytyjskich było bardzo dobrym ruchem. Łopata zagrał dojrzale, a najbardziej zapadła nam w pamięci akcja, w której zawędrował z piłką pod linię boczną na połowie rywala, gdzie otoczyli go zawodnicy Miedzi. Chłopak zachował zimną krew i zamiast lagi spokojnie wyszedł z tej sytuacji, podejmując większe ryzyko. Dobra zapowiedź, będziemy się przyglądać, co potrafi ten gość.

Miedź Legnica – Zagłębie Sosnowiec 0:2

Grzelak 56′, Małecki 72′

Fot. FotoPyk

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...