Nie przeżyliśmy zbiorowej amnezji i doskonale pamiętamy, że swojego czasu Paweł Cibicki zdążył się nam zaprezentować w roli rozkapryszonego gwiazdorka, który nie wie, czego chce i wydaje mu się, że bez konsekwencji może bawić się w kotka i myszkę z całym światem. Jego narodowościowe perypetie przypominały czeski film i to taki z kategorii tych mniej ambitnych. Płynnie przechodził od deklaracji, że czuje się Szwedem przez bicie się w pierś i słowa, że jednak jest Polakiem, przechodząc do etapu bycia Szwedem i Polakiem na raz, aż w końcu, jaśnie pan, zdecydował się i wybrał skandynawskie pochodzenie. Od tego czasu minęło jednak parę wschodów i zachodów słońca, a życie tak pokierowało losem Cibickiego, że właśnie podpisał kontrakt z Pogonią Szczecin. I wcale nie jest to głupi ruch, a obie strony mogą tylko na tym skorzystać.
Tyle, ile się z Cibickiego pośmialiśmy, to nasze, już nikt nam tego nie odbierze, ale momentami to wszystko było co najmniej niesmaczne. Był młody, wydawało mu się, że świat leży u jego stóp i w tym wszystkim chciał nieco cynicznie budować swoją pozycję reprezentacyjną, balansując między młodzieżówkami Polski i Szwecji. Doszło nawet do takiej absurdalnej sytuacji, że pewnego razu, tak się w tym wszystkim zamotał, iż przyjął powołania na zgrupowania obu kadr i nie widział najmniejszego powodu, żeby to nieporozumienie w jakiś sensowny sposób rozwiązać. Jak to się skończyło? Ano tak, że do Polski nie przyjechał i chyba wtedy sztab szkoleniowy trenera Dorny ostatecznie oprzytomniał, przestając słać powołania do gościa, który nie był w stanie powiedzieć, jaka tożsamość jest mu bardziej opłacalna.
Sami zastanawialiśmy się, co musiało dziać się w jego głowie. Te wszystkie kalkulacje, analizy, obliczenia, walki polskich robotów ze szwedzkimi robotami, wewnętrzne dyskusje, no, ubaw po pachy. W końcu postawił twardo na kraj, w którym się urodził i wychował. Nikt naprawdę nie miałby do niego o to pretensji, bo to była przewidywalna decyzja, ale styl, w jakim to zrobił, bardzo niekorzystnie o nim świadczył.
Inna sprawa, że jego klasa piłkarska była niepodważalna. Doskonale widzieliśmy to chociażby po Euro U-21 z 2017 roku. Zagrał w trzech meczach, i choć Szwedzi żadnego z nich nie wygrali (0:0 z Anglią, 2:2 z Polską, 0:3 ze Słowacją), to do Cibickiego nikt nie mógł mieć większych pretensji. Wybraliśmy go nawet do grona największych indywidualnych olśnień polskiego czempionatu. Napisaliśmy o nim wówczas tak:
„Nasz stosunek do Cibickiego-człowieka znacie, nie będziemy strzępić ryja (czy tam nadwyrężać klawiatury), bo szkoda naszego wysiłku. Cibickiemu-piłkarzowi trzeba jednak oddać, że ten turniej wyszedł mu naprawdę dobrze. Trudno było znaleźć bardziej aktywnego zawodnika w drużynie Trzech Koron niż właśnie Polak Szwed Polak Szwed Polak Szwed. Nie ma przypadku w tym, że w lidze szwedzkiej jest jednym z najczęściej uderzających na bramkę piłkarzy, że w słabym Jonkopings zapracował sobie na triumfalny powrót do Malmoe, gdzie dziś jest wiodącą postacią ofensywy.”
Kilka miesięcy po tym turnieju zamienił Szwecję na angielskie Leeds, jego kariera miała przyspieszyć, ale stało się zupełnie inaczej. W Championship szanse dostawał sporadycznie, przez pierwsze kilka miesięcy nie był w ogóle gotowy na regularnie granie, grzał albo ławkę, albo trybuny, potem zaliczył dwie asysty w swoich dwóch pierwszych meczach na brytyjskich boiskach i na tym właściwie się skończyło.
Minęły dwa lata i Cibicki podpisuje kontrakt w Szczecinie. Przyjrzyjmy się mu sezon po sezonie:
2013: Malm0 FC – 7 meczów, 0 goli, 1 asysta – dopiero wchodzi do dorosłej piłki, ale już momentami pokazuje się z dobrej strony.
2014: Malmo FC – 21 meczów, 3 gole, 1 asysta – jest etatowym jokerem i ważną postacią zespołu, która zdobywa mistrzostwo i superpuchar Szwecji, ale trochę brakuje mu liczb.
2015: Malmo FC – 9 meczów, 3 gole, 0 asyst – gra sporadycznie, przegrywa rywalizację o miejsce w składzie, często ląduje poza kadrą, ale przy tym debiutuje w Lidze Mistrzów i to z niezłym efektem (asysta w wygranym 2:0 meczu z Olympiakosem Pireus)
2016: Jonkopings Sodra IF – 26 meczów, 9 goli, 7 asyst – zmienia zespół na słabszy na zasadzie wypożyczenia, jest jego liderem, pomaga mu utrzymać się w środku tabeli solidnej ligi szwedzkiej, zalicza bardzo dobre liczby i pokazuje, że zasługuje na większą szansę w Malmo
2017: Malm0 FC – 20 meczów, 5 goli, 3 asysty – ma mocną pozycję w składzie Malmo, które zdobywa mistrzostwo, gra w dwudziestu meczach na dwadzieścia jeden możliwych do rozegrania, poprawia swoje liczby i sam już wie, że to może być jego ostatni rok w kraju.
2017/18: Leeds United – 7 meczów, 0 goli, 2 asysty – tak jak wspominaliśmy: Cibicki dosyć brutalnie odbił się od poważniejszej piłki.
2018 (jesień): Molde – 13 meczów, 3 gole, 3 asysty – momentami błyszczy, strzela, asystuje, ale przy tym długimi miesiącami w jego liczbach panujcie całkowita posucha.
2019: IF Elfsborg – 14 meczów, 5 goli, 1 asysta – w szwedzkim przeciętniaku znów rozwija skrzydła.
2019/20 (jesień): ADO Den Haag – 3 mecze, 0 goli, 0 asyst – wyjazd do Holandii okazuje się klapą. Stracona jesień, niecałe 120 minut gry, za wysokie progi na Szweda nogi.
W Pogoni nikt się jednak tym nie zraża. Po odejściu Adama Buksy, definitywnie najlepszego szczecińskiego snajpera, w ataku panowała posucha. Kiedy rozmawialiśmy z Dariuszem Adamczukiem, dyrektorem sportowym klubu, można było wyczuć w jego głosie pewną obawę o obsadę pozycji napastnika, nawet, jeśli ten sam deklarował, że nikt nie panikuje i nie będzie rozdzierał szat po odejściu Buksy do USA.
Sprawa jednak jest dosyć klarowna. Kosta Runjaić, bez Buksy w składzie, miałby do dyspozycji taki wystrzałowy wybór:
– Michalis Manias – 29-letni Grek, który w tym sezonie rozegrał niecałe 350 minut w Pucharze Polski i PKO Bank Polski Ekstraklasie, i ani razu, ale to ani razu nie udało mu się skierować piłki do siatki. To raczej nie jest facet, który zapewni Pogoni przykładowe dziesięć bramek w nadchodzącej rundzie, w której klub ma przecież walczyć o mistrzostwo kraju.
– Soufian Benyamina – z kolei 29-letni Niemiec, to jeszcze ciekawszy gagatek. Przychodził z trzeciej ligi niemieckiej, do tej pory rozegrał w polskiej lidze 20 spotkań, zazwyczaj z ławki, w których dwukrotnie strzelał bramki. Oglądając go na murawie, dawno straciliśmy wiarę, że będzie z niego coś sensownego.
No i od biedy jest jeszcze Adam Frączczak, który jednak swoje lata już ma, a też nie jest klasycznym napastnikiem i nie ryzykowalibyśmy stawiania na nim całej odpowiedzialności za strzelanie bramek w tak silnej drużynie, jaką chce być i momentami jesienią bywała Pogoń.
Pawła Cibickiego czeka więc niemałe wyzwanie. Będzie musiał sprostać schedzie Adama Buksy, który choć typem lisa pola karnego nigdy nie był, to potrafił i rozegrać, i wyjść do piłki, i powalczyć w powietrzu, i obsłużyć kolegów podaniem, i samemu też wykończyć akcję. Szwed, który kiedyś mienił się Polakiem, będzie musiał udowodnić swoją klasę piłkarską, pokazać wszystkie swoje największe atuty, może nawiązując przy tym w fajny sposób do tego, co robił na polskich boiskach dwa i pół roku temu, a wtedy wszyscy będą zadowoleni.
Na razie na papierze ten transfer się broni. I jedna, i druga strona może na nim skorzystać. Cibicki, żeby zbudować swoją pozycję i wrócić do formy, a Pogoń, bo i marketingowy, i sportowo zdaje się, że znalazła sposób na próbę zastąpienia Buksy.
Fot. Newspix