Tysiące mądrych głów od Serbii przez Szwecję aż po Białystok debatowały i rozmyślały nad problemem długimi miesiącami. Regulacje prawne. Śledztwa policyjne. Praca organiczna. Nieuchronność kary. Zaostrzenie kontroli. Miliony pomysłów na walkę z pirotechniką na stadionach i zero efektu. Aż przyszedł on. Wojewoda dolnośląski, który po racowisku na meczu Śląska Wrocław z Legią Warszawa znalazł prosty sposób na rozwiązanie problemu. Że też nikt nie wpadł na to wcześniej.
Wystarczy…
ZAMKNĄĆ STADION!
Ha! Tego się nie spodziewaliście, co? Teraz to dopiero tym kibicom Śląska pójdzie w pięty, nie będą mogli wejść na mecz z Lechem Poznań, to następnym razem naprawdę porządnie się zastanowią, zanim wniosą na stadion, a następnie odpalą jakikolwiek materiał pirotechniczny. Oj, uderzy ich ta kara nieprawdopodobnie, już widzimy oczami wyobraźni jak nowatorski i świeży pomysł wojewody finalnie rozwiązuję kwestię rac i innych fajerwerków. Przypisywane momentami Einsteinowi, innym razem Franklinowi hasło głosi: “szaleństwem jest robić ciągle to samo, oczekując innych rezultatów”. No to cyk, wojewoda proponuje coś nowego.
A tak właściwie to wcale nie.
Wojewoda Jarosław Obremski zrobił to, co wielu innych polityków przed nim. Zamknął stadion na jeden mecz, największą karę wymierzając:
– klubowi, którego pozbawił zysków z dnia meczowego
– zwykłym kibicom, którzy jednego meczu nie mogli obejrzeć przez dym z rac, a drugiego nie będą mogli obejrzeć przez decyzję wojewody
– piłkarzom pozbawionym wsparcia
– wrocławianom, którzy zrzucają się w podatkach na miejski klub, obecnie pozbawiony zysków z jednego dnia meczowego
Czy przejmą się tym wrocławscy ultrasi, odpowiedzialni za ostatnią oprawę? Ze wszystkich kar, które przewijały się przez polskie stadiony, to zamykanie całego obiektu było chyba zdecydowanie najmniej skuteczne, przynajmniej w stosunku do strat poniesionych przez podmioty kompletnie niewinne. A przecież jest tyle możliwości, które faktycznie uderzają w kiboli. Zakazy wyjazdowe. Zamknięcie młyna z wyłączeniem możliwości wchodzenia bywalcom tego sektora na kolejny mecz. Zakazy klubowe. Ale nie, trzeba znowu włożyć dżinsy szeryfa i zamknąć cały stadion.
Nie zrozumcie nas źle – oglądając tę dorodną mgłę we Wrocławiu sami w myślach rozpatrywaliśmy szereg najbardziej dotkliwych kar z walkowerem włącznie. Sęk w tym, że o tysiąc razy mocniejszą i bardziej logiczną karą byłby faktycznie walkower, który akurat uderzyłby także w kiboli, niż zamknięcie stadionu, uderzające wyłącznie w tych, którzy już wcześniej zostali skrzywdzeni tym irytującym dymem.
Fot.FotoPyK