Kolejny piłkarz Ekstraklasy spakowany. Jarosław Niezgoda – jeśli tylko przejdzie testy medyczne – zostanie zawodnikiem Portland Timbers. Jak informują Tomasz Włodarczyk i Janekx89, Legia zarobi na tym transferze około 3,8 miliona dolarów podstawy, która po wypełnieniu bonusów może dobić do pięciu milionów.
Gdyby ktoś powiedział nam miesiąc temu, że najpopularniejszym zimowym kierunkiem polskich piłkarzy będzie MLS, to… trochę byśmy się zdziwili. A jednak. I coś nam się wydaje, że to nie koniec romansu Ekstraklasy ze Stanami Zjednoczonymi, skoro Amerykanie tak chętnie sypią dolarami za naszych piłkarzy. Wielu kibiców pewnie zastanawia się, czy w obliczu walki o odzyskanie mistrzostwa Polski powinno się oddawać najlepszego strzelca (i najlepszego zawodnika?), ale rynek ma swoje prawa i naszym zdaniem mówią one jasno – takich ofert zwyczajnie się nie odrzuca. Suma odstępnego za 24-latka jest BARDZO DOBRA, by nie użyć mocniejszych określeń.
Dlaczego?
Po pierwsze – Niezgoda nie jest już młodzieniaszkiem. Fakt, że wchodzi w 25 rok życia i jeszcze nie znalazł się w poważniejszym otoczeniu niż Ekstraklasa, to dla wielu klubów informacja, przy której zapala się czerwona lampka. Zagraniczne kluby często kupują bardziej potencjał niż jakość na tu i teraz, a w przypadku Niezgody istnieją obawy, że jego rozwój piłkarski będzie z każdym rokiem przebiegał coraz wolniej. Co tu dużo mówić – to już doświadczony piłkarz, w sile wieku, ze zbitki “młody, zdolny, perspektywiczny” w jego kontekście trzeba wykreślić już pierwszy epitet, a i nad ostatnim należy postawić znak zapytania.
Po drugie – do Niezgody lubi się przypałętać uraz. Oczywiście jesienią był – odpukać – w pełni zdrów i nie opuścił ani jednego spotkania z powodu kontuzji, ale gdy potencjalny zainteresowany usługami Jarka patrzył na sezon 18/19, mógł złapać się za głowę. Najpierw kontuzja pleców, później zabieg i rekonwalescencja po wykryciu wady serca, znów powrót do problemów z plecami i na koniec uraz mięśnia dwugłowego uda. Efekt – 131 minut spędzonych na ligowych boiskach, a więc praktycznie tyle, co nic. Sezon stracony – i to z kilku różnych przyczyn.
Po trzecie – Niezgoda nigdy nie został zaproszony na zgrupowanie reprezentacji, co więcej – nie odegrał nawet zbyt wielkiej roli nawet w młodzieżówkach (łącznie tylko pięć występów w U-21). Europejskie puchary? Nie grał. Eliminacje? Dwa mecze (oba z ławki) przez całą karierę.
Po czwarte – za podobne pieniądze odchodzili w ostatnich latach znacznie bardziej perspektywiczni piłkarze. 1,5 roku temu rówieśnik Niezgody, Krzysztof Piątek, wykręcił kwotę odstępnego na poziomie 4,5 milionów, 20-letni Dawid Kownacki odchodził za czwórkę, podobne pieniądze zapłacono za 19-letniego Sebastiana Walukiewicza. Zdarzają się oczywiście podobne strzały za zawodników w podobnym wieku, jak ostatnio Buksa czy niegdyś Rudnevs albo Mierzejewski, ale o każdym z tych zawodników mówiliśmy, że został sprzedany za bardzo dobre pieniądze.
Po piąte – Niezgoda nie miał nawet pewnego placu w Legii Warszawa. Sezon zaczynał jako trzeci napastnik, w lidze toczył wyrównaną rywalizację z Jose Kante i w efekcie spędził na ligowych boiskach 59% możliwego czasu.
Reasumując – grzechem byłoby odmówić. Paradoksalnie ostatni punkt być może zadziałał na korzyść Niezgody, bo pozwolił mu osiągnąć niebywałą skuteczność – napastnik trafiał do siatki w tym sezonie ligowym co 76 minut. Dla porównania królowie strzelców z poprzednich lat strzelali…
18/19: Igor Angulo (24 bramki) co 130 minut,
17/18: Carlitos (24 bramki) co 133 minuty,
16/17: Marco Paixao (18 bramek) co 137 minut i Marcin Robak (18 bramek) co 113 minut,
15/16: Nemanja Nikolić (28 bramek) co 108 minut.
Co więcej – spośród regularnie grających piłkarzy, to właśnie Niezgoda potrzebował najmniej prób, by znaleźć drogę do siatki. Jak wyliczył portal EkstraStats, były już napastnik Legii oddał jesienią 36 uderzeń, 21 z nich było celne, 14 wpadło do bramki, a więc do strzelenia gola potrzebował średnio 2,57 strzału. To liczby, które bez wątpienia robią wrażenie.
Cokolwiek mówić o polityce transferowej Legii, ona także zasługuje na pochwałę. Sprawą bez precedensu jest fakt, że warszawski klub przez dwa okienka transferowe sprzedał aż trzech piłkarzy z jednej pozycji. Sandro Kulenović zasilił Dinamo Zagrzeb, Carlitos odszedł do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a Niezgoda trafił do MLS. Jak na zespół grający tylko jednym napastnikiem – jest to sprawa dużego kalibru.
Sprawą otwartą jest, czy Legia da radę wzmocnić jeszcze siłę ognia. Próby ściągnięcia napastnika podejmie – to pewne, zwłaszcza w obliczu grubej sumy w amerykańskiej walucie, która niebawem wpłynie na jej konto. Póki co legioniści zostają tylko z Jose Kante i wsparciem w postaci powracającego do zdrowia Vamary Sanogo (będącego sporą niewiadomą) i dwójką młodych-zdolnych w osobie Macieja Rosołka i Kacpra Kostorza. Od biedy można posłać na szpicę także Mateusza Cholewiaka, ale jeśli Legia myśli o odzyskaniu tytułu, musi sprowadzić jeszcze jedną armatę. Lider Ekstraklasy zainteresowany jest chociażby Jakubem Świerczokiem.
Oferta Portland Timbers spada Legii jak z nieba, bo żadną tajemnicą jest fakt, że warszawski klub nie ma najstabilniejszej sytuacji budżetowej i tylko w sezonie 18/19 zanotował stratę w okolicach 30 milionów złotych (!). Do zasypania jej transferem Niezgody trochę zabraknie, nawet po wypełnieniu wszystkich bonusów, ale mimo wszystko jest to znaczący zastrzyk gotówki dla stołecznych. Sam piłkarz zalicza piłkarsko krok do przodu. Jeśli spojrzymy na fakt, że jeszcze 1,5 roku temu zaciekle dyskutowaliśmy, czy lepszy w przekroju sezonu 17/18 był Niezgoda, czy Piątek – tempo rozwoju piłkarza może rozczarowywać. Patrząc na tu i teraz – to bardzo dobry i logiczny ruch.
Fot. FotoPyK