W tym roku mecz Ty Też Masz Szansę odbywał się w wyjątkowo nieprzyjemnych warunkach pogodowych.
Tego dnia w Milanówku było po prostu zimno. Tak klasycznie po polsku – szarówka, mgła, mróz, który niezabezpieczonym częściom ciała bezlitośnie zmieniał kolor na czerwono-siny. Nic przyjemnego. Pogoda, która zachęcała do spędzenia całego dnia w domu przy rozkręconych kaloryferach i rozpalonych kominkach.
A jednak młodzi piłkarze, którzy się tutaj znaleźli, widzieli tu swoją szansę. Przyjechało pełno ludzi. I wszystko wyszło szczęśliwie. Mecz się odbył, zawodnicy mieli okazję pokazać swoje talenty, ale przy tym wiadomo, że to dla nich dopiero początek długiej drogi do większej kariery.
Zapraszamy do zapoznania się historią o VII edycji Ty Też Masz Szansę.
***
Projekt Ty Też Masz Szansę, rozgrywany na boiskach Milanu Milanówek, sprowadza do tej podwarszawskiej miejscowości pełno ludzi z całej Polski. Przyjeżdżają wyskautowani i odnalezieni piłkarze z niższych lig, od południa przez wschód i zachód po północ, przyjeżdżają ich rodziny, przyjeżdżają skauci, przyjeżdżają trenerzy, przyjeżdżają ludzie piłki i przyjeżdża też on – organizator. Emil Kot. Przyjeżdża z Londynu. Pełen entuzjazmu, uśmiechu, chęci do działania.
Wszędzie go pełno. Przechadza się po budynku klubowym, kursuje między szatniami, dogląda graficznych szczegółów, wita się z każdym, kto chce z nim się przywitać, ucina krótkie pogawędki z kim tylko może. To jego dziecko. To jego projekt. To jego pasja. To widać.
On to wszystko organizuje, koordynuje, promuje, trzyma w ryzach. Zależy mu, żeby wszystko przebiegało jak najpłynniej.
***
Mecz ma zacząć się o 14:00. Na trybunach i kobiety, i mężczyźni, i dzieci, i dorośli, i zapaleńcy, i ciekawi zabawy laicy. Pełna rozpiętość. Ten mecz to jednak nie zwykła pokazówka. Tutaj nikt nie oczekuje, że będzie grał dla rodziców, dla dziewczyny, dla fanów czy kogokolwiek takiego. Tutaj gra się dla skautów. A ci zapowiedzieli swoje wizyty w takiej reprezentacji:
– ŁKS Łódź (Ekstraklasa)
– Pogoń Szczecin (Ekstraklasa)
– Miedź Legnica (I liga)
– Stal Rzeszów (II liga)
– Widzew Łódź (II liga)
– Znicz Pruszków (II liga)
– Olimpia Zambrów (III liga)
– Świt Nowy Dwór Mazowiecki (III liga)
– RKS Radomsko (III liga)
– Ursus Warszawa (III liga)
Do tego dojdą jeszcze ci, którzy nie chcieli się zapowiadać. Klasyka. Skautom zazwyczaj nie zależy na funkcjonowaniu na widoku i pierwszym planie.
***
Składy. Żółci na Czarnych.
***
Powtórzymy: jest zimno, mija kilka minut po czternastej, a zawodnicy dalej znajdują się na rozgrzewce. Nie jest to szczególnie przyjemne, więc postanawiamy ogrzać się herbatą. Idziemy traktem w stronę budynku klubowego. Obok nas przechodzą sędziowie. Na swoich koszulkach mają nadrukowany napis promujący akcję #SzacunekDlaArbitra.
– W takich meczach, wśród młodych zawodników, najłatwiej promować jest takie wartości.
Kilka kroków dalej spotykamy Jakuba Wardzyńskiego. Rocznik 2000. Kilka lat spędził w juniorach Polonii Warszawa, w minionym sezonie rozegrał dwanaście spotkań w trzecioligowym ŁKS 1926 Łomża. Od pół roku bez klubu. Ubrany w czarną koszulkę z numerem 6. Będzie grał.
– Nie spodziewaliśmy się ciebie tutaj – zagajamy.
– Widzicie, tak wyszło.
– Naprawdę jeszcze jesteś uznawany za młody talent? – podszczypujemy.
– Wierzę, że też jeszcze mam szansę!
***
– Panowie, zaparzcie sobie wodę i koniecznie herbatka – zaczepia nas starszy pan, pracownik Milanu Milanówek, w salce z ciastkami i herbatą.
– Dokładnie taki mamy plan!
– A słodzą panowie?
– Nie ma takiej potrzeby.
– Nawet, jakbyście panowie normalnie słodzili, to tu nie posłodzicie. Z herbatą jak w życiu – czasami lepiej gorzko niż za słodko!
Wsparci herbatą i mądrością życiową wracamy na boisko, gdzie zaczyna się mecz. I nie zamierzamy tutaj słodzić: początek jest chaotyczny i zwyczajnie nudny. Młodzi piłkarze są niezgrani, dominują niedokładności, nieporozumienia, szarpana gra, a głównym przeciwnikiem jakiejkolwiek płynności są ciągłe straty. To się nie może podobać, ale trudno się temu dziwić. Grają ze sobą pierwszy raz w życiu i bardzo możliwe, że ostatni.
***
W międzyczasie łapiemy Mateusza Sokołowskiego, dziennikarza na różne sposoby opisującego rzeczywistość niższych lig w Polsce, który pełni tutaj rolę skauta Ty Też Masz Szansę. Pytamy go o to, jak to wszystko funkcjonuje z jego perspektywy.
Kogo w tym roku przywiozłeś ze sobą?
Dwóch chłopaków – Kacpra Klinickiego z czwartoligowej Pilicy Białobrzegi i Kamila Boguszewskiego z okręgowego Wichru Kobyłka. Pierwszy to lewy obrońca, zdolny, do tego posiadający status młodzieżowca, a niewielu jest na rynku młodych chłopaków na jego pozycji. Drugi to piłkarz ofensywniejszy, skrzydłowy, jeszcze młodszy od niego o trzy lata i też spodziewam się po nim fajnego występu.
W ilu meczach ich zobaczyłeś przed poleceniem ich na tę edycję Ty Też Masz Szansę?
Kacper Klinicki brał udział w V edycji tego projektu. Nie jestem w stanie powiedzieć, ile meczów z jego udziałem widziałem w tym sezonie, ale pewnie około pięciu, bo niższe ligi oglądam nałogowo. Boguszewskiego tak samo. Pamiętam, że wiedziałem jego debiut w A-klasie, bo Wicher awansował z niej do ligi okręgowej w zeszłym roku. Przyjechałem na jakiś ich mecz i od razu rzucił mi się w oczy.
Uważasz, że pięć spotkań to wystarczająco, żeby trafnie ocenić czyjś potencjał?
Myślę, że tak. Widać już pewne schematy boiskowych i pozaboiskowych zachowań.
Mówisz, że Klinicki był już tutaj dwie edycje temu. Coś z tego wynikło?
Był na testach w drugoligowym Zniczu Pruszków, ale sami wiecie, jak wyglądają takie testy. Zadzwonimy do pana, nie mam telefonu, żaden problem, do widzenia. Nic się nie wydarzyło. Nie wiem, czy chodziło o to, że nie chcieli nikogo brać, czy po prostu im się nie podobał. Teraz ma kolejną szansę.
Co jest waszym celem jako skautów? To akcja czysto non-profit. Nic z tego nie macie.
Zadowalamy się głównie satysfakcją. Chcemy komuś pomóc. Wielu polecanych przeze mnie tutaj zawodników szło potem na testy do wyższych klas. Rok temu Jan Szulkowski przeszedł z A-klasy do III ligi do Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Niestety, nie błysnął, nie popisał się szczególnie i jeszcze czeka na poważniejszą szansę.
Jeśli ktoś faktycznie by się wyróżniał, ktoś faktycznie był świetny, to musiałby tutaj przyjeżdżać czy to bardziej rozpatrywać w kategorii ostatniej szansy?
Nie nazywałbym tego ostatnią szansą. Świat polskiego skautingu działa różnie. Czasami kogoś się przeoczy, czasami kimś w ogóle się w klubach nie zainteresują, czasami nikomu nie chce się gdzieś pojechać, czasami trenerzy biorą głównie znanych sobie piłkarze, albo ewentualnie takich z poleceń menadżerskich. Zresztą wcale nie tak łatwo wyłapać, że 30 kilometrów od dużego klubu, gdzieś w okręgówce, w jakimś mało znanym klubie, jest akurat gość, który ma potencjał, żeby grać wyżej.
Jak wygląda proces proponowania zawodników do tego projektu?
Proces proponowania wygląda tak: mamy grupę na Facebooku, na której podsyłamy swoje kandydatury i propozycje w czasie rundy jesiennej. Potem najczęściej nawiązujemy kontakt z piłkarzem, którym się interesujemy, w momencie, kiedy wszyscy ustalimy już, że nadaje się do Ty Też Masz Szansę. Czasami zdarza się, że klub nie puszcza zawodników na nasze edycje. Początkowo takich przypadków było więcej, ale teraz na szczęście takich problemów jest coraz mniej.
Co sobie obiecujesz po tej edycji?
Wiecie, nie jest powiedziane, że Ty Też Masz Szansę jest nastawione na tu i teraz. Wcale nie musi być tak, że od razu kluby będą zapraszać zawodników jeszcze przed wiosną. Będziemy zadowoleni nawet jeśli dopiero za jakiś czas, może latem, jakiś skaut przypomni sobie, że obserwował podczas TTMSZ któregoś z zawodników i zaproponuje mu testy. Tutaj nie będzie żadnego odpuszczania. Będzie walka, bo każdy chce się pokazać.
***
Po dwudziestu pięciu minutach spotkania na trybunę przychodzi Emil Kot. Wcześniej motywował zawodników do gry z ławki. Teraz czas na krótkie sondowanie, kto się pojawił, kto ogląda i na kogo może liczyć. Przechadza się i zatrzymuje na chwilę, stając przy różnych ludziach.
Czy jest zadowolony? Trochę jeszcze przeżywa początek spotkania, nie można na to wszystko spojrzeć obiektywnie. Czy podoba mu się poziom spotkania? Intensywnie, agresywnie, ale nieimponująco. Jest doświadczony, widzi to, nikomu nie będzie mydlił oczu. Przy okazji wskazuje zawodnika z numerem 6 w drużynie żółtych – Nataniel Wybraniec. Defensywny pomocnik z inklinacjami bielikowatymi.
Wcześniej nie rzucał się w oczy. Zamierzamy przyglądać mu się przez następne kilkanaście minut z większą uwagą. I faktycznie, 19-letni piłkarz może się podobać. Wychodzi do gry, nie panikuje z piłką, podejmuje mądre decyzje, potrafi kiwnąć, z relatywną lekkością przychodzą mu przerzuty, zmieniające ciężar gry z prawa na lewo i z lewa na prawo. Co raz niezłym podaniem między liniami obsługuje któregoś z ofensywnych pomocników, ale nic z tego nie wychodzi – dalej na boisku panuje niepewność.
W międzyczasie podchodzi Remigiusz Lembowicz. Wieloletni menadżer piłkarski, który wraz z Marcinem Matuszewskim sprowadzał do Polski m.in Igora Angulo i Daniego Ramireza. To nieprzypadkowy człowiek. W lipcu minionego roku został zatrudniony w roli doradcy i pełnomocnika zarządu do spraw sportowych w Stomilu Olsztyn. Od niedawna już tam nie pracuje. Ma nałożony kaptur, pali papierosa i tylko uśmiecha się szeroko, odmawiając dłuższej rozmowy na temat swoich wrażeń i planów związanych z Ty Też Masz Szansę. Tak bywa.
***
Koniec pierwszej połowy. Bezbramkowy remis. Dalej nie ma szału.
Jako jeden z ostatnich z poziomu murawy schodzi Piotr Dziewicki. Znana postać. Niegdyś niezły polski obrońca, dziś pracujący w ramach technologicznego systemu AiCOACH. W rękach ma tablet, deklaruje pośpiech, bo chce jeszcze parę rzeczy przekazać w szatniach. Kiedy przed drugą częścią spotkania odpali swój system, do którego podpięci są zawodnicy z Ty Też Masz Szansę, stanie przy ławce i opowie nam o paru rzeczach związanych ze swoją rolą w tym całym projekcie.
Na TTMSZ przyjeżdża wielu młodych zawodników, którzy nie mają wielkiego związku z profesjonalnym wymiarem piłki, a tutaj dostają od pana specjalne kamizelki AiCoach, które umożliwiają piłkarzom pomeczowe przyjrzenie się temu, jak pracowali. Jak to działa?
Różnica między naszym system a dotychczas wykorzystywanymi systemami jest taka, że nie wykorzystujemy specjalistycznego systemu, tylko urządzenia, który ma każdy z nas, czyli smartfona. Jest on tak zaprogramowany, że zawiera sensory, które są tak zaprogramowane, że można dzięki nim zbierać dane dotyczące lokalizacji, przemieszczania się, przeciążeń, usytuowania i dzięki temu można wykrywać, kto i na jakich dystansach porusza się do tyłu, a kto do przodu. Analizuje to też prędkości, przeciążenia prawej i lewej nogi, naprawdę to daje bardzo duże możliwości. Już po pierwszej połowie widzieliśmy, w jaki sposób zawodnicy się prezentowali i co z siebie dawali. Możemy w czasie rzeczywistym podglądać, jak się zawodnicy prezentują i ocenić, jakie było tempo meczu. Widzimy też heat mapę, to, czy zawodnicy realizują powierzone im przed meczem zadania czy wprost przeciwnie.
Długa jeszcze przed nami droga edukacji w używaniu technologii w sporcie. Dzisiaj przy zadanym pytaniu zawodnikom z tej edycji TTMSZ o ich tętno maksymalne i tętno spoczynkowe, duża część piłkarzy nie potrafiła odpowiedzieć, bo oni zwyczajnie nawet nie wiedzieli, że coś takiego istnieje. A przy tym mają chęć uczestniczenia w bardziej profesjonalnych rozgrywkach, bycia w profesjonalnych klubach, ale jeśli naprawdę tego chcą, to muszą wiedzieć, że trzeba się uczyć i rozwijać.
Skąd bierze się takie podejście zawodników, że choć dysponują wieloma materiałami, możliwościami i technologiami, to zwyczajnie ich świadomość nie jest na najwyższym poziomie i nie wiedzą wielu podstawowych rzeczy?
To dotyczy każdej dziedziny życia. Są ludzie, którzy chcą się uczyć, chcą czerpać ze nowinek i wynalazków technologicznych, ale są też tacy, dla których to całkowicie nieważne. Pewnie można myśleć, że gra w piłkę nożną polega na tym, żeby wyjść na boisko i pokopać piłkę, ale to droga donikąd. Przewagę wyrobić sobie można na każdym poziomie – od przygotowania technicznego, fizycznego, motorycznego przez mentalne, psychiczne, psychologiczne po właśnie nowocześniejsze z wykorzystaniem temu podobnych systemów. Takie szczegóły decydują o sukcesie. Spójrzmy na takiego Roberta Lewandowskiego. Od niepamiętnych czasów, jeśli w ogóle kiedykolwiek, nie miał żadnej kontuzji mięśniowej. Żadnej. Doprowadził swoje ciało do takiego stanu samoświadomości, że doskonale wie, co dla niego jest lepsze. Nie mówię, że każdy ma być Lewandowskim, ale świadomość piłkarzy i ich trenerów musi być większa.
Jak zmieniła się świadomość zawodników przez lata?
Na pewno się zwiększa, za moich czasów mieliśmy mniej możliwości, ale wydaje mi się, że teraz za dużo rzeczy jest na pokaz. Ostentacyjnie, byle wszyscy widzieli. Piłkarze chcą prezentować profesjonalny styl życia, manifestować go, ale przy tym nie potrafią stosować się do reżimu, który sam sobie narzucają. Do tego trzeba mieć charakter. Trzymać się zasad.
Obserwowanie zawodników przez system technologiczny to jedno, ale nie więcej daje intuicja i samo obserwowanie?
Ten system nie służy do tego, żeby przez same dane patrzeć na zawodnika. Żaden system nie zastąpi ludzkiej decyzji. To ma być pomoc, która pozwoli podejmować lepsze decyzje. System nie powie, czy zawodnik jest dobry albo zły. Nie ma nawet takich szans. Wyobraźcie sobie sytuację, że 700 zawodników w roczniku U-15 jest objętych obserwacjami. Skauci muszą więc pojechać ich oglądać, obserwować, a potem konsultować z trenerami. Oni dostają dane, ile zawodnik rozegrał minut, ile bramek strzelił, natomiast nikt nie wie, ile oni trenują, ile grają, jakimi obciążeniami są obkładani, jak oni to wszystko realizują. Każdego dnia, każdego tygodnia, każdego miesiąca analizowany jest ich każdy trening. Dzięki takim systemem łatwo jest to wszystko zweryfikować i zobaczyć, czy dany piłkarz robi postęp, czy się rozwija, czy ma trend, który spada. Służy to każdemu.
Jeszcze nie do końca zdajemy sobie sprawę, ile dają takie dane i co można z nimi zrobić.
Jakie wnioski można wyciągnąć na podstawie tego systemu po pierwszej połowie?
Nie analizowałem tego. Na pewno widać, że są zawodnicy bardzo dobrze przygotowani fizycznie i biegają więcej, ale są też zawodnicy, którzy grają na pozycji środkowego pomocnika i biegają pięć minut w czasie 45 minut na dystansie 3,2 kilometra. To bardzo słaby wynik. Chociażby taka zmiana sporo daje.
Byłby pan w stanie w szatni, na podstawie danych z tego systemu, pozmieniać coś w czasie meczu? To jest ta skala wymierności?
Oczywiście, jeśli zawodnicy byliby podpięci pod ten system tydzień w tydzień, to widziałbym do czego przyłożyć najwięcej uwagi, porównując historyczne dane do tego, co właśnie się wydarzyło.
Jak system jest wykorzystywany w przypadku tego projektu?
Przede wszystkim zawodnicy będą mieli dostęp do pełnego raportu na temat swojej postawy, będą mogli wyciągnąć wnioski i zastanowić się, co jeszcze mogliby poprawić. Oczywiście korzystać z tego będą mogli też zainteresowani skauci, dla których wszelkie informacje mogą okazać się ważne. Dla skautów nie liczy się tylko to, co zobaczą na żywo albo w telewizji. Oni dzięki temu dostaną szerszy obraz, twarde dane, bo nasze oko jest zawodne.
Opowiem anegdotę o Ty Też Masz Szansę, które odbywało się na Escoli. Przyjechali skauci oglądać zawodnika z numerem 6. Duży zawodnik, wydawało się, że mało ruchliwy, że mało dynamiczny, że ma problemy z przyspieszeniami. Narzekali na to również po meczu, a okazało się, że był w pierwszej trójce graczy, którzy przebiegli najdłuższy dystans, a do tego jeszcze z jedną z najszybszych prędkości. I wtedy skauci się zaczęli się zastanawiać, gdzie popełnili błąd, a on po prostu nie gestykulował, nie krzyczał, nie awanturował się, nie kłócił się, nie wykonywał niepotrzebnych ruchów. Zwyczajnie bardzo dobrze pracował na boisku. Szkoda, że nie wyłapałem i nie wiem, co się z nim teraz dzieje.
To tylko potwierdza, że nie wszystko da się wychwycić gołym okiem.
Oko człowieka jest zawodne. Nie ma w tym wielkiej filozofii. Często tak jest, że dopiero po analizie wideo możemy zobaczyć wszystko. Każda nowinka technologiczna daje przewagę, jeśli jest dobrze i świadomie wykorzystywana.
Jakie są pana impresje na temat poziomu TTMSZ?
Mecz toczy się w niezłym tempie. Bywało, że mecze TTMSZ były szachami, badaniem się nawzajem, a tutaj mamy mecz bardziej otwarty, z okazjami i z niezłymi sytuacjami. Zawodnicy są nieźle przygotowani fizycznie. W oczy rzuca się tylko brak zgrania, ale to oczywiste. Skauci nie przyjeżdżają tutaj zobaczyć gościa, który kiwnie czterech, ominie bramkarza i strzeli bramkę, bo takie rzeczy zdarzają się w piłce bardzo rzadko, ale raczej mogą zobaczyć, czy piłkarz potrafi współpracować, pomagać partnerom, zachowywać w drodze do szatni, czy żyje z drużyną, czy potrafi odłożyć swoje ego na bok. To naprawdę kluczowe elementy.
***
Druga połowa faktycznie przynosi więcej emocji. Nie ma już takiej walki w środku pola, przebijania, badania terenu. Więcej zgrabnych akcji, pierwsze stuprocentowe sytuacje i błędy wynikające ze zmęczenia.
Czarni przejmują inicjatywę i strzelają dwie bramki.
Przy ławce szaleje Emil Kot. On naprawdę to przeżywa. Krzyczy, podpowiada, gestykuluje, wspiera, kibicuje. Aż bije od niego życzliwość. Cały czas w ruchu. Przy linii rozgrywa swój własny mecz. Zresztą to o tyle praktyczne, że jeśli chociaż na minutę przystanie, widać, że marznie, więc zaraz znów zrobi przysiad, skok, krótki przebieg. Żyje.
Łapiemy go przy linii bocznej. Nie porozmawiamy długo, bo zaraz już ktoś pokazuje mu, żeby zajął się dalszym instruowaniem zawodników, żeby znów wrócił do swojej roli ławkowego showmana.
Jak oceniasz poziom VII edycji TTMSZ?
Pierwsza połowa nie zapowiadała fajerwerków, ale to już klasyk, tak jest co roku, że na początku zespoły muszą się poznać, dograć, zbadać i dominują niedokładności. Nie pomaga to, że chłopaki się nie znają. Głównie jednak chodzi o stres i obawę, że popełni się błąd, ktoś na trybunach zobaczy i straci się szansę na wyłapanie przez skauta. Z czasem ta presja mija, sporo też podpowiadamy w szatni i wszystko wygląda lepiej.
Nie boicie się, że piłkarze będą próbowali grać pod siebie?
Nie, nie ma takiej opcji. Przed każdym spotkaniem ostrzegam wszystkich, że nie po to tutaj przyjechali, żeby zrzucić im dwadzieścia dwie piłki i żeby każdy miał robić, co mu się tylko podoba. To nie miałoby większego sensu. Mecz jest jeden. Oni muszą wiedzieć, że skauci zwracają uwagę na sytuacje meczowe. Na to, jak piłkarz współpracuje z kolegami, jak reaguje w danych momentach, w jaki sposób zachowuje się po stracie piłki, czy dostrzega lepiej ustawionych partnerów – to się liczy.
Widać po chłopakach, że nazwa waszego projektu nie jest przypadkowa – oni faktycznie traktują to w kategoriach szansy.
Intensywność przez pierwsze dwadzieścia pięć minut była bardzo bardzo wysoka, potem tempo trochę siadło, mecz się otworzył, nie spodziewałem się, że wygrają czarni, bo żółci wyglądali trochę lepiej.
(Emil przerywa i patrzy się z pełnym skupieniem na jakąś akcję Czarnych)
Mhm, zgubiłem wątek (śmiech).
Rzucimy ci inny temat: masz taką obawę, że ten mecz nie przyniesie chłopakom żadnej zmiany w ich karierach?
Zawsze jest jakaś zmiana, zawsze coś się dzieje w ich karierach, przeważnie po każdym meczu średnio 5-6 chłopaków dostaje szansę na testach w klubach z wyższych lig. Jeśli ktoś dostaje okazję pokazania się na tygodniowych testach na szczeblu centralnym, to wszystko leży w jego nogach.
To też nie jest tak, że z kimkolwiek od razu po meczu TTMSZ jakiś klub podpisze kontrakt, a raczej chodzi o to, żeby zaprezentować jego potencjał, prawda?
Dajemy im szansę i walczymy o testy dla nich. Każdą sytuację, kiedy chłopak przesunie się z okręgówki do trzeciej ligi, traktujemy jako wielki sukces. To już poziom, na którym można się zaprezentować i wybić jeszcze wyżej. Wiecie, my nie odpowiadamy za kariery tych chłopaków. Dajemy im platformę na pokazanie się, kibicujemy im, promujemy ich, ale to tyle. Poza tym wszystko siedzi w ich nogach. Najlepszym przykładem jest Daniel Smuga, który dostał szansę w III lidze, z której trafił do Ekstraklasy. Albo Dawid Rogalski, który u nas błyszczał, trzeba było trochę poczekać i dziś jest najlepszym strzelcem GKS-u Katowice.
(Emil znów przerywa i krzyczy przy jakiejś akcji: Idź, idź, idź!)
Niewykluczone, że ktoś z trwającej edycji wybije się dopiero za trzy-cztery lata i dopiero wtedy o nim usłyszymy. Nic na szybko, nic od razu, to jest proces.
Sam grałem w piłkę, sam byłem czwartoligowym piłkarzem jako szesnastolatek, myślę, że miałem możliwości, żeby zajść wyżej, ale nigdy nie dostałem poważniejszej szansy. A, kiedy w międzyczasie zerwałem jeszcze więzadła krzyżowe, to już w ogóle straciłem szansę na cokolwiek sensownego w karierze czysto piłkarskiej. Pomyślałem sobie więc, że fajnie byłoby stworzyć szansę innym chłopakom, podobnym jak ja, żeby ci mogli dostawać szansę na wyższym poziomie. To często chłopcy z mniejszych miejscowości. Ja też grałem pod Warszawą, w Markach, i też gdyby nie to, że graliśmy sparing z Dolcanem Ząbki i na ten mecz nie przyszedł Marcin Sasal, to zainteresowanie moją osobą byłoby niemożliwe.
Przywiozłeś ze sobą chłopaka z Londynu.
Przyjechał sam!
Ale go namówiłeś.
Tak. Nie brakuje w Londynie chłopaków, których można promować do piłki w Polsce. W poprzednich edycjach też już byli tacy. Polaków w Londynie jest masa, będzie jeszcze więcej w rocznikach 2004-2005, bo to ten pierwszy rocznik po wielkim boom na wyjazdy emigracyjne do Wielkiej Brytanii. To będzie nasze źródełko za dwa lata, stąd też pomysł na zorganizowanie edycji również w stolicy Anglii.
Jeśli ktoś przyjeżdża tutaj drugi raz w ciągu kilku edycji, to znaczy, że poniósł porażkę?
Nie, jesteśmy konsekwentni w tym, co robimy. Spójrzmy na takiego Tomka Pawlikowskiego, który był u nas na trzech edycjach. Bramkarz. Grał w IV lidze, pokazywał się u nas i po trzeciej edycji podpisał umowę z drugoligową Wisłą Puławy. Zaliczył debiut w II lidze, rozwija się, odbył masę testów na różnych poziomach i mu się udało. Zawsze chłopakom pokazuję jego przykład. Pojechał na testy do sześciu zespołów III ligi. Wszędzie spotkał się z reakcją odmowną. Pojechał na testy do II ligi, minął tydzień i podpisał kontrakt. Można? Można.
Przyjechali skauci, którzy się deklarowali?
Nie wiem, mało czasu spędzam po drugiej stronie. Mam nadzieję, że tak.
Czasami bywa tak, że ktoś się nie zapowiada, ale przyjeżdża, siedzi w kapturze i kominie, więc nie sposób go rozpoznać. Pamiętam sytuację z zeszłorocznej edycji, kiedy przyjechał Piotr Kosiorowski z Widzewa Łódź, ale nie sposób było go zidentyfikować, bo stał, ale z kompletnie zakrytą twarzą. Gdybym go nie znał, gdybym nie potrafił rozpoznać go po samych oczach, to nigdy przenigdy nie wiedziałbym, że to on!
Nie wszyscy chcą być widoczni, nie wszyscy chcą się afiszować ze swoją obecnością i to całkowicie zrozumiałe.
Co by cię najbardziej satysfakcjonowało po tej edycji?
Żeby dwóch-trzech chłopaków poszło na testy do II ligi.
Możliwe?
Szczerze? Dwóch może mieć na to szansę.
***
Emil Kot na Twitterze informuje, że już po trzech godzinach od zakończenia meczu czterech zawodników otrzymało propozycje testów:
– Mateusz Borowski
– Dominik Konkel
– Kamil Boguszewski
– Jakub Prondzyński
***
To skautingowy projekt o charakterze całkowitego non-profit. Nie zarabia na nim nikt. Na organizację przeznaczone są środki własne, sponsorskie i te, które udało się zebrać podczas internetowej zbiórki. W tym roku trochę ponad cztery tysiące. Emil Kot chce pomagać. Po prostu.
Kot: – Wiecie, co mi przyświeca przy tym wszystkim? Dwie rzeczy: pasja i idea.
Następnego dnia, z samego rana, trochę po szóstej, wsiądźcie w samolot i poleci do Anglii, gdzie niedługo odbędzie się londyńska edycja. Czy ktoś się wybije?
Nie wiadomo, ale czy w tej historii aby na pewno tylko o to chodzi?
DANIEL CIECHAŃSKI I JAN MAZUREK