Niespodzianka, szok, chyba powinniśmy powiadomić telewizje informacyjne. Okazało się, że w Ekstraklasie strzelanie bramek nie jest zabronione, ba, jest nawet – tak jak na całym świecie – mile widziane. Ci, którzy wytrwali do meczu Rakowa z Legią, obserwując wcześniej bezbramkowe męczenie buły pomiędzy ŁKS-em i Wisłą Płock oraz Pogonią i Śląskiem, dostali coś w rodzaju rekompensaty. Były gole, były emocje, były zwroty akcji i tak – był też… przestrzelony rzut karny.
Od tego może zacznijmy, bo to już kuriozum.
Ustawia piłkę na jedenastym metrze Angulo – strzela obok słupka.
To samo w kolejnym meczu robi Paixao – wali siła razy ramię, piłka odbija się od poprzeczki.
Dzisiaj mając futbolówkę ustawioną na wapnie, ośmieszył się Exposito.
Pal licho powiedzonka – do czterech razy sztuka. Tym razem za ten dość prosty jak mogłoby się wydawać stały fragment gry zabrał się Daniel Bartl z Rakowa. Czech – na swoje nieszczęście – uznał jednak, że sam gol to za mało i warto przy okazji przykozaczyć. Radosława Majeckiego postanowił pokonać strzałem, z którego zasłynął jego rodak, ale okazało się, że umiejętności wystarczyło tylko na nieudolną próbę naśladownictwa Antonina Panenki. Poszedł w róg bramki Majecki, ale co z tego, skoro Bartl przeniósł piłkę nad poprzeczką. Ostatecznie przyznajemy mu drugie miejsce, bo Exposito skompromitował się mocniej, ale pomocnik był godnym rywalem dla Hiszpana.
Bawimy sie w karne. Panenka za piątkę. #RCZLEG pic.twitter.com/NUQuITsjiV
— Out of Context Polish Football (@OfPolski) February 15, 2020
Chcielibyśmy już skończyć wątek tych karnych i o nich zapomnieć (pół biedy, gdyby jeszcze bramkarze bronili te uderzenia…), ale nie możemy. Otóż wyobraźcie sobie, że w końcu znalazł się też gość, który w dupie ma panującą modę i wszelkie konwenanse. W 78. minucie sędzia Lasyk podyktował drugiego karnego dla Rakowa Częstochowa, a Petr Schwarz nie dość, że trafił w bramkę, to jeszcze od razu strzelił gola.
Nie bójmy się tego słowa – BOHATER.
Dobra, to teraz wypada umieścić te karne w kontekście całego meczu, by trochę uporządkować tę relację. Co warte podkreślania – meczu, który mógł się podobać. W pierwszej połowie grę prowadziła Legia Warszawa, piłkarze Vukovicia mieli dużą przewagę, ale gola strzelili gospodarze. Tudor wysoko przejął piłkę, oddał ją do Schwarza, a ten posłał w kierunku Musiolika. Różne rzeczy można o napastniku Rakowa mówić, wybitnym graczem to on nie jest, ale trzeba przyznać, że głową grać potrafi – najpierw oszukał Lewczuka tak, że można by pomyśleć, że obrońca miał opaskę na oczach, a potem mocnym strzałem z dyńki nie dał szans Majeckiemu.
Legię to pobudziło, ale Szumski radził sobie ze strzałami z dalszej odległości, a w polu karnym brakowało Legii dokładności – jak choćby wtedy, gdy wzdłuż bramki zagrywał Rosołek. Pozmieniało się dopiero po przerwie i to błyskawicznie, bo już w pierwszej minucie – Luquinhas skorzystał z kiksu Kante (ostatecznie asysty) i zaskoczył bramkarza rywali. 1-1. I właśnie w takich okolicznościach przyrody Bartl zmarnował jedenastkę. Na domiar złego z perspektywy beniaminka Czech później skiepścił jeszcze lepszą sytuację do zdobycia gola. Stanął oko w oko z Majeckim i – nieładnie mówiąc – chyba obsrał zbroję, bo strzelił fatalnie.
W ogóle trzeba przyznać, że mecz przyjął dość niespodziewany obrót – prócz szansy Bartla Majecki musiał się nagimnastykować przy uderzaniach Szczepańskiego, Jacha i później przy strzale Browna Forbesa. Ale konkret pojawił się najpierw po stronie Legii. Aktywny Kante skorzystał z zamieszania w polu karnym i asysty Gwilii, w 74. minucie dając prowadzenie Legii. I gdy wydawało się, że goście to za dobra drużyna, by dać sobie wyrwać te trzy punkty, Luquinhas kompletnie, konkretnie bez sensu kopnął w szesnastce Szczepańskiego.
Ciąg dalszy znacie.
Ach, dobry był to mecz. Może nawet lepszy niż wszystkie cztery wcześniejsze razem wzięte, a już na pewno lepszy niż dwa dzisiejsze. Raków pokazał, że potrafi się postawić, a grał dziś bez Petraska. Z kolei tylko punkt dla Legii powinien rozochocić Cracovię, która w razie wygranej z Lechem może zrównać się w tabeli z aktualnym liderem.
Fot. FotoPyK