W całej historii występów Polaków i Polek na biathlonowych mistrzostwach świata zdobyliśmy jedno złoto. Dwa dni temu świętowaliśmy zresztą 25. rocznicę jego zdobycia. Wywalczyć tamten medal udało się Tomaszowi Sikorze. Dziś Sikora komentował występ Moniki Hojnisz-Staręga, która przez osiemnaście z dwudziestu strzałów była bezbłędna i była blisko powtórzenia jego sukcesu. O tym, że tak się nie stało, zadecydowały ostatnie dwa strzały.
Hojnisz-Staręga biegła i strzelała naprawdę znakomicie. Świetnie rozkładała siły, na strzelnicy zachowywała się spokojnie, bez niepotrzebnej nerwówki. Rywalki pudłowały za to często, a wiele z nich seriami, bo mocno wiało. Zresztą ze stu zawodniczek, które wystartowały, ostatecznie tylko jedna nie popełniła błędów na strzelnicy. Monice też udawało się to naprawdę długo. A my długo wierzyliśmy, że jest w stanie osiągnąć sukces, o jakim przed startem dzisiejszych zmagań mogliśmy tylko marzyć. Zresztą ostateczne wyniki pokazują nam, że tak by właśnie było. Gdyby nie trafiła raz, byłaby trzecia. Gdyby strzelała na czysto – zdobyłaby złoto. Wyczekiwane przez nas od 25 lat.
Biathlon to jednak sport nerwów. Trzeba umieć je utrzymać na wodzy. Do tego pohamować drżenie rąk i nóg. Uspokoić oddech po biegu. Stanąć na strzelnicy, skupić się, odpowiednio ustawić karabin, po czym pięć razy trafić do celu. A że dziś zawodniczki rywalizowały w biegu indywidualnym, to wszystko musiały powtórzyć czterokrotnie. Monice udało się trzy razy. Gdy wbiegała na ostatnie strzelanie, nie byliśmy w stanie nic napisać na klawiaturze. Ręce trzęsły nam się tak, że po prostu nie trafialiśmy w odpowiednie klawisze. A to my, siedząc na wygodnych krzesłach, przy biurkach. Co dopiero ona – zmęczona i mająca świadomość tego, co może osiągnąć. Trudno sobie wyobrazić, co przemykało przez jej głowę. Ustawiła się jednak w wyznaczonym miejscu, rzuciła kijki na ziemię, zdjęła z pleców broń i zaczęła strzelać. Jeden trafiony. Chwila przerwy. Dwa. Kilka głębokich oddechów. Trzy. Zostały ostatnie krążki. Tylko i aż dwa. Przedostatni strzał.
Pudło.
Ale to nie dramat, wiedzieliśmy o tym. Hojnisz-Staręga mogła jeszcze powalczyć o medal, nawet z jednym nietrafionym strzałem. A nawet brąz byłby tu ogromnym sukcesem. Trzeba było “tylko” trafić w ostatni cel. Sęk w tym, że stało się to nagle dużo trudniejsze. Sama Monika na mecie mówiła, że wszystko rozegrało się w jej głowie. Bo gdy nie trafia się raz, szczególnie po osiemnastu celnych strzałach, dopadają wątpliwości. Trzeba umieć się nastawić na to, że będzie lepiej. Ustawić karabin. Zrobić wszystko, by tym razem się udało. I wiemy, że Hojnisz-Staręga to wszystko wykonała. Niestety, nie przyniosło to efektu. Bo to taki sport. I tak to już bywa.
Spudłowała po raz drugi.
“Ale i inne zawodniczki nie trafiały”, mówiliśmy sobie. Można więc było jeszcze wierzyć, liczyć, analizować wyniki, obserwować najgroźniejsze rywalki. Niestety, okazało się, że ostatecznie pięć rywalek było lepszych. I z jednej strony to sukces. Nigdy żadna Polka nie ukończyła biegu indywidualnego na mistrzostwach świata na wyższym miejscu. W dodatku dzięki takiemu wynikowi Hojnisz-Staręga zakwalifikowała się do startu masowego, co przed dzisiejszą rywalizacją nie było wcale pewne. Więc ma pełne prawo być z siebie zadowolona. Ale wiemy, że będzie rozczarowana. Bo była blisko, o krok, o dwa strzały od złota. O jeden od sukcesu, bo brąz przecież też by i Monikę, i nas uszczęśliwił. Niestety, nie udało się Polce wspiąć na podium. Ostatni raz czuliśmy się tak rozczarowani, gdy Stefan Hula kończył olimpijski konkurs na normalnej skoczni na piątym miejscu. To też było to dla niego wielkie osiągnięcie, wiedzieliśmy o tym my, wiedział on. Ale mógł mieć medal. Podobnie jak Hojnisz-Staręga.
Mimo wszystko gratulujemy Monice. Zapewniła nam wielkie emocje i pokazała, na co ją stać. Z indywidualnych startów na mistrzostwach został jej jeszcze bieg masowy, gdzie będzie jedyną z Polek. Pozostałe trzy, które dziś wystartowały, zajęły bowiem odległe miejsca i do ostatniej konkurencji po prostu nie weszły. Pobiegną w niej za to Dorothea Wierer, Vanessa Hinz i Marte Olsbu Roeiseland. To one zajęły dziś trzy pierwsze miejsca. Długo wydawało się zresztą, że wygra Niemka, co byłoby sporą sensacją. Hinz sukcesy do tej pory odnosiła wyłącznie w sztafetach, indywidualnie raczej nie wspinała się na wysokie lokaty. Wierer, liderka Pucharu Świata, nie dała jednak za wygraną i po świetnym biegu wdarła się na prowadzenie, zgarniając złoto. O 2,2 sekundy. Czyli mniej więcej tyle, ile większość zawodniczek potrzebuje na oddanie jednego strzału. Swoją drogą Włoszka kilka lat temu mówiła, że po tych mistrzostwach chciałaby zakończyć karierę. Ale że w kwietniu skończy dopiero 30 lat, a wyniki odnosi wciąż znakomite, po prostu trudno to sobie wyobrazić.
Zakończenia kariery nie planuje za to Monika Hojnisz-Staręga. I dobrze. Bo może i nie udało się dziś, ale jesteśmy przekonani, że to nie jest jej ostatnie słowo.
Fot. Newspix