Kiedy w PKO Bank Polski Ekstraklasie wprowadzano przepis o obowiązku gry młodzieżowca niektórzy jego przeciwnicy wspominali, że odbije się to na niższych ligach. Po pierwsze dlatego, że I liga żyła także z wypożyczeń zawodników z wyższej klasy rozgrywkowej, po drugie dlatego, że kluby Ekstraklasy wydrenowały rynek, wyciągając co lepszych zawodników z tym statusem. Chcąc nie chcąc pierwszoligowcy musieli dostosować się do nowej rzeczywistości. Jak na tym wyszli? Sprawdziliśmy.
**
Teoretycznie można powiedzieć, że przepis wyszedł klubom z pierwszej ligi na lepsze. Na zapleczu Ekstraklasy zagrało 83 młodzieżowców, podczas gdy jesienią ubiegłego roku na placu gry zameldowało się 71 piłkarzy z takim statusem.
To jednak czysta teoria. Liczba, której można użyć co najwyżej do propagandy, żeby pokazać – zobaczcie, jest lepiej, ruszyliśmy machinę. Rzeczywistość jest dla pierwszoligowców brutalna, a duże problemy zaczęły się już w trakcie letniego okienka. Doświadczył ich choćby Radomiak, który mocno odczuł był pat rozmów z Legią Warszawa w sprawie Michała Karbownika. Ktoś powie, że Karbownikowi wyszło to na dobre – tak, jednak trzeba pamiętać, że do ostatnich dni sierpnia grał tylko w rezerwach i gdyby nie szczęśliwy splot wydarzeń i zmiana pozycji, nie musiało być tak kolorowo. Natomiast o ile Karbownik zyskał, tak Dariusz Banasik był zmuszony do improwizacji. W pierwszych kolejkach wystawiał do gry Kacpra Pietrzyka, stopera bez większego doświadczenia w seniorskiej piłce, co szybko odbiło się na postawie defensywy. Po korekcie postawiono na bramkarza Mateusza Kochalskiego, który początkowo spisywał się nieźle, zaliczył serię 352 minut na zero z tyłu, ale i on w końcu zaczął popełniać błędy. Wrócono do opcji z Pietrzykiem, ale zimą klub spróbuje zwiększyć wachlarz możliwości.
– Przepis sam w sobie jest dobry, bo młodzieżowcy mają szansę się rozwijać, ale nie ma co się oszukiwać, dla nas jest ciężej. Legia, Zagłębie czy inne kluby muszą zostawiać młodzież u siebie. Oczywiście nie wszyscy zostają, ale na przykładzie Karbownika: gdyby nie przepis, trafiłby do nas. Widziałem też, że Lech ściąga zawodników z wypożyczeń. Musimy po prostu szkolić młodzieżowców sami, jeżeli się tego nie robi, trzeba szukać wyróżniających się piłkarzy w niższych ligach, albo brać tych, którzy się nie przebili w Ekstraklasie. Z wnioskami poczekałbym jednak jeszcze rok, żeby zobaczyć jakie wtedy będą statystyki, bo to pierwsze okienko było próbą dla wszystkich. Teraz zimą może być przecież tak, że ekstraklasowicze chętniej wypożyczą nam piłkarzy, którzy jesienią nie grali – ocenia szkoleniowiec radomian, Dariusz Banasik.
O Radomiaku wspominamy dlatego, że jest to jeden z najgorszych zespołów w lidze pod względem młodzieżowców. Na dobrą sprawę korzystał on tylko z dwóch piłkarzy z tym statusem, w obydwu przypadkach byli to zawodnicy defensywni. Nic więc dziwnego, że „Zieloni” są jednym z trzech zespołów, w których młodzieżowcy nie wypracowali ani jednego gola. Obok radomian są to także Olimpia Grudziądz i Odra Opole, mimo że młodzież znajdziemy tam także w ofensywie. – U nas przez większą część sezonu Bartłomiej Wdowik grał jako lewy obrońca, dlatego może tych liczb brakować. Druga rzecz jest taka, że pół rundy spędziliśmy bardzo nisko i więcej było ratowania wyniku niż oczekiwania wysokich zwycięstw, dlatego młodzieżowcy grali u nas raczej ostrożnie. Czy będziemy szukać wzmocnień wśród młodzieżowców zimą? Nie jestem już osobą decyzyjną w klubie, zobaczymy, jak sytuację oceni nowy trener – komentuje Piotr Plewnia, który jesienią zastępował w Odrze Mariusza Rumaka. Trener opolan ma rację, ale tylko po części bo w ofensywie Odra miała Huberta Sobola i Franciszka Wróblewskiego. Obaj przez ponad 650 minut nie zdołali nic wskórać.
W Grudziądzu natomiast rolę młodzieżowca pełnił głównie Dominik Frelek. Chłopak ma dopiero 18 lat i nie będziemy się go przesadnie czepiać, ale skoro sam siebie w wywiadzie określa mianem „wydolnościowca”, którego największym atutem jest wybieganie, to nie ma się co dziwić, że jego obecność w drugiej linii nie przyczyniła się do żadnej bramki. Nic dziwnego też, że Olimpia, podobnie jak Radomiak, poszuka konkurencji. Tyle że w przypadku grudziądzan pobudki są inne – jak informował lokalny dziennikarz Tomasz Warsiński, z powodu pustek w kasie klub z Grudziądza wiosną będzie grał młodzieżą, licząc na zysk z Pro Junior System. Istnieje więc szansa, że przy hordzie młodzieżowców, któryś z nich w końcu, choćby zrządzeniem losu, do gola się przyczyni.
GOLE WYPRACOWANE PRZEZ MŁODZIEŻOWCÓW JESIENIĄ:
GKS Tychy – 8 (5 goli + 3 asysty)
GKS Bełchatów – 6 (5+1)
Zagłębie Sosnowiec – 6 (2+4)
Bruk-Bet Termalica – 5 (1+4)
Sandecja Nowy Sącz – 5 (4+1)
Chrobry Głogów – 5 (3+2)
Wigry Suwałki – 4 (1+3)
GKS Jastrzębie – 3 (1+2)
Chojniczanka – 3 (3+0)
Warta Poznań – 3 (1+2)
Stal Mielec – 3 (0+3)
Miedź Legnica – 3 (1+2)
Podbeskidzie B-B – 2 (2+0)
Stomil Olsztyn – 2 (1+1)
Puszcza Niepołomice – 1 (0+1)
Radomiak, Olimpia Grudziądz, Odra Opole – 0
Gdzie mogą odczuwać komfort? Na pewno w Tychach, które nie tylko przewodzą klasyfikacji, ale przede wszystkim mają pod ręką swoich wychowanków. Mimo że Ryszard Tarasiewicz nie ma wyraźnego faworyta wśród młodzieżowców, może liczyć, że każdy z nich dołoży małą cegiełkę do sukcesu. Poza tym przynosi to punkty w Pro Junior System. – Zwracamy uwagę na udział wychowanków-młodzieżowców. Gdyby rozgrywki I ligi zakończyły się w tym momencie, GKS dostałby 1,3 mln z PJS. I to wcale nie dlatego, że my na siłę patrzymy na ten ranking. Nasza wysoka pozycja jest niejako przy okazji. Nasi młodzi zawodnicy zaliczani do tej klasyfikacji to wychowankowie klubu, więc punktują razy dwa – cieszył się prezes Leszek Bartnicki w rozmowie z katowickim „Sportem”.
Powodów do radości nie mają natomiast w Bełchatowie. Owszem, GKS na swoich młodzieżowców nie mógł narzekać. „Brunatni” wpadli zresztą na ciekawy pomysł. – Uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli młodzieżowcy będą rywalizowali ze sobą na tej samej pozycji. Wtedy będzie to uczciwe, będzie grał lepszy, a nie młodszy – mówił w „Pierwszoligowcu” w Weszlo.FM asystent trenera Artura Derbina, Patryk Rachwał. Idea była słuszna i skuteczna, bo napastnicy GKS-u wypracowali 6 goli, jednak zrodziła problem – obydwu punktujących już nie ma w klubie. Latem błysnął i szybko odszedł Przemysław Zdybowicz, zimą Wisła Płock wyciągnęła Dawida Kocyłę. Beniaminek został z Maciejem Masem, który w 17 występach nie zaliczył ani gola, ani asysty. W związku z problemami finansowymi ciężko będzie znaleźć zastępców, ale klub wciąż liczy na młodych zdolnych.
– Już niemal dwa lata pracuję w Bełchatowie i co pół roku zespół jest osłabiany. Zawsze powtarzam piłkarzom, żeby angażowali się w treningi i mecze, żeby ktoś ich dostrzegł, żeby trafili do klubu z lepszymi perspektywami. Ostatnio oddaliśmy Michalskiego, Zdybowicza, Kocyłę, wszyscy poszli do Ekstraklasy, więc można się w Bełchatowie rozwijać. Myślę, że to dobry sygnał dla młodych zawodników, którzy mogą się u nas pokazać – uważa trener Derbin.
Względny spokój mają w Sosnowcu, choć początkowo nie wyglądało to zbyt dobrze. Kacper Radkowski i Jakub Sinior nie błyszczeli, ale od kiedy Dariusz Dudek postawił na Mateusza Szweda, Zagłębie może powiedzieć, że na młodzieży nie traci. Biorąc pod uwagę, że wiosną do gry powinien wrócić Michał Góral, sosnowiczanie zimą mogą się skupić na innych celach transferowych. Pewni swego mogą być też w Bielsku-Białej, gdzie występuje czołowy młodzieżowiec ligi, Konrad Sieracki. Ugruntowane pozycje w klubach mają też Maciej Śliwa, Patryk Makuch (Miedź Legnica), Krystian Wachowiak (Chojniczanka) czy Radosław Kanach (Sandecja). Problem w tym, że choć w każdy z nich ma pewny plac, ciężko powiedzieć, że któryś z nich jest czołową postacią ligi. Jasne, nie grają na sztukę, ale jeszcze rok temu młodzież naprawdę potrafiła pozamiatać zaplecze Ekstraklasy. Teraz mówimy, że kluby mogą być spokojnie głównie dlatego, że zwyczajnie nie muszą szukać perełek na totalnym bezrybiu. Zresztą, spójrzmy na liczby.
CZOŁOWI MŁODZIEŻOWCY: JESIEŃ 18/19
1. Juliusz Letniowski (Bytovia) – 7 goli, 2 asysty
2. Hubert Adamczyk (GKS Tychy) – 4 gole, 2 asysty
3. Miłosz Szczepański (Raków) – 4 gole, 2 asysty
4. Jakub Moder (Odra) – 4 gole, 1 asysta
5. Kacper Kostorz (PBB) – 2 gole, 3 asysty
6. Michał Góral (Wigry) – 3 gole, 2 asysty
CZOŁOWI MŁODZIEŻOWCY: JESIEŃ 19/20
1. Dawid Kocyła (GKS Bełchatów) – 3 gole, 1 asysta
2. Adrian Benedyczak (Chrobry) – 2 gole, 2 asysty
3. Mateusz Szwed (Zagłębie) – gol, 3 asysty
4. Dominik Połap (GKS Tychy) – 2 gole, 1 asysta
Nietrudno zauważyć, że czołówka z tego sezonu nie łapałaby się nawet do top 5 ubiegłych rozgrywek. Mało tego, wynik taki jak Kocyła (którego już w lidze nie ma), Benedyczak i Szwed rok temu wykręcili Gracjan Jaroch i Mateusz Czyżycki, więc w top 10 znalazłoby się maksymalnie trzech graczy z jesieni 2019. Teraz tyszanie chwalą się ośmioma bramkami wypracowanymi przez młodzieżowców, sezon temu lepszy wynik wykręcił sam Letniowski. Zresztą – w top 5 obecnego sezonu znalazłby się ktoś z dwoma wypracowanymi golami na koncie. Poprzedniej jesieni taki wynik Bartosz Bida wykręcił w… 120 minut.
Okej, nie samą ofensywą człowiek żyje. Może po prostu zdolna młodzież pochowała się w tyłach? No… nie do końca. O problemach Radomiaka z Kochalskim i Pietrzykiem już wspominaliśmy, natomiast warto pamiętać, że rok temu na zapleczu Ekstraklasy oglądaliśmy Jana Sobocińskiego czy Mateusza Spychałę, zawodników zdecydowanie wyróżniających się w swoich zespołach. Spychała poprzedniej jesieni mógł pochwalić się 10 czystymi kontami, Sobociński zebrał ich 9. Tyle samo, ale łącznie, zebrali tej jesieni czołowi młodzi defensorzy, czyli Aleks Ławniczak z Warty Poznań i Konrad Matuszewski z Wigier Suwałki.
Bramkarze? Tu można porównać jeden do jednego na przykładzie Puszczy Niepołomice. Rok temu Miłosz Mleczko wpuścił jesienią 27 goli i miał 6 czystych kont. Teraz Karol Niemczycki spisywał się nieco lepiej: 6 meczów na zero z tyłu i 19 wpuszczonych bramek, choć według InStata ma też 8 błędów bramkowych. W tej sytuacji można się jednak dopatrzyć plusów, bo Niemczycki zachowuje przy tym skuteczność interwencji na poziomie 77%.
Tyle że Niemczycki to mały plus w morzu minusów. Kolejnym dowodem na to, że wiodących młodzieżowców brakuje, jest czas gry. Wspominaliśmy, że liczba grających piłkarzy z roczników objetych statusem wzrosła. To fakt, natomiast przy tym spadła liczba zawodników, którzy spędzili na boisku przynajmniej 50% czasu gry. W poprzednim sezonie wymóg ten spełniło 21 z 71 młodzieżoców, teraz tylko 14 z 83. Rok temu trzy kluby nie miały żadnego zawodnika, który jesienią przekroczył ten próg, teraz takich zespołów jest pięć. Widać, że problem wciąż mają w Chrobrym, który jako jedyny powiela się w tym zestawieniu. Znamienne jest też to, że obecnie tylko w dwóch drużynach znalazł się „ponadprogramowy” młodzieżowiec z 50% minut gry na koncie. W sezonie 2018/2019 takich zawodników było bowiem sześciu.
Czas wbić gwóźdź do trumny, choć żadna w tym przyjemność, bo naprawdę fajnie byłoby oglądać w pierwszej lidze młodych zdolnych. W czerwcu na mistrzostwa świata do lat 20 zostało powołanych sześciu zawodników, którzy miniony sezon spędzili na zapleczu Ekstraklasy. I tak, jasne – Polska mundialu nie zawojowała, tak, najlepiej wyglądaliśmy przeciwko amatorom z Tahiti, ale jednak była to grupa najzdolniejszej młodzieży w kraju. Mało tego, w gronie tej szóstki tylko rezerwowy bramkarz Miłosz Mleczko nie pojawił się na boisku, reszta była pewnymi punktami kadry Jacka Magiery. Teraz ten sam selekcjoner nie ma po kogo sięgać. Podczas ostatniego zgrupowania zadzwonił do trzech piłkarzy z I ligi – Adriana Benedyczaka, Bartłomieja Wdowika i Mateusza Górskiego. Jedynie ten ostatni, rezerwowy golkiper Puszczy, powąchał murawę. O ile zdążył, bo od Magiery dostał 9 minut gry.
Fakty są więc brutalne – w I lidze jakość piłkarskiej młodzieży spadła tak drastycznie, że zaraz z hukiem roztrzaska się o ziemię. Jedyna nadzieja w tym, że spełni się życzenie Dariusza Banasika i kluby z PKO Bank Polski Ekstraklasy wkrótce „oswoją się” z nowym przepisem, luzując kilku młodych, dopiero aspirujących do bycia wybitnymi. Przez lata przecież na zapleczu szlifowano młodzież z niezłym skutkiem. Gdyby tak się jednak nie stało, warto spojrzeć w kierunku GKS-u Tychy. Ok, może tyska młodzież ligi nie podbiła, ale przynajmniej w klubie nie muszą się martwić, czy więksi łaskawie odstąpią im piłkarza. Tyle że podglądać GKS można, a kopiować łatwo nie będzie, bo niewielu ligowych rywali ma akademię na poziomie tej z piwnego miasta.
Wygląda więc na to, że na skok jakości wśród pierwszoligowej młodzieży przyjdzie nam trochę poczekać.
SZYMON JANCZYK
fot. 400mm.pl